Sławomir Idziak dla WP: "Dziś dla kariery filmowca trzeba iść na politechnikę"

Kręcił z największymi - z Kieślowskim i Ridleyem Scottem. Widział, jak świat kina przechodzi z taśmy analogowej na technikę cyfrową i grafikę komputerową. Nominowany do Oscara polski operator filmowy podzielił się z nami przemyśleniami o tym, jak pandemia zmieniła branżę filmową i jak będzie wyglądać przyszłość kina.

Sławomir Idziak na premierze "Opowieść o miłości i mroku" w reż. Natalie Portman
Sławomir Idziak na premierze "Opowieść o miłości i mroku" w reż. Natalie Portman
Maciej Łuczniewski

28.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 15:30

Pandemia radykalnie zmienia oblicze kin. Po jej końcu mogą one się odmienić nie do poznania albo… nie będzie ich w ogóle. A przynajmniej nie w takiej formie jak dotychczas znaliśmy. Przeszkody, jakie sprawiają obecnym twórcom okoliczności, zmieniają ich podejście do tworzenia.

Oprócz tego, od dłuższego czasu filmy coraz bardziej krzyżują drogi ze światem gier wideo, a te dwa światy wzajemnie się przenikają. Coraz częściej filmy chcą przypominać gry, a gry – filmy.

Technologia używana do tworzenia gier staje się także budulcem do realizacji filmów. Jednocześnie wyrasta nowe pokolenie filmowców, które jest płynne w jednym, jak i w drugim medium.

Powoli odchodzi w niepamięć wizja kina autorskiego, gdzie jeden samolubny artystycznie człowiek myślał, że ma kontrolę absolutną. Nadchodzi era międzydyscyplinarnej współpracy. Nie ma w niej miejsca na toksyczne ego, za to swobodnie miesza się podejście humanistyczne z zacięciem informatycznym.

Sławomir Idziak na planie "Helikoptera w ogniu"
Sławomir Idziak na planie "Helikoptera w ogniu"© Forum | Chris Niedenthal

Na temat zmieniających się tendencji, podejścia do technologii i przyszłości kina rozmawiałem ze Sławomirem Idziakiem, legendarnym operatorem filmowym, nominowanym do Oscara za zdjęcia do "Helikoptera w ogniu" Ridleya Scotta.

Jak się zmieniła się technologia wideo przez lata? Czy inaczej się kręci teraz?

W ciągu mojego życia, dokonał się nieprawdopodobny skok techniczny. W tym momencie telefony komórkowe oferują lepszą jakość obrazu niż kamery sprzed 40 lat. Kiedyś przy złym naświetleniu nie dało się już zbyt wiele zrobić. Margines błędu był po prostu bardzo mały – jedna drobna pomyłka (jedna blenda) i obraz był nie do zaakceptowania.

Dobre kamery jednak są nadal dość drogimi "zabawkami"…

Tutaj postawiłbym znak zapytania – oczywiście niektóre z nich są naprawdę drogie, bo często używanie ich jest wskazane w skomplikowanych produkcjach. Z drugiej strony dla filmów przeznaczonych do oglądania w Internecie lub dramatów psychologicznych, gdzie nie stosujemy żadnych wizualnych efektów – sięganie po kamery z najwyższej półki nie jest konieczne.

Co jest największym wyzwaniem w pracy operatora? Czy jest to kręcenie jakichś specyficznych scen, np. w wodzie?

W dzisiejszych czasach rynek się tak wyspecjalizował, że praktycznie od każdego rodzaju zdjęć mamy ekspertów i tzw. drugą ekipę – dla której nie ma rzeczy niemożliwych.

[drugą ekipę stanowi drugi reżyser wraz z operatorami zajmującymi się dodatkowymi zdjęciami, które nie wymagają udziału głównych aktorów - przyp. red.]

Prawdziwym wyzwaniem jest emocjonalne przemówienie obrazami do widza…

I w jaki sposób operator przemawia do widza?

Żeby kogoś wprowadzić w nastrój związany z ukazaniem pola bitwy, morderstwa czy wypadku samochodowego trzeba wyrwać go z pozycji wygodnie siedzącego w kinie widza. Ten widz jest sceptyczny – on wie, że my go będziemy oszukiwać. Trzeba go oszukać inteligentnie. Nie powtarzać starych trików.

Inteligentnie, czyli jak?

Nie ma jednej recepty. Np. w filmie akcyjnym atakujemy go informacjami często sprzecznymi. Wtedy wywołujemy u widza pewien rodzaj niepokoju, bo nie jest w stanie tej lawiny obrazów skonsumować, a ta irytacja, którą budujemy przez nadmiar angażuje go emocjonalnie.

Ridley Scott, jeśli widzi jakieś wolne miejsce w kadrze, to chce je dodatkowo zapełnić. Może to być cokolwiek, od biegnącego w oddali psa, po wybuchy, w miejscach, w których się ich nie spodziewamy.

Musi być szybko i gęsto. Gdyby na to popatrzeć racjonalnie, jest to niedorzeczne, ale w kontekście "magii kina", to działa bo my w życiu chcemy mieć wszystko pod kontrolą, a widząc tą lawinę która wylewa się z ekranu nie jesteśmy w stanie tego skonsumować i zanalizować.

Czasami jednak nadmiar może szkodzić i odnieść efekt odwrotny do zamierzonego.

No i nie można używać tych samych sztuczek w nieskończoność…

Jeśli powtarza się pewnego typu repertuar różnych „chwytów”, on się po prostu dewaluuje i nie działa na nas z tą samą mocą. Pewne efekty szybko tracą swoją świeżość. To dlatego sceny w filmach sprzed 30 lat, gdy przekładowo jedna postać chciała zrzucić drugą z dachu na skraju wieżowca, co wywoływało kiedyś niepokój u widza teraz nie robią na nas wrażenia. Filmowanie jest jak używanie języka – tutaj też obowiązuje świeżość i powtarzanie tych samych sloganów w kółko się po prostu nudzi...

Sporo w kinie świeżości na poziomie realizacji wniósł Avatar, także poprzez dodanie efektu 3D. Niestety teraz Hollywood od tego odeszło. Czy żałuje Pan tego?

To nie tak, że 3D upadło, bo przestało ekscytować widzów. Czynnikiem, który spowodował, że ta technologia zanikła była chciwość producencka. Po niebywałym sukcesie "Avatara" branża zaczęła technologię 3D umieszczać praktycznie wszędzie. Nawet tam, gdzie to nie miało sensu.

Doszło do tego, że w pewnym momencie przestano kręcić filmy kamerami 3D, a nakładano jedynie dodatkową głębię 3D na obraz komputerowo. To była tandeta w porównaniu z filmami rzeczywiście realizowanymi techniką 3D. I widzowie się od 3D odwrócili.

Czyli jak to często bywa – przemysł filmowy i chciwość zabiła technikę 3D. Co ciekawe, ona nadal żyje i ma się dobrze, tylko poza wielkim ekranem. Teraz na przykład w 3D realizowane są projekty w wirtualnej rzeczywistości (VR – przyp. red.).

No i właśnie sporo się tam teraz dzieje w VR…

Jest to bardzo interesujący sektor branży rozrywkowej. Moim zdaniem jest gotowy do tego, aby wkrótce dotrzeć do masowego odbiorcy. Tylko oczywiście wirtualna rzeczywistość wymaga innego podejścia do widza. Inaczej się opowiada historie, czy pisze scenariusz. VR to dość nowa technologia, w dużej mierze skierowana też do nowego pokolenia widzów. Takich, którzy cenią sobie znaną im z gier immersyjność i interakcyjność.

Interakcyjność to ważna rzecz, bo filmy zaczynają się upodabniać do gier wideo

Współcześni odbiorcy to często gracze. Młode pokolenie namiętnie gra w gry i nie chcą być wyłącznie widzami. Oni chcą aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach i taki interakcyjny projekt musi stwarzać dla nich takie możliwości.

Przykładowo, Na Warsztatach Film Spring Open które organizujemy od 15 lat uczestnicy robią interakcyjny polsko-francusko-meksykański projekt "Super Tramp", gdzie widzowie mają decydować o losie bezdomnych, tak aby odmienili swoje życie.

Jest to o tyle ciekawe, bo widzowie z różnych zakątków świata mają zupełnie inne wyobrażenie o życiu takich osób, a więc ich wybory będą inne.

Także na poziomie realizatorskim praca nad filmami coraz bardziej przypomina tworzenie gier…

Na wspomnianych powyżej warsztatach Film Spring Open, zapraszam programistów. Bo uważam, że przyszłość branży, nowe formaty będzie budowana na przecięciu talentów artysty i programisty.

Artysta, który ma wizję nie musi do końca wiedzieć jak to zrobić i potrzebuje partnera, a współczesna technika tak naprawdę umożliwia nam wszystko.

Gdy spotykają się osoby, które mają nowe idee z fachowcami, którzy wiedzą, jak te wizje zbudować – jest to wspaniały mariaż.

A jak to się ma do twórców z poprzednich epok?

Gdy spotyka się czterech muzyków, to po prostu ze sobą grają. Nie potrzebują dyrygenta. Jeśli spotyka się czterech filmowców, to każdy z nich się wykłóca, kto z nich jest dyrygentem (reżyserem). Tak zostali ukształtowani. Ale teraz w dobie seriali gier komputerowych cały proces tworzenia dzieł audiowizualnych jest nastawiony na współpracę na autorstwo zbiorowe.

Era kina indywidualnego, autorskiego przestaje dominować.

W historii kina technologia często wyprzedza artystów, gotowych budować kontent do nowych technologii. Młodzi ludzie, adepci szkół filmowych (które niestety uczą „na wczoraj”), ciągle tkwią w modelu z przeszłości. Wierzą, że zrobią wielkie kariery, niczym Polański. Nie zdają sobie sprawy, że takie kariery się już nie powtórzą.

W chwili obecnej tworzenie filmów wymaga przeplatania ze sobą zdolności humanistycznych z umiejętnościami komputerowymi. To się wszystko uzupełnia. W grach wideo, czy nowoczesnych serialach – jest to praktycznie nieważne kto jest dyrygentem. Świat już nie potrzebuje Polańskich.

Czyli żyjemy w czasach, przede wszystkim, twórczej współpracy?

Umiejętność harmonijnego splecenia tych wszystkich różnych talentów jest warunkiem powstania czegoś oryginalnego. Są ludzie, którzy lepiej słyszą, a inni lepiej widzą. Jedni myślą tekstem inni wyłącznie obrazami. Czasem bywa tak, że gdy oceniamy scenariusz, to jest on przeciętny. Jednak może jego największą wartością jest aspekt wizualny który trudno przekazać w tekście.

Takie warsztaty, jak Film Spring Open, to doskonała okazja, aby spleść ze sobą te różne podejścia w tworzeniu filmów…

Nas interesuje przyszłość i dokształcanie. Organizując Plenery Film Spring Open gdzie co roku zapraszamy wspaniałych artystów (Natalie Portman w 2020) zastanawiamy się w jakim kierunku idzie świat. 16-ta edycja Plenerów odbędzie się w terminie 12-21.10.2021.

Nie uważamy, że edukacja powinna wyglądać tak, że wykładowca ma powiedzieć, tylko co wie i "do widzenia". To musi być dialog. My tak układamy program, żeby się edukować wzajemnie. Zapraszamy specjalistów z różnych dziedzin, aby stworzyć tygiel innowacji. Dopiero w takim wydaniu edukacja nabiera sensu.

Wtedy otwierają się perspektywy, o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia. Nie ma absolutnie niczego złego w przyznaniu się do niewiedzy w jakimś temacie i otworzenie się na nowe informacje. Tylko z takiego edukacyjnego dialogu powstaje coś nowego. Tą naszą filozofię potwierdza ilość uczestników – było ich 460 w 2020 roku.

A jak zmieniła się przez lata rola operatora filmowego?

Teraz operatorzy nie tworzą końcowego produktu a zaledwie pół-produkt. Bardzo wiele dzieje się w komputerowej post-produkcji. Mój zawód operatora filmowego stracił na znaczeniu. Kiedyś to, co widziałem w obiektywie kamery było dokładnie tym, co potem widz oglądał. Kiedyś możliwości przetwarzania gotowego obrazu były marginalne, teraz potrafią całkiem zmienić obraz w filmie.

Dziś, żeby zrobić wielką karierę w świecie filmu, to raczej (co radzę) trzeba iść na politechnikę na programowanie. Trzeba poznać programy post-produkcyjne, a nawet wręcz robić do nich specjalne wtyczki, żeby praca ich twórcza wyróżniała się czymś oryginalnym.

A w jaki pana zdaniem sposób pandemia odmieni branżę filmową i widzów?

Może dojść do podobnego zjawiska, jak w 1929 r. gdy USA upadło ekonomicznie a ludzie, którzy stracili pracę i było im ciężko żyć szukali w kinie złudzeń i emocji. Nastała Złota Era Hollywood. Kino było miejscem ucieczki od mizerii życia.

Wierzę, że pandemia, która jest nieszczęściem dla świata, może - i to już się dzieje- być zbawienna dla świata audiowizualnego. Pewne nowości i sposoby w tworzeniu filmów zostaną po prostu wymuszone. Częściej w produkcji filmowej będą wykorzystywane silniki z gier wideo.

Powstaną i rozwiną się nowe formaty, między innymi wspomniana wcześniej wirtualna rzeczywistość, którą z powodzeniem można już dzisiaj wykorzystać na przykład w krótkich filmach fabularnych czy dokumentalnych. Twórcy będą dawali widzom szansę na dialog poprzez interakcyjność, czyli możliwość stworzenie swojej własnej drogi odbioru wielowątkowej narracji

Widzowie przeniosą się z kin do Internetu. Już od dłuższego czasu seriale, czyli gatunek wcześniej nieco pogardzany, zyskał miliony widzów na całym świecie. Czym trudniej nam będzie żyć w samotności tym mocniej będziemy marzyć. Sztuki wizualne to będą wakacje od życia w pandemii problemów, które nas otaczają.

Sławomir Idziak – krótka notka o filmowej karierze

Najbardziej znane filmy w dorobku:
  • "Podwójne życie Weroniki (1991)" i "Trzy Kolory. Niebieski" (1993) – reż. Krzysztof Kieślowski
  • "Gattaca – szok przyszłości" (1997) – reż. Andrew Niccol
  • "Helikopter w ogniu" (2001) – reż. Ridley Scott
  • "Król Artur" (2004) – reż. Antoine Fuqua
  • "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2007) – reż. David Yates
Sławomir Idziak z Umą Thurman na planie filmu "Gattaca"
Sławomir Idziak z Umą Thurman na planie filmu "Gattaca"© Archiwum prywatne

Idziak założył Fundację Film Spring Open i obecnie zajmuje się edukacją i prowadzeniem warsztatów filmowych. Zbudował też Cinebus - autobus za pomocą, którego można od początku do końca wyprodukować film. 75-letni filmowiec przyznaje zarazem, że sam chętnie się uczy od specjalistów w dziedzinach technologicznych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)