Już wiadomo, jak Facebook chce sobie poradzić z fałszywymi wiadomościami
Użytkownicy będą zgłaszać nieprawdziwe informacje, a specjalne organizacje sprawdzą ich autentyczność. Szansa na wyeliminowanie fałszywych wiadomości czy raczej zapowiedź kolejnych ideologicznych sporów?
16.12.2016 | aktual.: 16.12.2016 13:31
“99 procent informacji pojawiających się na Facebooku jest autentyczna” - stwierdził Mark Zuckerberg, odpowiadając na zarzuty sugerujące, że fałszywe newsy udostępniane na portalu miały wpływ na wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych. Chodziło między innymi o informacje o tym, że kandydaturę Donalda Trumpa poparł papież Franciszek oraz że jeden z agentów FBI, który prowadził śledztwo w sprawie Hillary Clinton, został znaleziony martwy. Choć Zuckerberg wątpił w znaczenie “fake newsów”, to serwis obiecał wprowadzenie opcji zgłaszania materiałów niezgodnych z prawdą. Już wiemy, jak ten system ma działać.
Facebook i fałszywe newsy
Każdy użytkownik będzie mógł oznaczyć nieprawdziwy jego zdaniem news. Zgłaszający zadecyduje o tym, czy zablokować “roznosiciela” fałszywych informacji, wysłać do niego wiadomość (by móc wyprowadzić go z błędu lub po prostu poinformować) czy tylko zgłosić sprawę Facebookowi. Co portal z taką wiedzą zrobi?
Będzie newsa analizował. A konkretnie zrobią to specjalne, wyznaczone organizacje. Jeżeli stwierdzą, że informacja jest rzeczywiście nieprawdziwa, to osoby chcące udostępnić newsa zostaną o tym poinformowane. Nadal będą mogły podać go dalej, ale dostaną ostrzeżenie o niewiarygodności. To całkiem uczciwe zasady - Facebook daje wybór, a przy okazji uświadamia. Dla niektórych może to być zachęta, żeby dowiedzieć się na dany temat czegoś więcej, nim puści się w świat zmyśloną informację. A tych, jak wiadomo, jest na Facebooku mnóstwo.
System ma jednak pewne wady. Bierze też pod uwagę liczbę udostępnień, stosując ryzykowną zasadę - im ich mniej, tym większe prawdopodobieństwo kłamliwej treści. Tyle że często z treścią artykułu ludzie się nie zgadzają i dlatego nie chcą puszczać tekstu dalej. Wówczas wpis może na tym ucierpieć, bo algorytmy zaliczą go do kategorii nieprawdziwych i pojawi się niżej na tablicy, co wpłynie na jego widoczność. Marcin Maj z "Dziennika Internautów" słusznie zauważa, że często fałszywy temat zdąży zostać wielokrotnie udostępniony, nim ktoś potwierdzi jego niewiarygodność. Efekt może być taki, że fałszywe newsy i tak będą krążyć. Liczba udostępnień to raczej żaden wyznacznik.
Kontrowersje wzbudzać będą też oceniający. Marcin Maj wspomina tekst jednego z dziennikarzy, który twierdzi, że “organizacje sprawdzające wiarygodność będą raczej prolewicowe”. Dyskusja na ten temat trwa już dziś - Facebookowi zarzuca się stronniczość, a konkretnie fakt, że moderatorzy mają określone sympatie polityczne, przez co kasowane są profile np. narodowców.
Takie oskarżenia mogą się nasilić, gdy grupy osób o odmiennych poglądach będą zgłaszać wpisy, a “sprzyjające” im organizacje przyznają rację. Nawet jeśli powiązań nie będzie, to od takich oskarżeń Facebook zapewne nie ucieknie. Tym bardziej że jest wiele drażliwych i kontrowersyjnych wątków, a oznaczenie tekstu jako “nieprawdziwego” może być tematem zapalnym. I dla wielu dowodem na to, że Facebook jednych wspiera, a drugim przeszkadza.
Cóż, Facebook chce dobrze, ale problem fałszywych newsów może powrócić ze zdwojoną siłą. I będzie okazją do kolejnych światopoglądowych internetowych bitew.