Starship nie wylądował. To nadal sukces
SpaceX wysłał rakietę Starship w przestrzeń kosmiczną 14 marca 2024 r. Próba nie zakończyła się zgodnie z założeniami firmy Elona Muska - nie udało jej się bowiem wylądować. Mimo to, zrealizowała kluczowe zadania, co sugeruje, że w przyszłości będziemy obserwować postępy w jej rozwoju.
Starship, wystrzelony w przestrzeń kosmiczną 14 marca 2024 r., utracił kontakt z Ziemią krótko po wejściu w atmosferę, a pod koniec lądowania I członu systemu utracono nad nim kontrolę. Mimo to, cały lot jest ogromnym osiągnięciem - podkreśla dr Bochiński.
- Uważam, że to, co się wydarzyło, jest jak najbardziej sukcesem. To kolejny krok, który przybliża nas do stworzenia rakiety, która będzie potrafiła wynosić na orbitę niesamowite ładunki. W czasie jej testów widzieliśmy jak dotąd głównie eksplozje, co dla osoby niezaznajomionej z tematyką kosmicznych lotów może wyglądać jak porażka, ale - z punktu widzenia osób zajmujących się kosmicznymi rozwiązaniami - to, co udało się zrobić firmie SpaceX, to naprawdę duży sukces – mówi ekspert, który jest dyrektorem biura produktów technologii kosmicznych w Creotech Instruments, astronomem, edukatorem i popularyzatorem nauki.
Utrata prototypów to rzecz normalna
Choć katastrofy rakiet wyglądają spektakularnie i kojarzą się nam z niepowodzeniem, Jakub Bochiński podkreśla, że nie są one niczym nadzwyczajnym. Utrata prototypów rakiet to jego zdaniem rzecz normalna i nie powinna dziwić.
- W branży kosmicznej powstanie każdego nowego produktu wymaga zwykle stworzenia dwa lub trzy razy większej liczby prototypów, niż powstaje końcowych produktów. Dla przykładu obecnie konstruujemy w Creotech Instruments konstelację trzech mikrosatelitów. Zgodnie z przyjętymi standardami branży kosmicznej, w tej akurat misji musimy zbudować i potencjalnie zniszczyć aż sześć prototypów, aby mieć wysoką pewność, że w kosmos z sukcesem polecą trzy satelity. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w przemyśle kosmicznym więcej prototypów ulega zniszczeniu, niż działa – podkreślił dr Bochiński.
Starship dotarł poza umowną granicę przestrzeni kosmicznej, wykonał tam zaplanowane czynności, m.in. przeprowadził otwarcie luku ładunkowego. Zniszczeniu uległ w jednym z najbardziej niebezpiecznych momentów. To sprawia, że próba, realizowana przez firmę Elona Muska, może być uznawana za sukces.
- Jednym z najbardziej ryzykownych etapów było właśnie wejście w atmosferę i próba lądowania. To pierwszy tego typu test Starshipa. To najcięższy pojazd, jaki kiedykolwiek wracał z orbity, więc zadanie było niesamowicie trudne w realizacji. Lot udało się kontrolować przez długi czas, więc jest prawdopodobne, że w jednej z kolejnych prób uda się przejść przez deorbitację – najtrudniejszą część lotu – wyjaśnił specjalista.
SpaceX planuje tymczasem dalsze intensywne testy. Jak zauważa Jakub Bochiński, firma ma tendencję do zaskakiwania - podejmuje się trudnych zadań, deklarując często, że uda jej się osiągnąć cele wcześniej, niż faktycznie jest w stanie to zrobić. W 2024 r. w planach są trzy kolejne loty, co oznacza, że będzie wiele okazji do przetestowania rakiety i wprowadzania kolejnych poprawek.
- Po tym, do jakiego punktu firma dotarła tym razem, można sądzić, że jeden z kolejnych lotów w tym roku zakończy się próbnym lądowaniem I członu rakiety na powierzchni oceanu. Po kilku symulowanych lądowaniach nad oceanem, firma zacznie eksperymentować z lądowaniami na suchym lądzie. Dziś nie spodziewam się jeszcze, żebyśmy mogli zaraz zacząć bookować loty na orbitę przed 2028 r. z wykorzystaniem Starshipa, ale jak to się mówi w branży: nigdy nie stawiaj przeciwko Elonowi Muskowi - powiedział ekspert w rozmowie z PAP.
Starship ma wprowadzić rewolucję w programie kosmicznym – wynosić gigantyczne ładunki, znacząco zmniejszyć koszt wyniesienia 1 kg na orbitę, docierać na Księżyc i dalej. Jednak inne rakiety raczej nadal będą potrzebne.
Starship jest za duży?
- Starship dla lotów kosmicznych może okazać się tym, czym Airbus A380 jest dla przemysłu lotniczego. To największy samolot, który kiedykolwiek rejsowo przewoził ludzi. Jednak z punktu widzenia biznesowego okazał się przeszacowany – zbyt duży. Powstaje pytanie, czy Starship też nie okaże się trochę za duży. Wyniesienie z jego pomocą dużej konstelacji satelitów, np. Starlink, będzie miało sens, ale dla mniejszych ładunków może okazać się aż zbyt pakowny. Główną rakietą wynoszącą satelity na potrzeby rynku komercyjnego może pozostać np. Falcon 9 albo Falcon Heavy – dodał dr Bochiński.