Teoria spisku, czyli jak zwalczać szczepionkę z anteną 5G i arszenikiem

Teoria spisku, czyli jak zwalczać szczepionkę z anteną 5G i arszenikiem

Teoria spisku, czyli jak zwalczać szczepionkę z anteną 5G i arszenikiem
Źródło zdjęć: © Pixabay, Lic. CC0
Łukasz Michalik
01.06.2020 17:36, aktualizacja: 02.06.2020 20:48

Co łączy koronawirusa SARS-CoV-2, telefonię 5G i mikroczipy RFID? Dla wielu z nas takiego związku nie widać, jednak popularne teorie spiskowe sugerują, że wspomniane kwestie układają się w jedną, spójną całość. Próbę rzeczowego wyjaśnienia podjęli eksperci z Instytutu Łączności – Państwowego Instytutu Badawczego.

Czas pandemii to zarazem okres, gdy mnożą się teorie spiskowe. Jedna z nich głosi, że koronawirus SARS-CoV-2 to pretekst, by – np. pod pozorem szczepień, gdy szczepionka już powstanie – zaszczepić społeczeństwu nie tylko odporność, ale także kapsułki z modułami 5G.

W praktyce może to przekładać się na niepokojącą statystykę. Jak wynika z danych sanepidu, w marcu i kwietniu liczba szczepionych dzieci spadła w porównaniu z rokiem poprzednim o połowę. W jakiej części to efekt dystansowania społecznego, a w jakiej obawy przed szczepionką - na razie nie wiadomo.

Skojarzenie, łączące chorobę z technologią i spiskiem trafiło - sądząc po popularności w internecie - na bardzo podatny grunt. Zwraca na to uwagę m.in. serwis FullFact, prowadzony przez organizację wyspecjalizowaną w weryfikowaniu fake newsów. Obawom związanym z technologiami sprzyja zarazem fakt, że bardzo często nie interesujemy się tym, jak działają otaczające nas urządzenia i jakie rozwiązania są w nich wykorzystywane.

Próbę wyjaśnienia tych kwestii – a zarazem ukojenia obaw wielu ludzi – podjęli specjaliści z Instytutu Łączności - Państwowego Instytutu Badawczego. Rozłożyli oni krążące po sieci teorie spiskowe na czynniki pierwsze i postanowili odpowiedzieć na poruszane w nich kwestie. Analizując krążącą w sieci grafikę, podjęli się wyjaśnienia kwestii czipowania, zdalnego odczytu danych czy możliwości ukrycia ampułki z elektroniką w szczepionce.

Obraz

Według zwolenników teorii spiskowych szczepienie może oznaczać wstrzyknięcie kapsułki z elektroniką i trucizną

Czym jest czipowanie?

To proces wszczepienia mikroczipu w celu trwałego oznakowania. Powszechnie stosuje się go np. w przypadku psów, dzięki czemu można łatwiej zidentyfikować zwierzę, a tym samym ustalić jego opiekuna.

Czym jest mikroczip?

Szeroko stosowane mikroczipy to pasywne transpondery RFID. Kluczowym słowem jest tu "pasywne" – sygnał emitowany jest po pobudzeniu transpondera za pomocą aktywnego skanera. Nie wytwarzają one samodzielnie pola elektromagnetycznego. Gdyby porównywać je do najprostszych przedmiotów - bliżej im do lusterka, po oświetleniu puszczającego na ścianę "zajączka", niż do nadjącej komunikaty radiostacji.

Jak się z nim komunikować?

Komunikacja następuje za pomocą czytnika RFID. Generuje on pole magnetyczne o ściśle określonych parametrach, dzięki czemu na kilkanaście milisekund aktywuje antenę transpondera w celu transmisji danych. Komunikacja jest możliwa na odległość do kilkunastu centymetrów (w teorii – nawet kilka metrów). Kluczowy jest tu fakt, że transponder sam niczego nie nadaje - "odpowiada" tylko na "zapytanie" wysłane przez czytnik. Na podobnej zasadzie, choć na znacznie większych odległościach, działają transpondery w samolotach: po oświetleniu wiązką radaru "odpowiadają", pozwalając zdalnie zidentyfikować lecącą maszynę.

Obraz
© Pixabay, Lic. CC0

Przykład zastosowania czipu RFID

Czy w szczepionce można umieścić mikroczip?

Większość z nas korzysta na co dzień z opisywanych rozwiązań m.in. podczas płatności zbliżeniowych, kontroli dostępu czy wymiany danych pomiędzy domową elektroniką. Z podobnej technologii (NFC to rozwinięcie RFID) korzystamy także łącząc np. słuchawki bezprzewodowe ze smartfonem. To nic groźnego ani tajemniczego.

Wszczepienie komukolwiek "anteny 5G" poprzez szczepionkę na koronawirusa – pomijając sens takiego pomysłu – wydaje się przy tym niemożliwe ze względów technologicznych. Aby taki proces był wykonalny, nie wystarczy sama antena – konieczny jest jakiś interfejs łączności, lokalizator GPS, mikrofon, no i źródło zasilania. Wszystko to miałoby rozmiary daleko przekraczające możliwość skrytego umieszczenia w szczepionce. Zwłaszcza, że – co głoszą niektóre z teorii spiskowych – elektronice miałby towarzyszyć pojemnik z arszenikiem, mający być sposobem na depopulację planety.

Bill Gates i depopulacja, czyli słowa wyrwane z kontekstu

Oskarżenia w tej kwestii kierowane są m.in. pod adresem Billa Gatesa i wynikają z wyrwanych z kontekstu słów z jednego z wywiadów, gdy w 2011 roku w wypowiedzi dla CNN wspomniał o konieczności powstrzymania wzrostu liczby ludności. Pozbawiony kontekstu cytat brzmi złowrogo, gdy w rzeczywistości Gatesowi chodziło o zmniejszenie śmiertelności wśród noworodków. Czyli sprawienie, by więcej - a nie mniej! - ludzi dożywało dorosłości.

W praktyce, jak podkreślają eksperci Instytytu Łączności: - W mikroczipach przeznaczonych do identyfikacji, nie jest możliwe montowanie ani interfejsu radiowego 5G, ani odbiornika GPS, ani źródła zasilania, ani również mikrofonu.

Zwłaszcza, że grafiki precyzują rozmiary tego sprzętu, który ma mierzyć zaledwie 0,3 nm – znacznie mniej, niż elementy procesorów, wykonanych w najbardziej zaawansowanych obecnie procesach technologicznych - przekonują eksperci.

Dlaczego ludzie wierzą w teorie spiskowe?

Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Richard Pipes, autor książki "Potęga spisku. Wpływ paranoicznego myślenia na dzieje ludzkości": "Teoriami spiskowymi można tłumaczyć wszystko: od zmiany na stanowisku przywódcy dowolnego państwa, po kryzysy gospodarcze, nadmierną śmiertelność noworodków, zmiany klimatyczne i wprowadzenie do sprzedaży nowego napoju w puszkach.

Wiara w ów absurdalny konspiracjonizm nad wyraz upraszcza nasze widzenie świata, często obcego i wrogiego. Przeświadczenie, że wszelkie działania podejmowane przez nas, nie wtajemniczonych, są daremne i bezsensowne, ponieważ decydują o wszystkim agenci z Tel Awiwu, emisariusze lóż masońskich, tajne struktury ONZ – i tak dalej, sprawia, iż ów świat staje się bardziej wytłumaczalny i zrozumiały."

Teorie spiskowe jako biznes

Tym bardziej, że strach dobrze się sprzedaje. Nic zatem dziwnego, że teorie spiskowe to coś więcej, niż tylko poglądy, każące szukać ukrytych zależności w miejsce prostych rozwiązań. To doskonale prosperujący biznes, czego przykładem jest m.in. odzież chroniąca przed 5G, różnego rodzaju antyradiacyjne pendrive’y czy sprzedawane za ciężkie pieniądze butelki Kesche czy działa orgonowe.

Teorie spiskowe jako broń

Odrębną kwestią jest wykorzystanie teorii spiskowych w roli broni, używanej przez służby różnych krajów. Jak wynika z dostępnych publicznie analiz, działania służb z krajów takich, jak Rosja, nie są ukierunkowane na wspieranie określonych sił politycznych (choć w danej chwili mogą to instrumentalnie robić) czy poglądów. Celem jest wzniecanie konfliktów i zasiewanie niepewności. Podkreśla to choćby Douglas Selvage, naukowiec zajmujący się m.in. dezinformacją prowadzoną przez służby specjalnie.

Obraz
© Pixabay, Lic. CC0

O propagowanie teorii spiskowych oskarżane są m.in. rosyjskie służby

Pogląd taki potwierdzają inne ośrodki badawcze, jak East StratCom Task Force, podlegająca Europejskiej Służbie działań Zewnętrznych. Ich zdaniem celem nieprzyjaznych służb jest wspieranie wszelkich, niejednokrotnie przeciwstawnych ekstremizmów, podsycanie niepokojów, podkopywanie zaufania do państwa i jego instytucji, zasiewanie agresji w relacjach społecznych czy nieufności w obrocie gospodarczym.

Temat, który budzi emocje, nadaje się do takiego wykorzystania. Uchodźcy, związki jednopłciowe, brudna i czysta energia, kryzys klimatyczny, katastrofa w Smoleńsku czy – ostatnio – karkołomne powiązanie wuhańskiego koronawirusa z 5G i mikroczipami – wszystko to wpisuje się w konsekwentnie realizowaną strategię społecznej dezintegracji.

Co z propagatorami teorii spiskowych?

Dlatego wrzucanie wszystkich propagatorów teorii spiskowych do jednego worka to błąd. Należy odróżniać tych, którzy traktują je instrumentalnie od osób, które w dobrej wierze, w wyniku łatwowierności czy niedostatku informacji uwierzyły w wymyślony przez kogoś spisek.

O ile pierwszą grupę, czyli cynicznych manipulantów należy zwalczać, wykorzystując m.in. udostępniane przez serwisy społecznościowe mechanizmy społecznej kontroli czy instytucje państwa, w przypadku drugiej grupy konieczne jest zupełnie inne podejście.

Cierpliwość i edukacja

Łatwo takie osoby wyśmiać czy skrytykować, ale nie wpłynie to na zmianę postawy. Kluczem jest zrozumienie, że wyznawca teorii spiskowych może być nim w dobrej wierze, w swoim przekonaniu broniąc świata przed zakusami złych ludzi.

Zamiast obrażać czy lekceważyć, pozostaje cierpliwie tłumaczyć bez oczekiwania szybkich i spektakularnych rezultatów. To jedyny sposób, pozwalający uniknąć u drugiej strony syndromu oblężonej twierdzy i całkowitego zamknięcia się na racjonalne argumenty.

To trudne i mało efektowne. Ale kropla drąży skałę.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (113)