Zostań pilotem drona z "Gwiezdnych Wojen"
Firma Propel zaprezentowała w Warszawie „Latające Drony Bojowe”. Nie są to kolejne propozycje dla Wojsk Obrony Terytorialnej, a latające zabawki ze świata "Gwiezdnych Wojen", które właśnie wchodzą na polski rynek. Poza przedstawicielami firm i szturmowcami Imperium na prezentacji byli też obecni piloci dronów, którzy sterowaniem takich bezzałogowców zajmują się zawodowo. Zapytaliśmy ich o to, z czym wiąże się taki zawód.
29.11.2016 | aktual.: 30.11.2016 11:09
Craig i Charlie pochodzą z Wielkiej Brytanii i obaj zajmują się lataniem dronami i innymi statkami powietrznymi od wielu lat.
WP: Craig, od ilu lat zajmujesz się pilotowaniem dronów?
Craig: Od 23 lat. Zacząłem, kiedy miałem 13, na początku były to drewniane modele samolotów kontrolowane radiem. Często się psuły i niszczyły od wypadków, więc większość czasu spędziłem naprawiając je, ale od razu stało się to moim hobby i nie mogłem przestać. Potem przyszedł czas na modele śmigłowców. Są świetne, ale pierwsze były bardzo trudne w pilotażu. Nie miały wtedy żyroskopów ani żadnej elektroniki, tak jak dzisiejsze drony, i utrzymanie ich równo w powietrzu przypominało balansowanie dwiema tyczkami na dłoniach. Przerzuciłem się na drony od razu, gdy stały się bardziej popularne, czyli jakieś 8-10 lat temu.
WP: Jak wygląda twoja praca jako pilota dronów?
Craig: Na razie traktuję to jako dodatkowe zajęcie, ale mam nadzieję, że już niedługo będę mógł całkowicie utrzymać się tylko z pilotowania bezzałogowców. Mam własną firmęfirmę, która oferuje usługi tego typu. Często dostaję zlecenia na stworzenie dokumentacji fotograficznej budynków. Aby sprawdzić stan elewacji czy dachu nie trzeba już wynajmować podnośnika, wystarczy do tego dron z pilotem. Brałem też udział w badaniach naukowych. Drony pojawiają się coraz częściej w filmach i reklamach - wtedy zazwyczaj tylko latam i robię ewolucje. Obszarem, w którym zleceń jest najwięcej i są też najciekawsze, jest filmowanie. Wtedy muszę nie tylko skupić się na samym pilotażu, ale też na tym, żeby zdjęcia były jak najlepsze. Fakt, że czasem jest to zwykłe ujęcie z góry, ale często zdarzają się też bardzo dynamiczne ujęcia, przy których trzeba się sporo napracować. Takie lubię najbardziej.
WP: Ciężko jest zostać zawodowym pilotem drona?
Charlie: U mnie to wyrosło to z hobby. Lataniem modelami i dronami zajmuję się od 15 lat, a wciągnął mnie w to mój ojciec. Teraz staram się o licencję, żebym mógł latać zawodowo w otwartym terenie. Sam test praktyczny nie jest trudny, ale muszę znać bardzo dużo przepisów i praw lotniczych, co jest już trudniejsze. Potem chcę pracować przy produkcjach wideo. Teraz każdy chce mieć ujęcia z powietrza, a drony umożliwiają zrealizowanie tego dużo taniej niż w przypadku zdjęć ze śmigłowca.
WP: Budujesz też własne drony - co to za konstrukcja?
Craig: Nasz zespół brał ostatnio udział w zawodach, w których trzeba było zbudować drona, który udźwignie największy ciężar. Nasz miał około 3 metrów długości i podniósł 24 kg. Zajęliśmy trzecie miejsce, pierwszy podniósł ponad 40 kg. Ale moimi ulubionymi są drony wyścigowe. Mają z przodu kamerę, która przekazuje obraz bezpośrednio do specjalnych gogli z wyświetlaczem, czyli widok mam taki, jakbym to ja leciał, a nie dron. To jest prawie jak „doświadczenie poza ciałem” - lecę z prędkością 100 km/h kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Niesamowite uczucie. Kiedyś była to zabawa tylko dla entuzjastów. Teraz dzięki miniaturyzacji komputerów, silników, zastosowaniu żyroskopów i systemu GPS każdy może bezpiecznie zacząć zabawę z dronami. Świetnym tego przykładem są właśnie prezentowane dziś drony z "Gwiezdnych Wojen". Mają system wspomagania dla początkujących, a przez to, że są lekkie, nawet po wielu upadkach nic im się nie dzieje. Zresztą każdy może znaleźć coś dla siebie, na rynku są i tanie drony zabawkowe, i konstrukcje dla profesjonalistów. Drony można też budować samemu.
WP: Ile masz własnych dronów?
Craig: Dronów mam osiem. Do tego tyle samo śmigłowców i trochę więcej samolotów. W sumie coś około 25-30 różnych pojazdów latających. Muszę część sprzedać, bo nie mam co z nimi robić (śmiech).