Uważasz, że twoje dziecko powinno uczyć się o "hejcie" w szkole?

Uważasz, że twoje dziecko powinno uczyć się o "hejcie" w szkole?
Źródło zdjęć: © East News | Blawicki Piotr
Adam Bednarek

03.07.2017 15:23, aktual.: 03.07.2017 16:11

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Może więc po prostu trzeba postawić na taki przedmiot w szkole, jak edukacja o sieci i o zachowaniu się w sieci. Bo wydaje mi się, że technologia zdecydowanie wyprzedziła programy edukacyjne ze szkół" - powiedział Filip Chajzer w rozmowie z Magazynem WP. Czy rzeczywiście młodzież powinna uczyć się właściwego zachowania w internecie?

To nie pierwsze tego typu głosy. Gdy w szwedzkich podstawówkach postanowiono nauczać, jak rozróżniać fake newsy od prawdy, wielu twierdziło, że powinniśmy pójść tym śladem. Na łamach serwisu polygamia.pl zastanawiano się, czy nie warto wprowadzić do szkół netykiety - czyli nauczania o zasadach, jakie powinny w sieci panować.

Wynika z tego, że problem jest następujący: w chwili, gdy przechodzimy w tryb online, zapominamy o przyjętych regułach i stajemy się bestiami.

13-letni Jaś ma same szóstki i wzorowe zachowanie. Kolegów traktuje grzecznie, nigdy się nie denerwuje, nie przezywa innych, nie wchodzi w bójki. Jaś wcale nie jest wyjątkiem - koledzy i koleżanki postępują tak samo. Czytają ze zrozumieniem, sięgają do źródeł. Ale tylko gdy chwycą za klawiaturę lub smartfony, obrażają się nawzajem na Facebooku, udostępniają sensacyjne i nieprawdziwe newsy, biorą udział w fałszywych konkursach obiecujących złote góry. Po prostu przez ten zły internet nagle głupieją!

Naprawdę ktoś wierzy, że tak właśnie jest?

Możemy oczywiście udawać, że problem jest w przeklętym internecie. Ale będziemy niepotrzebnie się łudzić. Od dawna wszyscy w domach i szkołach uczeni byli, by nie obrażać innych, wspierać słabszych, akceptować i tolerować mniejszości. Umiejętność czytania ze zrozumieniem wpajana jest od najmłodszych lat, tak jak i szukanie oraz weryfikowanie źródeł.

Obraz
© Materiały prasowe

Nie jest tak, że przeciętny Polak czyta w niszowym tabloidzie o wielorybie, który przypłynął Wisłą do Warszawy, i wkurza się, że to bzdury. Po czym uruchamia przeglądarkę i bezmyślnie podaje dalej informację o śmierci znanego aktora z portalu, który widzi na oczy pierwszy raz w życiu. To nie tak, że słysząc na ulicy przekleństwo zatyka uszy i pod nosem stwierdza “jak tak można?!”. A siedząc przed komputerem domaga się śmierci polityków.

Owszem, internet ma tę przewagę, że teoretycznie pozwala zachować anonimowość. To samo zapewnia jednak tłum. Radykalne hasła podczas manifestacji wykrzyczane są nie dlatego, że nikt w szkole nie nauczył demonstrantów, że w grupie nie wolno obrażać innych. Obraźliwe napisy na murach nie pojawiają się, bo przez lata nauki zapomniano wspomnieć, że to chuligański i nielegalny wybryk.

“Anonimowość tworzy hejt” - wspomniał Chajzer. Spotkałem się jednak z agresywnymi komentarzami, które pisali ludzie pod nazwiskiem. Babcia z wnuczką w awatarze cieszyła się ze śmierci uchodźców. Naprawdę nie wydaje mi się, że zrobiła tak tylko dlatego, że w szkole nie załapała się na lekcje o hejcie. “Och, wie pan, ja ze starego pokolenia, my nie mieliśmy internetu, więc nie wiedziałam, że to coś złego”.

Najgorsze, co możemy zrobić, to stwierdzić, że to wina internetu. Rzeczywiście sieć pozwala łatwiej wyrazić złe emocje. I może to zrobić każdy, choć nawet go o to nie podejrzewamy. W końcu pójście na marsz czy nabazgranie czegoś na murze w środku nocy wymaga czasu, a nawet pieniędzy. Obraźliwy wpis to kwestia kilku sekund. Ani nie łatwość, ani nie anonimowość doprowadziły do tego, że zmagamy się z takimi problemami. Ludzie najwidoczniej po prostu tacy są.

Mówienie “hejt” zamiast “nienawiść” czy “fake news” zamiast “kłamstwa” sprawia tylko, że stare zachowania dostają nową nazwę. A więc też wydają się czymś, czego wcześniej nie było. Tak jakby weszły w życie razem z internetem i to przez to ludzie są dla siebie w sieci tak źli. To dobry sposób, by odeprzeć od siebie prawdę: to nie z nami jest coś nie tak, to wina internetu.

Gdyby dzisiaj Kazik nagrywał współczesną wersję “Taty dilera”, pewnie nazywałaby się “Tata hejtera”. Dobry chłopak był i mało pił - i na pewno nie obrażał nikogo w internecie. “Przecież kiedyś wygrał w ping-ponga zawody!”.