W Warszawie lepiej niż w Nowym Jorku. Amerykanie mogliby się uczyć
Do Nowego Jorku pojechałem na prezentację najnowszych komputerów i laptopów firmy Acer. Był to mój pierwszy raz nie tylko w tym mieście, ale także w Stanach Zjednoczonych. Do tej pory moje pojęcie o Nowym Jorku brało się głównie z amerykańskich filmów i seriali. Mniej więcej wiedziałem czego mogę się po nim spodziewać, jednak Nowy Jork przerósł moje oczekiwania.
Miasto okazało się piękne w swoim chaosie, monumentalne i niepowtarzalne. Wyrwałem się jednak spod tego uroku i postanowiłem zbadać, jak sprawy mają się od strony technologicznej. Czy można tam znaleźć "cuda świata", czy wręcz przeciwnie? Znalazłem kilka zdecydowanych zaskoczeń.
Bez gotówki ani rusz
W Polsce już prawie od roku nie noszę ze sobą gotówki. Od kiedy do naszego kraju weszły bankowe karty zbliżeniowe, a potem płatności telefonem z Google Pay, to gotówkę wypłacam raz w miesiącu, idąc do fryzjera. Za soczek i batona zapłacę kartą w każdym polskim miasteczku czy marketach na odludziu.
Tymczasem w Nowym Jorku – finansowej stolicy świata – bez gotówki ciężko jest cokolwiek załatwić. Płatności kartą są oczywiście możliwe, ale o płatności zbliżeniowe już trudniej. Wychodząc na miasto po prostu trzeba mieć przy sobie dolary.
Natomiast jeśli chodzi o płatności telefonem, to sprawa ma się już zupełnie beznadziejnie. Zazwyczaj gdy chciałem w ten sposób zapłacić, to musiałem tłumaczyć sprzedawcy, co to jest. Najczęściej spotykałem się wtedy ze pytaniem, czy jest to Apple Pay? Wtedy mówiłem: "Tak, to Apple Pay tylko, że dla Androida"
Działa? Nie wymieniaj!
Lubimy mieć nowe rzeczy, nawet jeśli te stare cały czas mogłyby z powodzeniem wykonywać tę samą pracę. Dzięki temu jest trochę ładniej, trochę szybciej, trochę sprawniej. Nowy Jork wydaje się odrzucać te przekonanie i stosuje inne: "Jeśli coś działa, to nie ma potrzeby tego wymieniać". Skutek jest taki, że chodząc po tym mieście, jeżdżąc metrem i korzystając z atrakcji byłem otoczony sprzętem i elektroniką, których rodowód sięgał spokojnie do lat 90.
To jest to samo myślenie, które powoduje, że nowe systemy płatności przyjmowane są raczej niechętnie i powoli. I tak na przykład: kupujesz bilet do metra? Musisz wciskać gotówkę w szparę automatu, bo czytnik kart nie działa lub karta nie jest obsługiwana. Telefonem nie kupisz biletu, a żeby wejść do metra musisz mieć papierowy bilet. Płacisz za autobus z New Jersey na Manhattan? Szykuj $3.50 w gotówce inaczej kierowca nie przyjmie opłaty.
Pociągi i wyposażenie metra? Prawie nic nie zmieniło się od zeszłego wieku. Większość pociągów pochodzi z lat 90., a te "najnowsze" wyposażone są w takie technologiczne nowinki jak monitory LCD i nagrane komunikaty o stacjach i trasie. Jedziesz pociagiem na lotnisko? Konduktor przyjdzie i ręcznie przedziurkuje twój bilet, rozsypując konfetti na podłodze.
Zostaw bagaż gdzie chcesz
Być może w Nowym Jorku nie zobaczyłem szklanych paneli dotykowych, ani robotów na sklepowych witrynach, ale jedna rzecz zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Nowy Jork odwiedza rocznie ponad 60 milionów turystów. Część z nich musi zostawić gdzieś bagaż, aby nie przeszkadzał im w zwiedzaniu tego pięknego miasta. Do przeszłości odeszły już przechowalnie bagażu na dworcach, w szafkach na żetony.
Biznes przejęły aplikacje i usługi działające na zasadzie shared economy. W Nowym Jorku działa kilka takich nowoczesnych firm, a każda z nich ma od kilkudziesięciu do ponad stu miejsc, w których można zostawić walizkę lub plecak. Nie są to jednak ich własne punkty. Firmy podpisują umowy ze sklepami, punktami usługowymi i hotelami, które za procent przechowują dla nich bagaże turystów. W cenie (ok. 6 dolarów za sztukę bagażu za dzień) wliczone jest ubezpieczenie sięgające od 500 do 3000 dolarów.
Większość punktów jest rozlokowana przy węzłach komunikacyjnych lub przy popularnych turystycznych spotach, co jeszcze bardziej przekłada się na wygodę turystów. Droższą, ale jeszcze wygodniejszą opcją, jest "mobilne przechowalnie". Tutaj już jest pełen luksus, bo firma przewozi nam walizki pod wskazane miejsce. Idealne na dzień opuszczenia miasta, gdy nie chcemy spędzić ostatnich godzin z ciężkim plecakiem.
Wszyscy bez przerwy rozmawiają przez telefon
W Polsce rozmawianie przez telefon komórkowy stało się już jedną z mniej istotnych funkcji smartfonów. Z obserwacji i rozmów widzę, że po pierwsze wykorzystujemy te urządzenia do dziesiątek innych funkcji, głównie do przeglądania internetu, słuchania muzyki i oglądania filmów. Po drugie - do komunikacji używamy częściej komunikatorów. Tymczasem w Nowym Jorku co chwilę mijałem kogoś, kto właśnie opowiadał komuś historię swojego życia przez telefon.
Ale zaskoczyły mnie też same rozmowy. My często szybko załatwiamy sprawę i rozłączamy się. Albo zrobimy krótką odpytkę "co u ciebie". Tymczasem w NYC pogawędki ciągną się bez końca. A nowojorczycy rozmawiają o wszystkim. Prowadzą rozmowy biznesowe, rozmawiają ze znajomymi, rodzinami i kochankami. O problemach w domu, pracy, życiu miłosnym. Nie trzeba ich nawet specjalnie podsłuchiwać, żeby się tego dowiedzieć.
Do tego amerykański akcent i sposób mówienia sprawiał, że czułem się nonstop biernym uczestnikiem czyjejś prywatnej rozmowy.
Nie każdy nowojorczyk ma iPhone'a
Apple to najpopularniejsza marka smartfonów w Stanach Zjednoczonych. Według statystyk do amerykańskiego producenta należy prawie 40 proc. tamtejszego rynku. Spodziewałem się, że w tak bogatym mieście jak Nowy Jork, odsetek iPhone'ów widywanych na ulicach, w restauracjach i muzeach będzie jeszcze wyższy, i że telefon z jabłkiem będzie miał prawie każdy.
Moje doświadczenie było zupełnie inne. Okazało się, że to "androidowcy" stanowią przewagę. Podglądając telefony przypadkowych przechodniów, tylko jeden na mniej więcej pięć miał iPhone'a. W dodatku najczęściej był to któryś ze starszych modeli. Najnowszych "dziesiątek" lub "iksów" widziałem zaledwie kilka.