Wzmacniacz zintegrowany Vitus Audio SIA-025 - test

Wzmacniacz zintegrowany Vitus Audio SIA‑025 - test

Wzmacniacz zintegrowany Vitus Audio SIA-025 - test
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
05.03.2013 12:06, aktualizacja: 05.03.2013 14:03

Jakiś czas temu miałem możliwość przetestować wzmacniacz zintegrowany firmy Vitus model RI-100. Jego dźwięk urzekł mnie tak bardzo, że był w zasięgu moich obecnych możliwości finansowych, to nabyłbym ten wzmacniacz bez wahania. Dlatego do propozycji przetestowania modelu wyższego (a więc droższego) tego producenta podszedłem wręcz entuzjastycznie.

Zacznijmy od zewnętrznych różnic między tymi dwoma urządzeniami. Na pierwszy rzut oka widać, że integra SIA-02. jest... mniejsza, przynajmniej front jest niższy, bo pozostałe wymiary są zbliżone. Na wadze widać natomiast identyczny wynik - 42kg. Obydwa modele są wzmacniaczami zbalansowanymi z pięcioma wejściami - dwoma RCA i trzema XLR. Oba wyposażono w takie same, niezwykle solidne gniazda głośnikowe, którymi zachwyciłem się już przy okazji odsłuchu RI-100 - trzymają pewnie każdy, nawet najcięższy kabel głośnikowy i gdyby to ode mnie zależało, to wprowadziłbym europejską dyrektywę nakazującą używania właśnie takich gniazd głośnikowych we wszystkich wzmacniaczach (no dobrze, powyżej pewnej ceny). Podobnie jak w RI-100, brak tu jako takiego włącznika - nieużywany wzmacniacz pozostaje cały czas w trybie uśpienia (stand by). Z doświadczeń z obydwoma wzmacniaczami duńskiej firmy wynika, że całkowite odłączenie ich od prądu zdecydowanie im nie służy. Dojście do pełni możliwości sonicznych zajmuje im po każdym
odłączeniu sporo czasu, choć w przypadku SIA-025 chyba nieco mniej.

Front (poza jego wysokością) jest też właściwie taki sam - dwie grube aluminiowe płyty po bokach, w każdej po trzy przyciski do obsługi wzmacniacza oraz akrylowe "okienko" z wyświetlaczem między nimi. Górna płyta jest nieco inna - ta w SIA-02. wygląda na grubszą, a otwory służące do wentylacji są nieco większe. Już w przypadku tańszej integry wygląd przypadł mi do gustu, a teraz, w czarnej wersji kolorystycznej, było jeszcze lepiej - nadal określiłbym to mianem eleganckiej prostoty, ale myślę, że wielu osobom takie rozwiązanie powinno przypaść do gustu.

Jedną z większych wizualnych różnic jest pilot zdalnego sterowania. W tańszej integrze wykorzystano malutki prosty pilot firmy Apple - w pełni wystarczający, acz przy dużym wzmacniaczu wyglądający na mikrusa, natomiast integrę z serii Signature wyposażono w spory, bardzo solidny, aluminiowy pilot z wyświetlaczem. Jest to sterownik systemowy Vitusa, który obsługuje kilka urządzeń (stąd używanie pilota należy zacząć od wyboru urządzenia, które chcemy obsługiwać), z jedną niespotykaną funkcjonalnością - do pilota dostajemy ładowarkę. Tak, nie ma potrzeby wymiany baterii - pilota wyposażono w akumulatorki, które wystarczy ładować kilka godzin, by znów mógł działać przez dłuższy czas. Wzmacniacz był u mnie blisko trzy tygodnie i w tym czasie wskaźnik naładowania baterii ani drgnął - zapewne gdy obsługuje się kilka urządzeń Vitusa naraz, to zużycie jest większe, ale i tak sądzę, że ładować pilota trzeba jedynie sporadycznie, a podłączyć ładowarkę jest prościej, niż wybierać się w środku odsłuchu do pobliskiego
kiosku po baterie.

Spójrzmy na parametry, aby porównać oba modele
Podstawowa różnica: SIA-02. pracuje w klasie A (w zasadzie włącza się w klasie AB, ale potem można go za pomocą pilota przełączyć na pracę w klasie A). RI-100 pracuje wyłącznie w klasie AB, oferując nawet 300W (dla 8Ω), podczas gdy wyższy model oddaje "zaledwie" 25W w klasie A i 100W w klasie AB. Mimo pozornie niedużej mocy SIA-025 nie miał najmniejszych problemów z napędzeniem żadnych kolumn, jakie do niego podpinałem, włącznie z Isophonami Cassiano (na przetwornikach ceramicznych). W tańszym wzmacniaczu regulację głośności oparto na drabince rezystorowej, a w droższym na przekaźnikach. Stopień wyjściowy testowanego wzmacniacza jest identyczny jak w monoblokach SM-010, choć nieco zmniejszony, by zmieścił się w mniejszej obudowie. Imponujące wrażenie robi bardzo duży transformator, wytwarzany zresztą specjalnie dla Vitusa, nazywany IU core - inżynierowie tej firmy uznali, że transformatory toroidalne stosowane przez wiele innych firm, ze względu na stosunkowo niską cenę, nie nadają się do ich urządzeń, przy
tworzeniu których liczy się jedynie efekt brzmieniowy, a koszty są nieistotne.

Porównując same parametry obydwu wzmacniaczy czy nawet na ich wygląd, wydaje się, że różnice są niewielkie, choć cena sugeruje coś zupełnie innego. Pozostało mi więc przekonać się osobiście, jak jest naprawdę.

Nieważny repertuar
Nie będę ukrywał, że przy pisaniu tej recenzji zajrzałem do tekstu o RI-10. - w końcu chciałem jakoś odnieść droższą integrę do tańszej, a pamięć bywa zawodna, więc warto było ją sobie odświeżyć. Korzystając więc z poprzedniego tekstu, dobrałem taki sam repertuar i choć zmiany w systemie odniesienia (okablowanie LessLoss czy gramofon Trans-Fi Salvation) jakiś wpływ na wrażenia odsłuchowe też zapewne miały, to jednak ta sama muzyka dała możliwość najbardziej obiektywnego porównania, jakie mogłem wykonać, nie mając do dyspozycji obydwu urządzeń równocześnie.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Podobnie jak wcześniej, także teraz (po 24-godzinnej rozgrzewce systemu) zacząłem odsłuchy od mocnego uderzenia, czyli czarnej płyty zespołu Metallica (wydanie czteropłytowe na 4. r.p.m). Przypomnę, że uznałem wówczas, iż było to jedno z kilku najlepszych odtworzeń tej płyty, jakie dane mi było kiedykolwiek słyszeć, z czego pośrednio można by wyciągnąć wniosek, że chyba lepiej nie da się już tego zagrać. A jednak... choć SIA-025 zarówno w kwestii gabarytów, jak i dostarczanej mocy jest urządzeniem "mniejszym", to jednak wrażenia soniczne były dokładnie odwrotne. Osiągnięcie poziomu głośności, który można było uznać za niemal realistyczny, nie stanowiło problemu. Dźwięk był jeszcze większy, czystszy, bardziej dynamiczny i łączył w sobie dwie bardzo trudne do pogodzenia cechy dźwięku - odpowiednią (przy takiej "ciężkiej" muzyce) ostrość/surowość z gładkością, a może raczej płynnością.

Oczywiście wszystko to było kwestią nałożenia się na siebie kilku elementów, począwszy od, być może, najlepszego (na dodatek winylowego) wydania tej płyty, poprzez świetną rozdzielczość i dynamikę Vitusa oraz bezwzględną kontrolę głośników, po brak podbarwień ceramicznych przetworników Isophonów. Dzięki tym wszystkim elementom mogłem posłuchać naprawdę głośno, nie martwiąc się o kompresję, zniekształcenia czy „bałagan”. na scenie. W porównaniu z tym, co pamiętałem z odsłuchu młodszego brata SIA-025, wszystko było: "bigger, better, faster, more", jak mówią Anglosasi (większe, lepsze, szybsze i było tego więcej). Tak powinna brzmieć taka muzyka - to musi być duży, czysty, szybki, rytmiczny dźwięk, którego potęgę nie tylko się słyszy, ale i czuje.

Idąc dalej tropem poprzedniej recenzji, na talerzu gramofonu położyłem "1812. Czajkowskiego w wydaniu Telarca. Jak łatwo sobie wyobrazić, orkiestra symfoniczna z towarzyszącymi jej autentycznymi działami i dzwonami stanowi ogromne wyzwanie dla systemu audio, począwszy od gramofonu, który musi być w stanie wydobyć te dźwięki z rowka winylu, poprzez wzmacniacz, a na kolumnach kończąc. Już sama orkiestra zrobiła na mnie wielkie wrażenie - rozmach, swoboda, żadnej słyszalnej kompresji dynamiki, niezwykła precyzja trójwymiarowej sceny - innymi słowy wszystko, czego można oczekiwać po high-endowym wzmacniaczu. Ale podobnie jak w przypadku RI-100, tak i teraz najbardziej spektakularny był sposób pokazania grzmiących dział - owa niezwykła natychmiastowość i potęga wystrzału, i niemal fizyczne odczucie fali uderzeniowej po kolejnych salwach. I tak jak przy działach kluczowe było błyskawiczne oddanie ogromnej energii wystrzału, tak w przypadku dzwonów realizm prezentacji opierał się na znakomitej dźwięczności i
długich wybrzmieniach. Pokazać równie dobrze jedno i drugie naprawdę nie jest łatwo.

Jest to jedna z niezwykłych cech naszego hobby - słyszymy odtworzenie doskonale znanych nam utworów na świetnym systemie i wydaje się, że to już właściwie wszystko, co da się osiągnąć w zakresie reprodukcji tego nagrania. Później mamy okazję posłuchać tego samego na jeszcze lepszym zestawie i okazuje się, że byliśmy w błędzie - można zagrać to jeszcze lepiej. Dźwięk może być jeszcze pełniejszy, bardziej namacalny, skoki dynamiki oddane lepiej, zakres dynamiki jeszcze większy, da się jeszcze precyzyjniej pokazać w przestrzeni opowiadane muzyką wydarzenia. Tak właśnie się czułem po posłuchaniu Czajkowskiego na SIA-02. w porównaniu z tym, co pamiętałem z sesji z RI-100. Oczywiście takie porównanie w odstępie kilku miesięcy nie jest w pełni precyzyjne, nie jest w 100% obiektywne, ale tylko takiego mogłem dokonać. Teraz wydawało mi się, że w porównaniu ze starszym bratem, RI-100 grał nieco rozjaśnionym, nie tak dobrze wypełnionym dźwiękiem, a i jego możliwości dynamiczne, choć imponujące, nie dorównywały SIA-025.
Testowany teraz wzmacniacz brzmiał... szlachetniej, w bardziej wyrafinowany sposób. I pewnie o to chodziło twórcom marki, której najniższa seria urządzeń nazywa się Reference, a wyższe mają być jeszcze lepsze.

Wspomniane wyrafinowanie równie dobrze, a może i nawet łatwiej było usłyszeć w nagraniach mniejszych, choćby jazzowych składów. Zachwycało znakomite oddanie najmniejszych detali - od tych okołomuzycznych, jak oddechy, pracujące klapy, palce przesuwające się po strunach, po najdrobniejsze, najbardziej subtelne dźwięki wydobywane z instrumentów. Wszystko pokazane było w dość mocny, wyrazisty, ale naturalny sposób, bez sztucznego podkreślania jakiejkolwiek części pasma. Z jednej strony miałem wrażenie niezwykłej gładkości przekazu, a z drugiej nie było mowy o jakimkolwiek zaokrąglaniu, wygładzaniu dźwięków czy ukrywaniu niedoskonałości nagrań. Niezależnie od materiału muzycznego Vitus radził sobie bez wysiłku, swobodnie prezentując czy to duet gitar akustycznych, czy big-band, czy kwartet smyczkowy, nie mając też, jak pisałem wcześniej, żadnych problemów z muzyką rockową czy wielką orkiestrą "wspartą" armatami i dzwonami.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

To także niezwykle "szybki" wzmacniacz, który nadąża za każdą muzyką - dość niezwykłe było to, że przy stosunkowo małej mocy, z takimi kolumnami jak Isophony Cassiano, Vitus potrafił precyzyjnie pokazać nawet najszybsze kawałki, doskonale panując na głośnikami. Znakomicie to słychać choćby przy popisach gitarzystów klasycznych, błyskawicznie szarpiących struny, a potem je tłumiących, by niemal od razu wydobyć z nich kolejny dźwięk. Niejeden wzmacniacz nie potrafi za tym nadążyć, ale SIA-02. radził sobie wybornie. Także kawałki w wykonaniu kontrabasistów demonstrowały klasę testowanej amplifikacji - gdy mocno, szybko szarpią strunę, a Vitus znakomicie oddaje szybkie narastanie dźwięku, potem zaś w ułamku sekundy tłumią tę strunę, a duński wzmacniacz jest w stanie to oddać, pokazując jednocześnie, że w pudle rezonansowym tłumienie nie następuje od razu.

A skoro już jestem przy moich ulubionych instrumentach, gitarach i kontrabasie, to muszę wspomnieć o tym, jak doskonale Vitus oddawał pracę i strun, i pudeł rezonansowych, jak pokazywał nakładanie się dźwięku płynącego z tych drugich na to, co wydają z siebie same struny - doskonała harmonia, bez której dźwięk czy to gitary, czy kontrabasu jest po prostu ubogi i nieprawdziwy. Korzystając z okazji obcowania z urządzeniem tej klasy wręcz nie mogłem odmówić sobie przyjemności posłuchania większości płyt Rodgrigo y Gabrieli, i Raya Browna, i kilku Paco de Lucii i wielu innych, rzadko się bowiem zdarza, że ich instrumenty brzmią aż tak naturalnie, kolorowo jak w wydaniu tego Duńczyka.

Podsumowanie
Vitus SIA-02. to kolejny krok w stronę dźwiękowej nirwany. Dla mnie, miłośnika lampy, wiele tranzystorów brzmi za sucho/ostro/chłodno/bez wypełnienia/dźwięk nie jest wystarczająco gładki, płynny (niepotrzebne skreślić). Nie w przypadku Vitusa. W pewnym sensie mogę porównać go do mojego ModWrighta KWA100SE, którego wybrałem dlatego, że nie ma żadnej z wymienionych wyżej (w moich uszach) wad tranzystorów. Oczywiście SIA-025 to wyższa liga od mojego wzmacniacza, ale także żadnej ze wskazanych cech brzmienia nie mogę mu przypisać, co samo w sobie jest już ogromną zaletą. Wspomniane już wcześniej angielskie określenie "bigger, better, faster, more" dobrze oddaje bardzo pozytywne odczucia po odsłuchu tego wzmacniacza. Dźwięk jest większy, z większymi, precyzyjnie, trójwymiarowo rysowanymi źródłami pozornymi, jest lepszy, pełniejszy, bardziej wyrafinowany, także szybszy, bardziej dynamiczny i to zarówno w skali mikro, jak i makro, doskonale wysterowuje kolumny i ma więcej do zaoferowania - jest w stanie zagrać
każdą muzykę, jego, wydaje się, nieskończone pokłady mocy (pomimo nie tak imponujących na papierze parametrów), jego zakres dynamiczny, finezja, rytm sprawiają, że zagra równie dobrze heavy metal, jak i solowy koncert skrzypcowy, pięknie zabrzmi damski wokal, ostra trąbka, zagrzmią organy i oczaruje dźwięcznością trójkąt. Niemal wszystko to mogę powiedzieć także o RI-100, tyle że SIA-025 robi to... po prostu lepiej. Może nie dwa razy lepiej, na co wskazywałaby cena, ale zdecydowanie lepiej, więc jeśli to dźwięk jest absolutnym priorytetem, to wybór między tymi dwoma wzmacniaczami jest oczywisty, aczkolwiek w ofercie Vitusa są jeszcze wyższe modele...

Plusy: Gładko, spójnie, z odpowiednim wypełnieniem, dynamicznie! Do tego świetnie wygląda i ma znakomitego pilota
Minusy: Znowu jedyne czego mógłbym sobie życzyć, to więcej wejść RCA
Ogółem: High-end "pełną gębą", którego można słuchać godzinami bez oznak zmęczenia

Ocena: 5/5

Specyfikacja

- Waga: 42 kg (szt.)

- Wymiary: 435x130x430 cm (SxWxG)

- Wejścia: 2 x niezbalansowane (RCA); 3 x zbalansowane (XLR)

- Wyjścia: 1 x niezbalansowane sub-out (RCA), 1 x para zbalansowanych wyjść głośnikowych

- Moc wyjściowa: 25W w klasie A/100W w klasie AB

- Pilot zdalnego sterowania: systemowy RC-010

- Cena: 18.500 euro

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)