Użytkownicy tej waluty zużywają więcej prądu niż europejski kraj. Zapotrzebowanie będzie tylko rosło
Ethereum to obecnie nowy, gorący trend wśród internetowych kryptowalut. Podobnie jak Bitcoin, jest zdecentralizowaną jednostką, która używa systemu blockchain do przeprowadzania transakcji. Ostatnie nagłe i gwałtowne spadki zasiały jednak ziarno wątpliwości wśród użytkowników i ekspertów. Głównie w kontekście pojawienia się kolejnej bańki, na której inwestorzy stracą swoje oszczędności. Prawda jest jednak bardziej zawiła, a entuzjaści nie tracą rezonu, uważając Ethereum za rewolucyjne narzędzie.
Skąd w ogóle wzięło się Ethereum? Jak w każdym internetowym micie założycielskim, za powstanie narzędzia odpowiada młody zdolny student. W tym przypadku to Vitalik Bulerin, Kanadyjczyk rosyjskiego pochodzenia. Pomysł na kryptowalutę, nazwaną Ether, opracował w 2013 roku w wieku 19 lat. Pierwszy blok danych wygenerowanych w blockchain pojawił się dopiero 30 lipca 2015 roku.
Warto zaznaczyć, że Ethereum jest czymś innym niż Bitcoin, który w zamyśle twórcy miał być przede wszystkim pieniądzem. Walutą jest Ether, ale Ethereum służy nie tylko do płatności. Jest bowiem zdecentralizowaną siecią do projektowania aplikacji. W uproszczeniu to platforma, na której można tworzyć np. smartcontracty. To inteligentny kontrakt tworzony, monitorowany i automatycznie wykonywany przez blockchain.
Na Ethereum opiera się polski projekt Golem, którego celem jest stworzenie zdecentralizowanego superkomputera. Kupując tokeny Golem, które w zasadzie są smartcontractami Ethereum, wynajmujemy moc obliczeniową innych użytkowników, którzy akurat jej nie potrzebują do przetworzenia potrzebnych nam danych. Każdy może użyczyć mocy własnego sprzętu – czy to laptopa czy też mocniejszego komputera – na potrzeby sieci. Za wynajęcie mocy obliczeniowej są oni odpowiednio wynagradzani, podkreśla Michał Wnęk, przedstawiciel portalu Bithub.pl.
Vitalik Buterin, twórca Ethereum
I przez niecałe dwa lata zdobył ogromną popularność. Obecna wartość rynku kryptowaluty to ponad 25 mld dolarów. Nie przeszkodziły nawet ostatnie spadki. 21 czerwca wartość spadła o kilkadziesiąt proc. Skąd wziął się ten tzw. flash crash?
– Ostatni flash crash na Ethereum był najprawdopodobniej wywołany tym, iż ktoś dysponujący olbrzymią ilością waluty postanowił ją sprzedać na jednej giełdzie – tłumaczy Wnęk. – W dużym uproszczeniu, jeżeli na giełdzie wystawione są oferty kupna i sprzedaży na łączną wartość 10 mln złotych, a ktoś nagle sprzeda za kwotę 5 mln zł to "wyczyści" sporą ilość zleceń kupna. Jest to niekorzystne dla niego samego, bo po faktycznej cenie sprzeda jedynie część monet. Pozostałe sprzeda po cenie dużo niższej niż rynkowa. Sprzedaż takich ilości należy rozłożyć w czasie i sprzedawać na różnych giełdach, czekając na odnowienie się ofert kupna, które będą zbliżone do ofert sprzedaży. Świadczy to o braku profesjonalizmu owego sprzedającego. Lub o jego panice, która mogła być wywołana otrzymaniem wiadomości, która dopiero przejdzie do wiadomości szerszej publiki. Cena szybko powróciła do swojego poprzedniego poziomu. Na innych giełdach nawet nie drgnęła, lecz ostatecznie wywołało to panikę i cena zaczęła mimo wszystko spadać, choć już stosunkowo wolniej – dodaje.
Kolejny cios dla Ethereum nastąpił 26 czerwca, kiedy w sieci pojawiły się doniesienia o śmierci jego twórcy. Sam zainteresowany zdementował te plotki na swoim twitterowym profilu. Nie udało się jednak powstrzymać spadku o 20 proc. – z 280 dol. do niecałych 240. Wartość całego rynku Ethereum zmalała aż o 4 mld dolarów. Teraz jednak kryptowaluta jest warta 275 dol. i powoli wraca do swojej ceny sprzed spadkami.
Jednak nie tylko aspekt finansowy i technologiczny jest ciekawy w kontekście Ethereum. Aby pozyskać walutę, konieczne jest jej "kopanie". Podobnie jak w przypadku Bitcoinów, potrzebna jest karta graficzna, która będzie generować jednostki. Im mocniejsza i lepiej skonfigurowana, tym lepiej. A to wiąże się z poborem prądu. Który zaczyna być większy niż w przypadku niektórych państw.
Konsumpcja energii przez użytkowników Ethereum
Według raportu Digiconomist, serwisu o kryptowalutach, do wydobycia Ethereum zużywa się już 4,47 TWh (terawatogodzin) energii rocznie. To więcej niż zużycie w takich krajach jak Cypr (4,18 TWh) czy Kambodża (4,15 TWh). Wysoki wynik jest efektem tego, ile mocy jest potrzebne na przeprowadzenie jednej transakcji. Ta wymaga 45 kilowatogodzin prądu. Tyle samo zużywa przeciętne gospodarstwo domowe w USA w przeciągu półtora dnia. Dla porównania, transakcja przy użyciu systemu Visa potrzebuje tylko 0,00651 kilowatogodzin. Wysokie zużycie prądu jest naturalną konsekwencją daleko posuniętej decentralizacji. W rozproszonej sieci nie da się efektywnie optymalizować zużycia energii.
Do tego w przyszłości możemy spodziewać się jeszcze większego zapotrzebowania na prąd do wydobywania Etheru. Co roku pojawia się około 18 milionów jednostek kryptowaluty. W przeciwieństwie do Bitcoina, nie posiada ona ustalonego odgórnie limitu (dla BTC to 21 mln sztuk, obecnie wydobyto już około 18 mln).
Środowisko skupione wokół kryptowalut korzysta obecnie z modelu o nazwie Proof Of Work. Zdobywanie konkretnych danych jest czasochłonne i kosztowne, ale pozwala na łatwą weryfikację. Jednak pojawiają się głosy o zmianę na inny, hybrydowy model o nazwie Proof of Stake. Nowe algorytmy mają pozwolić na wykopywanie waluty dzięki połączeniu ze sobą sieci komputerów. W ten sposób konsumpcja energii spadnie do znikomego poziomu, uważa Alex de Vries, założyciel Digiconomist.
Co ciekawe, śmierć Ethereum ogłaszano już ponad 10 razy. Tutaj znajduje się dokładna oś czasu każdego "nekrologu", który został ogłoszony. Czyżby pogłoski o śmierci kryptowaluty okazały się przesadzone?
Na pewno będą wzbudzać kontrowersje. Kryptowaluty dalej są zdecentralizowaną formą płatności. Żadne państwo nie ma wpływu ani kontroli nad jej przepływem. Wszystkie transakcje są jednak udostępniane publicznie i w czasie rzeczywistym dzięki technologii blockchain. Dopóki jednak strony transakcji nie ujawnią swoich danych, dopóty pozostaną one anonimowe. Przeciwnicy kryptowalut uważają, że dzięki temu można łatwiej dokonywać nielegalnych transakcji w sieci. Dlatego Bitcoin stał się popularny wśród użytkowników zamkniętego już Silk Road - cyfrowego czarnego rynku działającego w tzw. Deep Web. Obecnie istnieje około 800 kryptowalut. Wspomniany już Bitcoin, najpopularniejsza z nich, od 1 kwietnia 2017 roku jest akceptowalnym środkiem płatniczym w Japonii.