Śmierć nie jest końcem. Do życia przywróci nas gwiazda
Nieśmiertelność to odwieczne marzenie ludzkości. Jak ją osi ągnąć? Według rosyjskich transhumanistów zmartwychwstanie zapewni nam to samo, czemu zawdzięczamy ziemskie życie – nasza gwiazda.
Zniewol własną gwiazdę, zbuduj superkomputer na miarę galaktyki, a następnie algorytmem, symulującym jaźń żywego człowiek przywróć do życia tych, którzy zmarli już dawno temu.
Opisany w "Popular Mechanics" przepis na nieśmiertelność, przedstawiony przez rosyjskich transhumanistów, imponuje pomysłowością i rozmachem. Pokazuje zarazem, jak daleką drogę będziemy musieli pokonać, przenosząc na naukę rolę, zarezerwowaną dotychczas przede wszystkim dla wierzeń religijnych.
Nic dziwnego - nieśmiertelność to przecież jedno z odwiecznych marzeń ludzkości. Dążenie do niej odcisnęło niezatarte piętno widoczne w religiach, sztuce czy kształtujących ziemskie cywilizacje poglądach na świat i jego naturę.
Nieśmiertelność - największa tortura
Żyć wiecznie – oto cel, któremu warto wszystko poświęcić i podporządkować, rzucając wyzwanie czasowi i naturalnemu porządkowi rzeczy, w który wpisane jest przemijanie.
Problem z nieśmiertelnością jest jednak taki, że może ona okazać się bardzo podstępną pułapką. Dał temu wyraz choćby Stanisław Lem w "Ze wspomnień Ijona Tichego", gdzie wieczne trwanie jawi się jako dojmująca, nieludzka tortura.
Podobny pogląd znajdziemy choćby w dziele czeskiego pisarza - Karel Čapek w "Sprawie Makropulos" wykłada, że przedłużone ponad biologiczne granice życie zamiast cieszyć, może okazać się jedynie udręką i okazją do pełnego zrozumienie, co oznacza słowo "nuda".
Tego typu rozważania nad przemijaniem przez długi czas były jednak domeną przede wszystkim teoretyków, snujących swoje niesprawdzalne wizje na gruncie własnych przemyśleń i doświadczeń. Gwałtowny rozwój technologii sprawił jednak, że poszukiwacze wiecznego życia dostali do rąk nowe, bardzo obiecujące narzędzie w postaci idei cyfrowej nieśmiertelności.
Człowiek jako zbiór danych
Jej podstawą są rosnące możliwości archiwizowania i przetwarzania danych. Digitalizacja wszystkiego – naszych słów, zapamiętanych obrazów, sieci relacji międzyludzkich, transakcji - staje się coraz bardziej realna za sprawą coraz doskonalszych technologii.
Możliwy jest już nawet zapis cyfrowej kopii połączeń neuronowych czy – w nieodległej przyszłości – pełne mapowanie ludzkiego mózgu.
Wszystko to daje nadzieję na stworzenie cyfrowej kopii naszej jaźni, możliwej do zapisania, przetwarzania i odtwarzania pod postacią zbioru danych. Już teraz działają firmy – jak choćby Eterni.me - które na podstawie zapisanych filmów, rozmów, archiwum maili czy wiadomości są w stanie tworzyć chatboty, próbujące nie tylko naśladować człowieka, ale odtwarzające konkretną osobowość.
Umowny test Turinga, za pomocą którego maszyna ma przekonująco zasymulować kontakt z drugim człowiekiem, nie stanowi dzisiaj problemu. Poprzeczka ustawiona jest wyżej – na poziomie symulowana konkretnych osób, z ich zbiorem poglądów, ocen czy zachowań.
Cyfrowa jaźń
Niektórzy transhumaniści, jak Aleksiej Turchin, czy miliarder Dmitrij Ickow, postulują dalsze podążanie w tym kierunku – zastąpienie prostych chatbotów złożonymi algorytmami, symulującymi nie prostą rozmowę, ale funkcjonowanie ludzkiego mózgu, osadzonego w funkcjonującym dzięki obliczeniom ciele, gdzie symulowane jest działanie każdej komórki i połączenia nerwowego.
A teraz pomnóżmy to przez miliardy żyjących – i zmarłych, bo cyfrowa jaźń mogłaby zarówno zapewnić nieśmiertelność, jak i przywrócić do życia tych, którzy już dawno pożegnali się z życiem.
Poziom komplikacji takiej symulacji i zasoby potrzebne do jej działania wybiegają poza możliwą do łatwego wyobrażenia skalę. I właśnie w tym miejscu z pomocą przychodzi nieskończoność Wszechświata. A w zasadzie niewielki jego wycinek – w skali kosmicznej bliskie okolice naszej macierzystej planety.
Potrzebujemy niewyobrażalnie wiele energii? Żaden problem – przestańmy tylko szukać jej na Ziemi, gdzie - jak zauważa Bill Gates - nawet niewinne generowanie bitcoinów prowadzi do klimatycznej katastrofy.
Kosmiczne zasoby
Nie jest to nowy pomysł – dobrze rozumieją go choćby najbogatsi ludzie na planecie, którzy pracowicie, w bardzo szybkim tempie rozwijają możliwości eksploracji kosmosu.
Choć towarzyszą temu ambitne opowieści o dalekich wyprawach, odpowiedzialności za ludzkość i możliwości ekspansji poza macierzystą planetę, jest też znacznie bardziej przyziemny aspekt tych działań: wyścig po kosmiczne zasoby.
Chodzi zwłaszcza o te fragmenty tablicy Mendelejewa, które – rzadkie lub trudnodostępne na Ziemi – w nieodległym kosmosie występują w wielkiej obfitości. Oceany alkoholu? Planety zbudowane z diamentów? Wysokoenergetyczny hel-3, który może zaspokoić zapotrzebowanie na energię całej Ziemi? Wszystko to nie stanowi problemu, jeśli tylko sięgniemy nieco dalej, niż zasoby Błękitnej Planety.
Ta właśnie myśl stanowi fundament pomysłu na megastrukturę o nazwie sfera Dysona. Co kryje się pod tą nazwą?
Zniewolona gwiazda
Sfera Dysona to hipotetyczna megastruktura - gigantyczna, sztuczna "bańka", zbudowana wokół gwiazdy. Dzięki temu, że ciało niebieskie jest zamknięte w wielkiej "bańce", panująca nad nią cywilizacja może przechwycić i wykorzystać całą energię gwiazdy, zyskując możliwości daleko wykraczające poza te, bazujące na skromnych zasobach niewielkiej planety.
Rosyjski astronom, Nikołaj Kardaszow, opracował przed laty skalę rozwoju cywilizacyjnego, umieszczoną w kosmicznym kontekście. Rozumiana jako całość, ziemska cywilizacja to w skali Kardaszowa na razie cywilizacja typu 1 lub 0 (w zależności, którą wersję skali przyjmiemy).
Niezależnie od cyfry chodzi o to, że – na razie – ludzkość jest w stanie jedynie częściowo wykorzystać zasoby własnej planety. Kiedy będzie potrafiła wykorzystać je w pełni, przeskoczy o numer wyżej, sięgając po zasoby "swojej" gwiazdy. Kolejny awans nastąpi, gdy sięgniemy po zasoby całej galaktyki.
Energia z kosmosu
Brzmi to wszystko niczym fragment marnej, gwiezdnej opery, ale – zdaniem takich futurologów, jak choćby Michio Kaku – awans ludzkości na skali Kardaszowa jest już całkiem bliski. Może nastąpić w ciągu kilkudziesięciu, a najdalej kilkuset lat.
Opanowawszy zasoby planety, będziemy musieli skierować uwagę dalej, a naturalnym źródłem energii, którą warto będzie w pełni, a nie tylko cząstkowo wykorzystać, jest nasze Słońce.
Hipotetyczna sfera Dysona ma być gwarantem, że jego energię wykorzystamy w całości. Tylko czy – puszczając wodze fantazji – faktycznie będziemy wówczas uważać, że najlepszym sposobem na spożytkowanie takich zasobów jest cyfrowa nieśmiertelność i przywracanie życia zmarłym?