YouTube nie dla Europy? Szefowa serwisu straszy, że tak może być

YouTube nie dla Europy? Szefowa serwisu straszy, że tak może być

YouTube nie dla Europy? Szefowa serwisu straszy, że tak może być
Źródło zdjęć: © WP.PL
Bolesław Breczko
26.10.2018 14:51, aktualizacja: 26.10.2018 17:14

YouTube to piąta najpopularniejsza strona internetowa w Polsce. Miesięczne wchodzi tam ponad 19 mln Polaków i ogląda 52 miliony godzin filmów. Nowe przepisy Unii Europejskiej mogą poważnie zaszkodzić tej rozrywce. Szefowa YouTube'a straszy, że będzie musiała ograniczyć dostęp do serwisu.

YouTube stanie się kanałem telewizyjnym, na którym tylko globalni producenci będą mogli się promować. Takie widmo rysuje list szefowej YouTube'a do twórców. Wypowiedź Suzan Wójcicki została opublikowana 24 października, jeden dzień przed rozpoczęciem rozmów w Parlamencie Europejskim na temat dyrektywy o ochronie praw autorskich. Przeciwnicy dyrektywy nazywają ją złowieszczo: "Acta 2", bo według nich będzie ona oznaczała koniec internetu jaki znamy. Tych samych słów użyła w swoim liście Susan Wojcicki, która do tej pory nie zabierała głosu w tej sprawie, użyła dokładnie tych samych słów.

"To rozsiewanie katastroficznej wizji świata"

Według Marka Staszewskiego ze Związku Producentów Audio Video (zrzeszającego największe wytwórnie muzyczne), wypowiedź szefowej YouTube'a to rozsiewanie katastroficznej wizji świata internetowego w celu zabezpieczenia tylko swoich interesów i zachowania status quo.

- Jeżeli wysoki przedstawiciel YouTube'a twierdzi, że ten będzie blokował możliwość zamieszczania treści audiowizualnych "w obawie przed odpowiedzialnością prawną", to znaczy, że nadal woli korzystać z bezpiecznej przystani i obarczać ewentualną odpowiedzialnością za zamieszczanie treści niezgodnych z prawem użytkowników - komentuje dla WP Tech Marek Staszewski. - System, który proponuje dyrektywa, czyli licencjonowanie np. na lini YouTube-twórca czy YouTube wydawca, wprowadza ład i pewność dla użytkowników. Sprawne narzędzia (np. dostosowany system Content ID) zapewnią także bezpieczeństwo dla serwisu - dodaje.

Content ID to system, dzięki któremu właściciele praw autorskich (np. muzycy) mogą zarabiać na swoich utworach na YouTubie, które wrzucili tam inni użytkownicy. Działa on następująco: muzyk lub wytwórnia przesyła utwór do YouTube'a; algorytmy serwisu wyszukują wszystkie istniejące wideo z tą muzyką (i skanują wszystkie filmu wrzucane w przyszłości); jeśli program znajdzie wideo z muzyką to informuje o tym właściciela praw autorskich; ten ma dwie możliwości: zablokować wideo lub na nim zarabiać.

- Taki filtr nie dość, że powinien mieć z góry wgraną bazę wszystkich utworów, filmów czy nawet zdjęć, które są objęte prawem autorskim (co już wydaje się bardzo trudne, jeżeli w ogóle jest to możliwe), to musiałby analizować gigantyczne ilości danych (na samym YouTube dodaje się 400 godzin wideo na minutę!) - mówi dla WP Tech Rafał Masny, twórca kanału Abstrachuje.TV. - Gdyby taki filtr miał powstać, jedynie najbogatsze firmy byłoby stać na stworzenie go wewnętrznie, mniejsi gracze musieliby korzystać z gotowych rozwiązań, przez co straciliby niezależność. To przykład tylko jednego z wielu absurdów, jakie niosą ze sobą te przepisy - komentuje Masny.

YouTube widzi najgorszy scenariusz

Rozwiązanie zawarte w artykule 13 nałożyłby na YouTube'a obowiązek stworzenia (lub kupienia) bazy wszystkich utworów na świecie i sprawdzanie, czy któryś z filmów w ich serwisie nie narusza praw autorskich. To jest praktycznie niemożliwe, dlatego sceptycy przewidują inne wyjście: YouTube i inne serwisy zablokują możliwość dodawania filmów wszystkim oprócz największych wytwórni, co do których będą miały stu procentową pewność, że posiadają one prawa do swoich utworów.

Właśnie o takim rozwiązaniu pisze Susan Wojcicki w swoim liście oraz mówią krytycy dyrektywy.

- W Polsce YouTube ma duże zaufanie do swoich sieci partnerskich, takich jak LifeTube, i już od wielu lat właśnie te podmioty częściowo odpowiadają za twórców zrzeszonych w swoich sieciach i za przestrzeganie przez nich praw autorskich - komentuje dla WP Tech Tomasz Szambelan, Head of Support Department w LifeTube.

- Możliwie, że z powodu art. 13, YouTube przełoży całkowitą odpowiedzialność za treści youtuberów na ich sieci partnerskie. Niestety za nowych, początkujących twórców YouTube, żadna sieć nie będzie chciała ręczyć. A to spowoduje, że nie każdy będzie mógł podzielić się ze światem swoim pomysłem na materiały wideo, a na rynku zostaną tylko wyselekcjonowani twórcy. W takiej sytuacji poszkodowani będą nie tylko twórcy, ale także widzowie YouTube'a. Na ten moment jednak trudno jest przewidywać konkretne skutki wspomnianych zmian w przepisach, więc musimy uzbroić się w cierpliwość.

- W tym momencie rezygnacja z możliwości umieszczenia filmów przez małych twórców wydaje się być straszną, ale logiczną konsekwencją - komentuje dla WP Tech youtuber Krzysztof "Ator" Woźniak. - Oznacza to więc zabetonowanie obecnej sceny YouTube, gdyż nowi twórcy mogą być pozbawieni możliwości zarabiania. Dla działających już w serwisie twórców - w tym mnie - oznacza to co prawda korzyści (również finansowe), ale większość z nas uważa, że pieniądze są mniej ważne od wolności i podstawowych zasad.

Wszystko jest jeszcze kwestią ustaleń

Czy rzeczywiście "internet jaki znamy" skończy się? Dziś to słowa na wyrost, bo nie wiemy jeszcze, jak będzie brzmiał ostateczny tekst dyrektywy oraz zawartego w niej artykułu 13, który bezpośrednio dotyka YouTube'a. Dużo zależy od dwóch czynników: Jak finalnie będzie brzmiał artykuł 13 (kwestie językowe są tu niezwykle ważne), jakie ustawy na podstawie dyrektywy napiszą krajowi prawodawcy.

W tym wszystkim chodzi przede wszystkim o pieniądze i przerzucenie odpowiedzialności. Wydawcy muzyki oskarżają YouTube'a, że ten niewystarczająco ściga piratów i dodatkowo mało im płaci. YouTube boi się wzięcia odpowiedzialności za wszystkich swoich użytkowników i argumentuje, że płaci muzykom więcej niż ich wydawcy. Szefowa serwisu argumentuje, że wprowadzenie artykułu 13 w dzisiejszym jego brzmieniu przełoży się na zablokowanie dostępu do YouTube'a małym twórcom, a Europejczycy nie będą mogli oglądać tylko starannie wyselekcjonowane i zaaprobowane filmy.

W tym momencie trwają tajne rozmowy pomiędzy Parlamentem, Radą i Komisją Europejską nad finalnym brzmieniem artykułów. Z doniesień Julii Redy z niemieckiej Partii Piratów, twarzy przeciwników dyrektywy, możemy się dowiedzieć, że nowy rząd Włoch mocno sprzeciwił się artykułowi 13. Rozmowy mają trwać do końca roku.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (28)