Zorza polarna odkryta na Marsie
Na 46 konferencji nauk selonologicznych i planetarnych (Lunar and Planetary Science Conference), która odbyła się w Teksasie, NASA zaprezentowała wyniki niezwykłych obserwacji Marsa. Orbitujący go sztuczny satelita zarejestrował pod koniec zeszłego roku zjawisko, przypominające ziemskie zorze polarne.
Na 46 konferencji nauk selenologicznych i planetarnych (Lunar and Planetary Science Conference), która odbyła się w Teksasie, NASA zaprezentowała wyniki niezwykłych obserwacji Marsa. Orbitujący go sztuczny satelita zarejestrował pod koniec zeszłego roku zjawisko, przypominające ziemskie zorze polarne.
Satelita Maven obserwował marsjańską zorzę polarną przez pięć dni – od 20 do 25 grudnia 2014. Nic dziwnego więc, że naukowcy nazywali je między sobą "lampkami choinkowymi". Jasny, ultrafioletowy blask pokrył całą północną półkulę Marsa. Podobnie jak w przypadku znanych nam zórz polarnych, zjawisko wywołane zostało przez naładowane energetycznie cząsteczki, uderzające w atmosferę i powodującą świecenie składających się na nią gazów. Wiele jej na Marsie nie zostało, ale – najwyraźniej – zostało dość. Przynajmniej do tego.
Naukowców zaskoczyło szczególnie to, jak głęboko w atmosferze zaistniało to zjawisko. Mówiąc prosto – zorza pojawiła się nad wyraz nisko nad powierzchnią planety. Było to możliwe właśnie z powodu stanu, w jakim znalazła się ona przez ostatnie miliardy lat. W odróżnieniu od Ziemi, Mars nie ma już pola magnetycznego, które mogłoby chronić go przed niebezpiecznym (przynajmniej dla żywych organizmów) promieniowaniem słonecznym. Nawet więc jeżeli widzielibyście w ultrafiolecie i znaleźli się na powierzchni planety, bo obserwować to piękne zjawisko, to nie wytrzymalibyście w tych warunkach zbyt długo. Zakładając, że przeżylibyście wszystkie inne przykre konsekwencje braku atmosfery (chociażby brak powietrza).
Poza ultrafioletową zorzą polarną Maven zaobserwował jeszcze jedno trudne do wyjaśnienia zjawisko. Olbrzymie chmury kurzu, unoszące się na wysokości nawet 300 kilometrów nad powierzchnią Marsa. Skąd on się bierze i jak dostaje tak wysoko – nie wiadomo. Jedna z teorii zakłada, że pochodzi m.in. z dwóch orbitujących Marsa księżyców – Fobosa i Dejmosa.
Misja pojazdu Maven, który orbituje Marsa od września zeszłego roku, ma pomóc w odpowiedzi na pytanie o to, w jaki sposób Czerwona Planeta straciła swoją atmosferę. Proces jej wyparowywania w przestrzeń kosmiczną, wraz z pokrywającą niegdyś powierzchnię globu wodą, jest dla naukowców o tyle fascynujący, że jego dokładne zbadanie może dać odpowiedzi na pytania o możliwość wykształcenia się tam żywych organizmów. Według najnowszych odkryć, 4 miliardy lat temu planetę pokrywać miał w dużej części olbrzymi ocean. Badanie składu marsjańskiej atmosfery pomogło oszacować, że istniał on przez ponad 1,5 miliarda lat – dłużej, niż było potrzebne na pojawienie się życia na Ziemi.
Ślady wody, która kiedyś znajdowała się na powierzchni Czerwonej Planety, odkryto dzięki wysłanym na niego łazikom. Młodszy z nich, Curiosity, pod koniec roku znalazł jej szczątkowe ilości w marsjańskiej skale. Wraz z nią odkryto ślady metanu i cząsteczek organicznych. Wszystko to sprzyja formułowaniu teorii o tym, że na tej planecie miliardy lat temu mogło istnieć życie. Poza wodą właśnie metan jest dla naukowców szczególnie interesujący dlatego, że na Ziemi za jego powstawanie w bardzo dużej mierze odpowiedzialne są właśnie żywe organizmy.
Pisaliśmy o tym szerzej w tym artykule.
_ DG _