"Utopmy komunistów w błocie" – Amerykanie wiedzą, jak kontrolować pogodę. Przedłużyli porę monsunową

Minister Mariusz Błaszczak, komentując niegdyś w mediach zniszczenia spowodowane przez nawałnice stwierdził, że zrobi wszystko, by w przyszłości nie doszło do takich zdarzeń. Internet szybko zareagował żartami sugerującymi, że urzędnik chce sterować pogodą. Żarty były oparte na przekonaniu, że jest to niemożliwe. I – jak to z wieloma żartami bywa – śmieszyć mogły tylko tych, którzy nie znają faktów. Bo pogodą da się sterować. Co więcej, robiono to już wielokrotnie.

"Utopmy komunistów w błocie" – Amerykanie wiedzą, jak kontrolować pogodę. Przedłużyli porę monsunową
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC BY
Łukasz Michalik

16.08.2017 | aktual.: 19.01.2022 09:36

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

HAARP i inne cuda

Wbrew pozorom nie jest to informacja pochodząca od zwolenników torii spiskowych, choć one również zasługują na wspomnienie. Wszystko za sprawą HAARP (High Frequency Active Auroral Research Program) – programu badawczego, którego celem było zrozumienie procesów zachodzących w jonosferze.

Obraz
© U.S. Air Force

Tym, co w przypadku HAARP rozbudzało emocje, były jednak nie tyle same badania, co zbudowana na ich potrzeby instalacja, składająca się z wielkich anten. Przez lata różni wyznawcy pseudonauki podejrzewali je o całe zło tego świata – powodzie, trzęsienia ziemi, huragany i resztę klęsk żywiołowych. Co ciekawe, o to samo podejrzewano przed laty gigantyczny radar pozahoryzontalny Oko Moskwy – jak widać wielkie anteny działają na wyznawców spisków stymulujco.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Oko Moskwy to dzisiaj rdzewiejąca atrakcja turystyczna, program HAARP – mający na koncie stworzenie m.in. sztucznej zorzy polarnej - został kilka lat temu zakończony, a samą kwestię manipulowania klimatem precyzują międzynarodowe porozumienia. Kluczowym jest podpisana w Genewie konwencja ENMOD, zakazująca modyfikowania środowiska i pogody do celów militarnych.

Kościelne dzwony jak działa przeciwgradowe

Problem w tym, że nie zawsze tak było. Pierwsze próby manipulowania pogodą – o ile pominiemy modły i ofiary składane wszelakim bóstwom – miały miejsce w średniowieczu za sprawą kościelnych dzwonów. Ich bicie miało rzekomo rozpraszać chmury gradowe i chronić tym samym uprawy winorośli, będąc funkcjonalnym odpowiednikiem stosowanych i dzisiaj tzw. dział przeciwgradowych.

To używane głównie przez rolników – mimo sceptycyzmu części naukowców - instalacje, które detonacjami niewielkich porcji gazu tworzą fale uderzeniowe, ograniczające tworzenie się w chmurach kryształków lodu. W rezultacie, według przekonania użytkowników tego sprzętu, zamiast gradobicia spada deszcz.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Zasiewanie chmur

Pierwsze eksperymenty, które faktycznie można nazwać manipulowaniem pogodą, miały miejsce stosunkowo niedawno, w połowie XX wieku. Amerykańscy inżynierowie, Vincent Schaefer i Bernard Vonnegut opracowali w 1946 roku metodę nazywaną "zasiewaniem chmur". Polega ona na rozpylaniu przez lecący w chmurze samolot jodku srebra.

Udany eksperyment wyglądał dość osobliwie – w listopadzie 1946 roku Vincent Schaefer osobiście pilotowanym samolotem gonił zaobserwowaną wcześniej chmurę, by finalnie zrzucić na nią 3 kilogramy pyłu jodku srebra. Efekt okazał się zgodny z oczekiwaniami: bezpośrednio po tym z chmury zaczął padać deszcz.

Igrzyska i powodzie

Możliwość wywoływania deszczu szybko wzbudziła zainteresowanie wojskowych. Nic dziwnego: lokalne kontrolowanie pogody pozwalało przecież albo zamoczyć jakiś obszar, czyniąc np. drogi nieprzejezdnymi, albo – przeciwnie – sprawić, by deszcz spadał przed newralgicznym miejscem, jak choćby lotniskiem.

Z powodzeniem stosowali to m.in. Rosjanie, którzy dzięki zasiewaniu chmur w okolicach Moskwy niemal zawsze mieli na defiladach zwycięstwa doskonałą pogodę, albo Chińczycy, którzy zadbali w taki właśnie sposób o dobrą aurę w czasie otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. W obu tych przypadkach wywoływano deszcz odpowiednio wcześnie, aby doszło do opadów zanim chmury nadciągną nad miejsce uroczystości.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

W sposób usystematyzowany tematem zajęli się również Brytyjczycy, którzy w ramach Projektu Cumulus w 1952 roku skutecznie podtopili miasteczko Lynmouth, gdzie w ciągu doby spadły 23 centymetry deszczu (trochę mniej niż średnio w Polsce przez pół roku). Choć – co warto podkreślić – nigdy oficjalnie nie uznano, że przyczyną lokalnej powodzi były wojskowe eksperymenty z pogodą, projekt zamknięto po aferze, jaka wybuchła w związku ze śmiercią 24 osób.

Rób błoto, nie wojnę!

Znacznie lepiej udokumentowana jest za to inna operacja przeprowadzona przez Amerykanów. Amerykańskie wojsko prowadziło najpierw eksperymenty w ramach projektu o wymownym kryptonimie Wściekłość Burzy (Project Stormfury), jednak wymierne efekty i praktyczne zastosowanie przyniosła inna operacja – Popeye.

Były to prowadzone w czasie wojny w Wietnamie w latach 1967 - 1972 działania, mające na celu sparaliżowanie logistyki przeciwnika przedłużającą się porą monsunową. Stosowane lokalnie zasiewanie chmur okazało się w tym przypadku bardzo skuteczne – obfite opady deszczu udało się przedłużyć o niemal półtora miesiąca, a uczestnicząca w tych działaniach 54. Eskadra Rozpoznania Pogodowego miała nawet nieoficjalny slogan: "Róbmy błoto, nie wojnę".

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Ochrona przed promieniowaniem

Zakaz manipulowania pogodą do celów militarnych zakończył – przynajmniej oficjalnie – tego typu praktyki. Nie zrezygnowano z nich jednak całkowicie. Poza wspomnianym wcześniej zabezpieczeniem dobrej aury w czasie ważnych imprez, zasiewanie chmur przydało się również w czasie katastrofy w Czarnobylu, gdzie, wywołując w odpowiednich miejscach deszcze, usiłowano ograniczyć rozprzestrzenianie się radioaktywnych pyłów.

W takim kontekście słowa polskiego ministra – niezależnie od tego, jak je zinterpretujemy – przestają być śmieszne. Manipulacje pogodą, a przede wszystkim opadami deszczu, są możliwe.

Komentarze (35)