To już prawdziwa plaga. Najwięksi sprzeciwiają się telefonom na koncertach
Za chwilę zabrzmieć ma największy hit, ale zamiast burzy oklasków, niemal wszyscy sięgają po telefony. Smartfony na koncertach to prawdziwa plaga. Na szczęście zaczyna się z nią walczyć.
25.01.2018 | aktual.: 25.01.2018 13:48
Na koncertach Jacka White’a telefony będą musiały być schowane w specjalnym pokrowcu. Będzie można mieć do nich dostęp, ale tylko w wyznaczonych strefach - byle nie na sali, w której gra muzyka. Etui odblokować mogą tylko wyznaczeni pracownicy. Nie będzie naruszona prywatność, bo telefony fani będą mieli nadal przy sobie. Tyle że przestaną być użyteczne, bo nie da się ich wyjąć. Cały system działa tak:
Genialne rozwiązanie. I coraz częściej wykorzystywane. Jack White swoją decyzją dołączył do grona artystów, którzy nie życzą sobie telefonów na koncertach. Podobny zakaz wprowadzono na występach takich wykonawców jak Alicia Keys, The Lumineers czy Guns N’ Roses. Również popularni w Stanach Zjednoczonych komicy - Chris Rock czy Dave Chappelle - proszą o schowanie telefonów do pokrowców. Osoby nagrywające podczas koncertów były krytykowane m.in. przez Adele czy wokalistę Green Day.
Owszem, to radykalne wyjście. Ale potrzebne. Pamiętam warszawski koncert Morrisseya - ten, który skończył się wcześniej, bo artysta obraził się na krzyczącego fana i zszedł ze sceny. Był to mój pierwszy i jak do tej pory jedyny występ lidera The Smiths oglądany na żywo. Nie zapomnę ciarek, które przeszły mnie, gdy zespół zaczął grać “The Queen is Dead”. I nie zapomnę też mężczyzny stojącego obok, który od razu sięgnął po telefon i zaczął to nagrywać. Nie patrzył na grających muzyków, tylko na ekran telefonu, by upewnić się, że kamera skierowana jest na scenę.
Odtworzyłem sobie dzisiaj nagranie z tego koncertu na YouTubie. Brzmi nawet fajnie, ale… to nie samo, co emocje na żywo. Nawet w 10 proc. nie udało się odtworzyć tej energii. Naprawdę dla czegoś takiego ktoś zmarnował tę wyjątkową chwilę? Skupiał się ujęciach, ostrości, by później odtwarzać coś, co zupełnie inaczej brzmiało na żywo? Bez sensu.
Każdy ma prawo spędzić koncert tak jak chce. Skoro zapłacił za bilet, to równie dobrze może odwrócić się tyłem do sceny, zatkać uszy i tak stać. Proszę bardzo, nie można mu tego zabronić. Teoretycznie może więc też gapić się na ekran, jeśli występ go nudzi.
Tyle że smartfony na koncercie przeszkadzają innym. Ekran świeci, a jak ktoś próbuje nagrać fragment piosenki, to jeszcze zasłania widok innym. Nie mówiąc o pikających powiadomieniach. Nie wiem, jak wy, ale gdybym chciał oglądać scenę na ekranie, to po prostu odpaliłbym YouTube’a, a nie szedł na koncert. Niestety coraz częściej zmuszony jestem do takiego obserwowania występów na żywo.
Oczywiście sala koncertowa to nie opera, więc zawsze będzie niekomfortowo. Ktoś skacze, ktoś idzie z piwem i oblewa innych, ktoś głośno śpiewa. Tyle że od tego można uciec. Tymczasem coraz trudniej schować się przed smartfonami. Niemal zawsze, w każdej strefie, ktoś albo nagrywa, albo rozmawia, albo sprawdza Facebooka.
Najgorsze, że to problem, który występuje nie tylko na głośnych, zatłoczonych koncertach. Byłem na wielu wydarzeniach, gdzie grana muzyka była cicha, nastrojowa, wymagająca skupienia. I co chwilę słychać było pstryknięcia, błyski flesza. W oczy raziła czerwona lampka oznaczająca nagrywanie. To nie tylko oznaka braku szacunku dla innych widzów, ale i dla samego artysty.
Rozumiem, że ktoś chce mieć pamiątkę. Dlatego na trasie Jacka White’a robieniem zdjęć zajmie się specjalny fotograf, a wszystkie materiały będą udostępnione do pobrania. Uczciwe rozwiązanie - niczego nie przegapisz, a przy okazji dostaniesz porządne, profesjonalnie wykonane zdjęcia, które będzie można bezpłatnie wykorzystać, by podzielić się z innymi.
Zresztą nawet na najmniejszych, lokalnych koncertach jest fotograf z miejscowych mediów, który przez pierwsze trzy utwory robi zdjęcia, a potem idzie do domu. Zawsze jest szansa na to, że ktoś uwieczni występ, na którym byliśmy. A mimo i tak tłumy sięgają po smartfony.
Najgorsze jest jednak to, że “ban na telefony” trzeba wprowadzać siłą. Przymusem. Nie dociera do ludzi fakt, że swoim zachowaniem mogą po prostu przeszkadzać innym. Bo przecież problem smartfonów dotyczy nie tylko koncertów, ale i przystanków autobusowych, restauracji, środków komunikacji czy kin. Wielu nie przejmuje się otaczającymi ludźmi i głośno rozmawia lub każe słuchać głośnych dźwięków powiadomień.
Może skoro technologiczny savoir vivre nie obowiązuje, to specjalne pokrowce powinny pojawić się w wielu miejscach publicznych?