Świat technologii nie lubi już szaleńców
Palmer Luckey nie pracuje już w Facebooku. Niewykluczone, że przez poglądy. To dobry dowód na to, że w świecie technologii nie ma miejsca dla osób, które wychodzą poza ramy. A skoro tak, to jak ktokolwiek ma stworzyć coś przełomowego?
03.04.2017 | aktual.: 03.04.2017 12:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dlaczego nie mamy jeszcze latających aut? Dlaczego wciąż nie posiadamy kolonii na Marsie? W latach 70. i 80. filmy, a wcześniej książki science fiction, zapewniały nas, że w XXI wieku postęp technologiczny będzie tak duży, że loty w kosmos będą możliwe dla każdego, a latająca deskorolka stanie powszechnym gadżetem dzieciaków.
Jest 2017 rok, nie ma lotów na Marsa, jest za to Facebook. Co poszło nie tak?
W książce “Utopia regulaminów. O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji” David Graeber stwierdza, że rozwój technologii został zahamowany przez biurokrację. Papierkowa robota, wypełnianie wniosków, pisma proszące o dofinansowanie, w końcu menedżerowie sprawdzający, czy projekt się opłaca - wszystko to sprawia, że technologia przestała być magiczna. Naukowcy i inżynierowie nie mają czasu projektować i tworzyć szalonych wizji, bo toną w dokumentach. A geniusze, którzy marzą o czymś więcej, w tym świecie po prostu się nie odnajdują. Nie ma dla nich miejsca, ważniejsza jest opinia księgowego. Gdyby Albert Einstein żył dzisiaj, nic by nie zdziałał.
Oczywiście można spojrzeć na to inaczej. Latających samochodów nie ma, bo to bardzo niepraktyczne rozwiązanie. W filmach prezentowało się świetnie, ale nikt nie zająknął się nawet o skutkach ubocznych i wadach.
Ale w jednym David Graeber miał na pewno rację - to już nie jest branża dla szalonych wizjonerów.
Palmer Luckey nie jest już szefem Oculusa i pracownikiem Facebooka. Nie wiadomo, czy sam zrezygnował, czy to jemu podziękowano. Można jednak podejrzewać, że Luckey przestał być w Facebooku mile widziany.
Luckey już jako 18-latek stworzył prototyp gogli VR. Potem ze swoją wizją urządzenia do wirtualnej rzeczywistości wylądował na Kickstarterze. Uruchomiona w 2012 roku zbiórka przyniosła twórcy 2,5 mln dolarów.
A w 2014 roku Facebook kupił firmę Luckey’a za 2 mld dolarów. I tym samym chłopak, który nie ukończył jeszcze 25 lat, stał się miliarderem. Oraz jedną z najważniejszych osób w świecie technologii.
Niewątpliwie na to zasłużył. W końcu odświeżył wirtualną rzeczywistość. To Oculus Rift zapoczątkował modę na gogle VR.
Palmer Luckey wprawdzie nie był wielkim wynalazcą. Nie odkrył niczego przełomowego. Raczej dopracował wcześniej stworzone rozwiązania, na dodatek zrobił to we właściwym czasie. To nie umniejsza jego zasług - wstrzelić się z pomysłem to duża sztuka.
Był też dowodem na piękno internetu i możliwości, jakie daje. Pasjonat, który wcześniej sam montował prototypy gogli VR, zachwycił cały świat swoim projektem. A ludzie wpłacali mu pieniądze, pozwalając zrealizować wizję. Dzięki Kickstarterowi wszystko stało się możliwe. Jednoosobowe przedsięwzięcie w krótkim czasie mogło stać się ideą, którą kupuje technologiczny gigant, taki jak Facebook.
Ale młodziutki Luckey jakoś w tym wielkim świecie się nie odnalazł. W 2016 roku wyszło na jaw, że szef Oculusa po cichu sponsorował stronę z memami, które popierały Donalda Trumpa i przy okazji wyśmiewały Hillary Clinton. To nie spodobało się wielu ludziom z branży.
Na dodatek Oculus przegrał w sądzie z firmą ZeniMax. Sąd uznał, że Palmer Luckey i jego ludzie naruszyli prawo autorskie. Czyli wykorzystali wiedzę, która należała do ZeniMaksa. Kara: pół miliarda dolarów.
Ale Luckey ucichł znacznie wcześniej. Właśnie po “aferze” z kampanią prezydencką. W mediach społecznościowych milczy od września. Jego ostatni wpis to ten z przeprosinami. Nie było go też na październikowej konferencji Oculusa. Został odstawiony na boczny tor.
Czy rzeczywiście ciche wspieranie kontrowersyjnego kandydata jest aż tak wielkim przewinieniem? Jak widać w świecie wielkich technologicznych korporacji - tak.
Palmer Luckey nie jest nieprzewidywalnym szaleńcem. Nie nawoływał wprost do głosowania na Trumpa, nie szokował swoimi poglądami, nikogo nie obrażał. Możemy wyobrazić sobie bardziej niewygodnych współpracowników. A mimo to Facebook i tak wolał nie mieć z nim nic wspólnego.
Nie można też powiedzieć, że Luckey był jakoś wyjątkowo szalony. Był jednak inny. Wyróżniał się. Spójrzcie na uroczą okładkę magazynu Time:
Albo fakt, że pierwszy komercyjny egzemplarz Oculus Rift dostarczył klientowi sam, ubrany w koszulkę rodem ze sklepu Wojciecha Cejrowskiego. Jest w nim coś nieszablonowego.
To jednak nie wpisuje się w standardy gigantów świata technologii. Znamienne. Za to nie brakuje przewidywalnych "nudziarzy". Wiemy, że wyjdą na konferencję w tym samym stroju (jak Zuckerberg czy wcześniej Jobs), wiemy, co powiedzą, wiemy, co pokażą - kolejną udoskonaloną wersję tego samego produktu.
Jasne, Mark Zuckerberg przewiduje trendy i je kreuje - gdy kupował Oculusa, wielu było zdziwionych tą decyzją. A on już wtedy miał plany, jak wykorzystać VR do swoich społecznościowych celów i teraz konsekwentnie je realizuje. Mark Zuckerberg ostatnio pracował też nad stworzeniem sztucznej inteligencji, która będzie zarządzała jego domem. System mówi głosem Morgana Freemana. Imponujące projekty są jednak raczej ukryte, ewentualnie pokazywane jako ciekawostka. Facebook jest cierpliwy, wyrachowany. A co za tym idzie - niezbyt magiczny. Niczym nas nie zaskoczy, nie będzie spontaniczny. Poczeka na właściwy moment.
Oczywiście branża technologiczna ma jednego prawdziwego “wariata” - Elona Muska. To wizjoner, który wprowadza w życie niesamowite idee. Superszybka kolej, podbój kosmosu, autonomiczne samochody, podziemne tunele mające wyeliminować korki - lista szalonych pomysłów jest długa.
Przywykliśmy nazywać Muska “szalonym”, “ekscentrycznym”, “nieobliczalnym”. Ale czy naprawdę robi aż tak nieprawdopodobne rzeczy? Przecież właśnie tego dawniej spodziewano się po XXI wieku: podboju kosmosu czy niezwykle mądrej sztucznej inteligencji. Musk jako jedyny stara się do tego nawiązać. I ruszyć z miejsca.
A przecież nie brakuje reakcji - to niemożliwe, to się nie uda, Musk to hochsztapler.
Może właśnie dlatego trudno w jego pomysły uwierzyć - bo brakuje liderów i wizjonerów z prawdziwego zdarzenia, którzy w magiczny sposób "sprzedają" swoje wizje.