Znika ze sklepów, media wieszczą pogrzeb. Nieprawda, CD wcale nie umiera

Teza o pogrzebie płyty kompaktowej notorycznie przewija się przez nagłówki artykułów. Wszyscy są pewni, że za chwilę CD wyginie niczym dinozaury, nikt nie będzie chciał jej kupować. A prawda jest inna. Potwierdziło nam to całe grono ludzi z muzycznej branży.

Znika ze sklepów, media wieszczą pogrzeb. Nieprawda, CD wcale nie umiera
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Adam BednarekBarnaba Siegel

"CD żyje, ale jej stan jest wyjątkowo ciężki". Tak o płytach CD mógłby powiedzieć ktoś, do kogo dotarły wieści ze Stanów Zjednoczonych. Jeszcze niedawno na półkach amerykańskiej sieci Best Buy było około 800 tytułów muzycznych na CD, obecnie jest ich mniej niż setka. Co więcej, sieć podjęła decyzję o całkowitej rezygnacji ze sprzedaży płyt kompaktowych. Może się wydawać, że to początek lawiny i wybór Amerykanów pociągnie za sobą kolejne sklepy.

Podobne dane dotyczą rynku polskiego. Dziennikarz muzyczny Bartek Chaciński, analizując raport ZPAV dotyczący rodzimego rynku muzycznego w pierwszym półroczu 2017 r., zauważył stale rosnącą sprzedaż płyt winylowych. "Przy założeniu, że całość fizycznej sprzedaży się nie zmieni – nieporęczny i wiekowy, ale romantyczny winyl będzie podstawowym nośnikiem muzycznym w Polsce już w 2020" - czytamy na blogu Polifonia. Czarne płyty stanowiły wówczas 15,2 proc. rynku fizycznej sprzedaży muzyki, ale to o 71,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku 2016. Tendencja jest oczywista.

W popularnych dyskontach prędzej kupimy gramofon niż radio odtwarzające płyty. Ostatnio w jednej z sieci rzeczywiście się pojawiło, ale właśnie bez kompaktu - oferowało jedynie współpracę ze smartfonem i USB. Nawet samochodowi kierowcy nie potrzebują już odtwarzacza płyt kompaktowych.

Kierowcy jako te elementy, które najchętniej widzieliby w swoim samochodzie, najczęściej wskazywali inteligentną nawigację, ekran dotykowy, aplikacje ułatwiające jazdę czy pełną integrację ze smartfonem. To dla nich istotniejsze elementy niż posiadanie radia czy odtwarzacza CD. Za to ponad połowa Polaków deklaruje, że chce pełnej integracji ze smartfonem oraz możliwości korzystania z e-maila i komunikatorów dzięki urządzeniom zamontowanym w samochodzie - pisał serwis WP Moto.

CD umiera? Wręcz przeciwnie

Wniosek jest więc prosty: nie dość, że ludzie wolą winyle, to jeszcze odchodzą od odtwarzaczy CD. Ale spokojnie - plotki o śmierci kompaktu są mocno przesadzone. Jego długowieczność gwarantuje chociażby kompatybilność z "młodszymi braćmi", czyli odtwarzaczami DVD czy Blu-ray. Można się spodziewać, że kolejna generacja krążków również nie będzie stawiała oporów kompaktowi.

- W naszej ocenie sprzedaż nośników fizycznych w Polsce jest na dzień dzisiejszy stabilna – Polacy są przywiązani do klasycznego nośnika, sprzedaż z roku na rok utrzymuje się na podobnym poziomie - mówi w rozmowie z WP Tech Monika Marianowicz, rzecznik prasowa Empiku.

Remigiusz Gruba z Działu Zakupu Media Markt/Saturn Polska wprawdzie zauważa gorszą sprzedaż płyt CD w ostatnich latach, ale wcale nie wieszczy ich końca:

- Na polskim rynku obserwujemy wprawdzie lekki spadek sprzedaży płyt CD, ale na tej podstawie na pewno nie przepowiadałbym końca ery płyt CD. Poziom sprzedaży jest wypadkową wielu czynników, choćby takich jak kalendarz wydawniczy. Pojawienie się wielkich hitów w prosty sposób przekłada się na wyższy poziom sprzedaży. Z tego powodu określiłbym rynek płyt CD jako stabilny. Nadal istnieje szerokie grono miłośników muzyki, którzy z pasją sięgają po płyty CD i z niecierpliwością czekają na kolejne albumy ulubionych artystów - mówi dla WP Tech Gruba.

Kto kupuje więc w Polsce płyty CD? Statystyki pokazują, że raczej nie kierowcy. Stereotypy - że nie młodzież, bo przecież ona ma serwisy streamingowe. Audiofile? Pewnie wolą winyle. Nawet przeciętnemu Polakowi łatwiej kupić czarny album niż kompakt, skoro te niemalże na stałe weszły do oferty Biedronek i Lidla. Odpowiedź może zaskoczyć.

- Co ciekawe, najwięcej płyt w Polsce sprzedają ostatnio artyści hip-hopowi, O.S.T.R., Quebonafide, Taco Hemingway. Po nie w większości sięga młodsza publiczność, wychowana już na nowych technologiach - zauważa Remigiusz Gruba.

W zestawieniu najlepiej sprzedających się płyt w Polsce według OLiS-a (Oficjalnej listy sprzedaży, którą publikuje Związek Producentów Audio Video) za 2017 rok na pierwszym miejscu znalazł się Quebonafide - czyli jedna druga duetu Taconafide. Z kolei w 2016 roku ponad 100 tys. płyt sprzedał łódzki raper O.S.T.R., wyprzedzając Adele, Metallicę i Leonarda Cohena. Raczej nie przestrzelimy typując, że tegoroczny ranking wygra Taconafide. Mimo że twórcy znani są z udostępniania swoich nagrań w sieci, to ich fizyczny album szybko znalazł wielu chętnych.

Obraz
© Materiały prasowe

Ale nie tylko fani rodzimego hip-hopu sięgają po płyty.

- Z naszego katalogu w Empikach najlepiej sprzedaje się płyta zespołu, który niektórzy złośliwie określają mianem "juwenaliowego rocka" i którego słuchacze to stereotypowo nastolatki - anonimowo powiedziała WP Tech osoba ze znanego polskiego wydawnictwa.

Mówimy przecież o pokoleniu, które wychowało się na pirackich empetrójkach, utworach wrzucanych na YouTube'a czy w końcu mającym nieograniczony dostęp do legalnych nagrań w niskiej cenie dzięki streamingowi. A i tak nie brakuje chętnych, którzy natychmiast wykupują najnowsze nagrania ulubionych artystów. Wspomniana płyta duetu Taconafide w niecałe trzy tygodnie zyskała status podwójnej platyny (60 tys. sprzedanych egzemplarzy), z czego mnóstwo było efektem zamówień przedpremierowych. Dla wielu dowodem na słabość płyt CD jest mała liczba sprzedanych egzemplarzy potrzebna do tego, by zgarnąć złotą płytę - 15 tys. Jak widać nie brakuje artystów, którzy bez problemu tę barierę przekraczają. I na dodatek słuchają ich raczej młodsi niż starsi.

Polacy nadal chcą mieć CD

- Mamy w ofercie winyle i jakkolwiek są to niskie nakłady, od 500 do 2000 sztuk, bardzo często klienci dokupują CD, zwłaszcza gdy winyl jest premierowy, a nie starym albumem - dodaje cytowana wcześniej osoba z polskiego wydawnictwa, pragnąca pozostać anonimowa.

Jeśli przyjrzymy się wielu wydaniom płyt winylowych, to zobaczymy, że sprzedawane są one nawet w pakiecie z płytą CD. Cena takiego zestawu jest niewiele większa niż gdyby klient miał kupować pojedynczego winyla czy kompakt. To powszechna praktyka chociażby u niezależnego wydawcy, Anteny Krzyku - płyty Hańby czy punkowego zespołu Ukryte Zalety Systemu można było kupić w takim pakiecie, a cena nie przekraczała 55 zł. Niewykluczone więc, że sporo osób kupiło go tylko z tego powodu - jest niedrogi, płyta winylowa ładnie wygląda na półce, a CD można "katować" wszędzie. Albo po prostu komuś podarować.

Obraz
© Materiały prasowe

Chociaż zdania na temat tego, czy takie usługi jak Spotify napędzają sprzedaż kompaktów, są podzielone. "Serwisy streamingowe rzeczywiście w pewnym stopniu wpływają na decyzje zakupowe dotyczące płyt CD" - mówi Remigiusz Gruba, chociaż dodaje, że "w naszym kraju udział tych serwisów w sprzedaży muzyki jest nieporównywalnie niższy niż choćby w Stanach Zjednoczonych". Nie jest to więc motor napędowy sprzedaży. Jeszcze?

Kupujesz płyty, dostajesz pliki

Cyfrowy polski rynek nie jest ogromny, ale duże sieci handlowe zauważają jego znaczenie. I tak Empik wprowadził niedawno ofertę dla posiadaczy karty Mój Empik, w ramach której kupujący płytę CD otrzymują dostęp do cyfrowych plików. Na start dostępnych jest 3000 płyt z oferty Universal Music Polska. To więc dobry przykład, że chęć posiadania płyty na smartfonie czy komputerze może iść w parze z kolekcjonowaniem nośników. Pliki to wygoda, ale pudełko to np. książeczka z tekstami.

Obraz
© Requiem Records

Stoisko wyd. Requiem Records na targach płytowych

A poza tym Polacy po prostu lubią kolekcjonować płyty - twierdzi Remigiusz Gruba. To stwierdzenie pada nie tylko z ust przedstawiciela dużej sieci handlowej, ale też Łukasza Pawlaka, szefa działającego od 1995 roku Requiem Records.

- Dziś nastał czas działań oddolnych i bezpośrednich. Idąc tym nurtem sprzedaję teraz więcej płyt niż kiedykolwiek wcześniej. Jest dobrze - mówi dla WP Tech Pawlak. - Moja perspektywa jest i zawsze będzie klasyczna - wydawnicza, edytorska, kolekcjonerska i "fizyczna". Wydaję specyficzne gatunki muzyki, nie dla każdego. I choć sam zawodowo poruszam się w branży nowych mediów, to jednak w swojej oficynie wybieram namacalne wydawnictwo. Nie blokuję muzyki, ale mentalnie jest mi bliżej opakowań. Człowiek jest analogowy i potrzebuje też po prostu ładnej rzeczy na półce - podsumowuje.

O tym, jak przyciąga ładne opakowanie, świadczy potężny segment reedycji i publikacji archiwaliów. Robią to zarówno "majorsi", trójka największych wydawców (Sony, Universal oraz Warner), ale też niezliczone i wciąż powstające mniejsze firmy, specjalizujące się w konkretnych gatunkach.

Majorsi odkryli przede wszystkim niszę sentymentu oraz bogatych fanów. Led Zeppelin, Guns N'Roses, Pink Floyd, Paul McCartney, Queen, U2, Nirvana. Od paru lat corocznie internetowe sklepy są zasypywane drogimi pudłami, w których do oryginalnego albumu dołącza się nieznane piosenki, odrzuty z sesji, nagrania koncertowe, zdjęcia, repliki biletów i grube jak cegła książki. Te ostatnie dostarczają olbrzymiej wiedzy na temat kulisów powstawania muzyki, czego najczęściej próżno szukać na Wikipedii. Są też dodatkiem, który, jak często czytam na forach, "ładnie wygląda na półce".

Obraz
© Pink Floyd Records

Seria "The Early Years" grupy Pink Floyd kosztuje krocie, ale dostarcza fanom to, czego pragnęli

Ale kosztujące po 300-500 złotych zestawy (albo i więcej, bo np. "Kult Box", zawierający wszystkie płyty i single grupy Kazika Staszewskiego, kosztował w dniu premiery około 800 zł) to tylko kropla w morzu tego, co dzieje się na rynku wydawniczym. To nie duże firmy, ale setki mniejszych zalewają oferty sieciowych sklepów kolejnymi propozycjami. Najmniejsze labele wydają po 2-3 płyty miesięcznie, większe, jak Cherry Red Records z Anglii, po kilkadziesiąt. Pomnóżmy tę ostatnią liczbę przez 12 miesięcy i odpowiedź na pytanie o śmierć CD zaczyna rysować się sama.

- Uważam, że rynek płyt CD ma się dobrze na całym świecie i nie brakuje kolekcjonerów, którzy chcą je kupować. Dzisiaj istnieje duże zapotrzebowanie na jakość. Naszym celem jako wytwórni jest także opowiadanie historii - gatunku lub zespołu, a nawet miasta, nie tylko wypuszczenie kompilacji utworów - tłumaczy w rozmowie z WP Tech Matt Ingham z Cherry Red. - Wydaje mi się, że ludzie cały czas potrzebują "artefaktów". Jeśli płyta ma ładne wydanie i pełną szczegółów książeczkę, to z pewnością bardziej zachęci do kupna. Ludzie mają potrzebę poznać kulisy, usłyszeć nieznane utwory, ich akustyczne wersje albo dema, które nigdy nie były wydane - dodaje.

Obraz
© Cherry Red Records | https://www.facebook.com/CherryRedRecords

Cherry Red ma pod sobą cały rząd "sublabeli", czyli mniejszych wydawnictw specjalizujących się w konkretnym stylu

Anglia to zresztą zagłębie wydawnictw płytowych. Niezależnie jakim gatunkiem się interesujemy, prawdopodobnie jest tam przynajmniej jedna oficyna, która odkurza stare perełki czy zbiera na jeden krążek wydawne na przestrzeni lat single. Muzyka latynoska i afrykańska? Strut i Soundway Records. Rock progresywny? Esoteric Recordings. Jazz? BGO i Soul Jazz. Ale poza nią są inne kraje.

W Niemczech z powodzeniam działa Analog Africa, label skupiający się na muzyce z Afryki i Ameryki Środkowopołudniowej. W ciągu kilku lat dorobił się takiej marki, że recenzje kolejnych antologii egzotycznych staroci błyskawicznie trafiają na ważne strony światowych pism i portali o muzyce. W zasadzie osobny rozdział należy się Japonii, gdzie płytowe szaleństwo trwa nieprzerwanie od lat 80. Co miesiąc tamtejsze sklepy zalewane są wznowieniam rzadkich albumów czy wydaniami (teoretycznie) audiofilskimi na płytach SHM-CD. Kiedyś ich sprowadzenie graniczyło z cudem, dziś tanie serie 1000¥ (1000 jenów, czyli zaledwie 33 zł) zamawiane są bez problemu przez kolekcjonerów z całego świata.

Materiału na CD dostarcza nie tylko odświeżanie starych płyt, ale także mrówcza praca archiwistyczna. Polega na odkopywaniu zapomnianych występów dla radia czy telewizji albo nagrań koncertowych, poutykanych w przedziwnych archiwach albo na strychach niczego nieświadomych muzyków. Zwłaszcza w Polsce mamy czym się chwalić w tym kontekście.

Polacy - specjaliści w odszukiwaniu perełek

Przez lata wznowienia klasyki polskiego rocka od firmy Metal Mind Productions były dosłownie wypchane po brzegi muzyką, o której świat zapomniał. W przypadku rockowej supergrupy SBB z samych niepublikowanych nagrań udało się uzbierać... ponad 20 CD spakowanych w pojedyncze pudełka i grube boksy. Inni dołaczyli się do wyścigu, powiększąjąc tę pulę o kilkanaście krążków. Wszystkie są już dawno wyprzedane, a część doczekała się w 2018 wznowień od polskiego oddziału Universalu.

Za odnajdywanie archiwaliów w Metal Mind odpowiedzialny był między innymi Michał Wilczyński, dzisiaj szef GAD Records. O jego CD ze ścieżkami dźwiękowymi do "Akademii Pana Kleksa", "07 zgłoś się", "Pszczółki Mai" czy programu TV "Sonda" pisały największe polskie media. Ale równie dużym zainteresowaniem cieszą się propozycje dla fanów jazzu (Jerzy Milian, Jan "Ptaszyn" Wróblewski, Krzysztof Sadowski), rocka (Mech, Cytrus, RSC) czy elektroniki (Władysław Komendarek, Józef Skrzek, Krzysztof Duda).

- My obracamy się w niszy, gdzie fizyczny nośnik będzie zawsze podstawowym medium i nie zginie. Potwierdza to i rosnąca sprzedaż w naszym wypadku, i rozwój takich labeli jak brytyjskie Cherry Red czy Ace Records, które też w większości stawiają na CD. I kolejki do wytwórni. Zapotrzebowanie na płyty CD cały czas jest duże. W ubiegłym roku bywały miesiące, kiedy mieliśmy obsuwy w całym planie wydawniczym z powodu takiego obłożenia tłoczni CD - mówi Wilczyński. Do wakacji wytwórnia wyda co najmniej 13 albumów, więc przewiduje, że uda się utrzymać albo nawet nieco powiększyć wynik z ubiegłego roku.

To najlepszy dowód na to, że płyta CD dalej ma swoich fanów. Pomniejsze oficyny zapowiadają kolejne publikacje, zamiast zwijać interes. Albo zwijają go po wydaniu kilkudziesięciu płyt, a zaraz na ich miejsce pojawia się ktoś inny. Innym przykładem jest... nowa, kolejna fala pirackich płyt CD. Nieautoryzowane wydania zalewają w ostatnich latach zarówno małe sklepiki, jak i samego Amazona. Sieciowy gigant potrafi nam zaproponować kupno bootlegów przy przeglądaniu powiązanych, "normalnych" płyt. Wychodzi na to, że na rynku jest wręcz za mało CD, skoro do gry włączają się szemrane firmy.

Obraz
© WP.PL

Płyta CD oferuje więcej niż zwykłe pliki - np. książeczkę z tekstami

Płyta CD nie zginie

Jaka będzie więc przyszłość płyt CD? Duże polskie sieci handlowe nie zamierzają uśmiercać kompaktów. Dla niezależnych wydawnictw to bardzo ważny nośnik. Wojciech Kucharczyk z MIK MUSIK propagował hasło, że CD to nowa kaseta. I tak może lada moment być. Dziś oryginalnym gadżetem jest właśnie kaseta, ale jeżeli kompakt zniknie z oczu masowego odbiorcy, może na fali nostalgii stać się sympatycznym przedmiotem. Przywracającym pamięć dawnych lat.

Dla artystów to również wygodny nośnik, bo łatwiej nagrać album na płycie niż kasecie. I ma się gwarancje, że ktoś tej płyty posłucha na domowym sprzęcie, a nie postawi na półce. Zapewne nie przez przypadek łódzkie 19 Wiosen swój najnowszy album najpierw wydało własnym sumptem na CD, a dopiero potem na rynku ukazał się winyl dystrybuowany przez większą (choć niszową i niezależną) Antenę Krzyku. CD po prostu daje wolność.

"Uważam CD za najbardziej optymalny nośnik, w zasadzie osiąga się 1:1 tego, co artysta miał technicznie na myśli w przeważającej liczbie przypadków" - mówił mi kiedyś Kucharczyk.

Dla jednego kompakt to kłopot i zawracanie gitary, bo wystarczy wetknąć słuchawki do smartfona. Dla innych to pretekst do zrobienia domowej biblioteczki, estetyczna forma i - jak za czasów winyla z ogromną okładką - kontakt z grafiką, słowem, zdjęciem. Coś, czego nie zabierze nam awaria internetu, komórki czy komputera. Dobrze, że CD nigdzie się nie wybiera.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)