"The Mandalorian" mógł być grą, a nie serialem. Szkoda, że na to nie wpadli
Obejrzałem dwa odcinki serialu "The Mandalorian" na podstawie "Gwiezdnych wojen". Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że powstałaby z tego genialna gra typu RPG. Zamiast tego, pozostaje mi się posilić niezbyt interesującym "Star Wars Jedi: Upadły zakon".
20.11.2019 | aktual.: 22.11.2019 10:50
Uwaga! W artykule mogą znajdować się spoilery.
"The Mandalorian" to genialna produkcja, której niewiele brakuje do ideału. Jej jedynym problemem jest to, że nie można jej obejrzeć w legalny sposób. Ale to już problem Disneya+, który straci miliony dolarów przez dystrybucję filmu w zaledwie kilku państwach. Odcinki serialu biją więc rekordy na torrentach i zalewają wszelkie "szemrane" serwisy streamingowe.
The Mandalorian - po dwóch odcinkach jest świetnie, prawie jak w grze
"The Mandalorian" zachwyca scenerią i klimatem "Gwiezdnych wojen" znanymi jeszcze z oryginalnej trylogii oraz prequeli. Ma dokładnie to, czego zabrakło w trylogii kontynuującej "Gwiezdne wojny". To unikalny, brudny i mroczny charakter.
W serialu zastosowano bardzo ciekawą formę fabularną. Już po chwili miałem wrażenie, że skądś to znam. Opowieść cały czas skupia się na jednym, głównym bohaterze. A ten ma swoje zadania, podczas których rozwiązywania spotykają go niespotykane zwroty akcji. Problemy, których się nie spodziewał napotkać. Umiejętności, które musi nabyć. Zjawiska, których nie rozumie.
Zobacz także
Główny bohater jest wojownikiem, a właściwie łowcą nagród. Zarabia na własny rozwój, jednocześnie wspierając swoją gildię. Mało kto go lubi, ale z racji pochodzenia, wielu czuje do niego respekt. Podczas swojej historii poznaje istoty chętne mu pomóc, nie wymagając niczego w zamian.
Po drodze podejmuje też wiele decyzji, a każda z nic niesie za sobą jakieś następstwa. Wszystko układa się w jedną całość. To jest genialny materiał na grę typu RPG. Niestety, zamiast tego doczekaliśmy się serialu, którego większość świata i tak nie może oglądać.