Szwajcarskie wojsko "zaoszczędzone na śmierć"
Od końca stycznia przez Szwajcarię przetacza się skandal związany z finansowaniem sił zbrojnych, a raczej brakiem tegoż. Okazało się, że jeden z najbogatszych krajów świata nie jest w stanie płacić za już podpisane kontrakty. Na tym nie koniec. Perspektywa zwiększenia wydatków na obronę do poziomu 1% PKB została przesunięta, a na jaw wyszedł niewygodny fakt, który chociaż znany od lat nie zwracał niczyjej uwagi – dokumenty finansowe departamentu obrony bardzo rzadko są udostępniane nie tylko obywatelem, ale też politykom.
18.03.2024 | aktual.: 18.03.2024 15:08
Trzęsienie ziemi zaczęło się, gdy pod koniec stycznia wojsko poinformowało o odwołaniu tegorocznej edycji pokazów lotniczych AirSpirit. Następnie okazało się, że skreślone zostały także pokazy lotnicze Axalp i przyszłoroczne targi Defense. Wszystkie imprezy należą do żelaznego rozkładu jazdy szwajcarskich pokazów związanych z wojskiem, decyzja o ich odwołaniu wywołała więc duży oddźwięk. Zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej, gdy w rozmowie z publiczną rozgłośnią SRF dowódca sił zbrojnych, generał porucznik Thomas Süssli, jako przyczynę takich kroków wskazał brak funduszy.
Dziennikarze SRF zaczęli drążyć temat i wkrótce poinformowali o prawdziwej sensacji. W myśl niejawnego raportu przygotowanego przez departament już w styczniu tego roku w wojskowym budżecie zieje dziura wielkości miliarda franków (ponad 4,5 miliarda złotych). Później okazało się, że kwota jest większa i braki wynoszą 1,4 miliarda franków. Natychmiast pojawiły się pytania o przyczynę takiego stanu oraz oskarżenia pod adresem generała Süssliego i szefowej resortu obrony Violi Amherd.
Takie stawianie sprawy jest jednak krzywdzące, zwłaszcza wobec Amherd. Dziura to oczywiście "zasługa" trwających przeszło trzy dekady cięć w wydatkach na obronę. Te zaś zaczęły się w Szwajcarii już pod koniec zimnej wojny. Jako państwo neutralne Helwecja mogła pozwolić sobie wydawać mniej niż kraje NATO czy Układu Warszawskiego, nie było jednak mowy o rozbrojeniu. Szczyt został osiągnięty w latach 1986–1987 gdy na obronę przeznaczono około 1,8% PKB. Potem zaczął się trend spadkowy, który doprowadził do 0,8% PKB w roku 2022. Amherd trafnie zauważyła, że wojsko zostało "zaoszczędzone na śmierć" (kaputtgespart).
Problemy zaczęły być bardziej odczuwalne wraz z kolejnymi programami modernizacyjnymi. Na czoło wysuwa się zakup trzydziestu sześciu samolotów bojowych F-35A, który kosztuje 6,035 miliarda franków (29,4 miliarda złotych). Do tego dochodzą modernizacja obrony przeciwlotniczej (2 miliardy franków) i kupno czterdziestu ośmiu moździerzy samobieżnych kalibru 120 milimetrów na podwoziu transportera opancerzonego Piranha IV (kolejnych 579 milionów franków).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To dopiero początek, bowiem mówimy o już zawartych umowach. Tymczasem wielkimi zbliża się krokami wymiana sprzętu wojsk lądowych. Przede wszystkim mówi się o nowych haubicach samobieżnych i zestawach przeciwpancernych, bezzałogowcach czy działaniach w cyberprzestrzeni, które do roku 2030 mogą pochłonąć nawet 13 miliardów franków. Mając świadomość kosztów F-35 i modernizacji Patriotów, szwajcarskie wojsko od roku 2018 przyjęło oszczędnościowy "plan generalny" i poważnie ograniczyło zakupy. Zgrzyt nastąpił w latach 2020–2021, gdy departament obrony wystąpił o fundusze na zakupy nieprzewidziane w "planie generalnym" i je otrzymał.
Amehrd od lat zabiega o zwiększenie wydatków na obronę, aczkolwiek jej działania w ciągu ostatnich dwóch lat ilustrują porzekadło, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Trzeba przy tym dodać, że parlament nie zgodził się na wszystkie jej pomysły i zablokował kupno dwudziestu czterech Piranhi V w konfiguracji kołowego bojowego wozu piechoty, jak i przyspieszony zakup nowych środków przeciwpancernych.
Cały czas pozostaje problem opłacenia zawartych już kontraktów. Jedyne rozwiązanie, jakie do tej pory był w stanie zaproponować generał Süssli, to rozpoczęcie negocjacji z producentami, aby zgodzili się realizować dostawy w terminie przy przesunięciu wpłat. Komentatorzy ostrzegają jednak, iż taki pomysł może wpędzić w kłopoty mniejsze firmy.
Tak jak dla innych w Europie, i dla Szwajcarów kubłem zimnej wody była rosyjska pełnoskalowa inwazja na Ukrainę. Ale problem zbyt niskich wydatków na obronę zauważono już wcześniej. Przedwojenne plany zakładały zwiększenie budżetu departamentu obrony z 5,2 miliarda franków w roku 2022 do 6 miliardów w roku 2032. Szok spowodowany wybuchem wojny zachęcił parlament do hojniejszego sypnięcia groszem. Według uchwały z czerwca 2022 roku w ciągu dziesięciu lat wydatki na obronę miały zostać podwojone i przekroczyć 10 miliardów franków.
Z czasem przyszło jednak ochłonięcie. Okazało się bowiem, że budżet konfederacji jest już zbyt napięty, aby można było sobie pozwolić na tak radykalne zwiększenie finansowania wojska, a podobnie jak w Niemczech wysokość długu publicznego jest prawnie ograniczona. W grudniu 2023 roku parlament przegłosował skromniejszy, choć nadal znaczący wzrost wydatków na obronę, do poziomu 9 miliardów franków w roku 2032.
Najbardziej wzburzył jednak polityków (od prawa do lewa) wcześniejszy brak dostępu do informacji na temat realnej sytuacji finansowej wojska. Wydaje się, że to właśnie ta sprawa stanie się w najbliższych miesiącach głównym motywem grillowania Amehrd i Süsslego. Wzburzenie jest tym większe, że w ostatnich latach Helweci często i głośno krytykowali Austriaków za nadmierne redukcje i cięcia budżetowe. Ale w ciągu ostatnich dwóch lat Wiedeń dokonał poważnego zwrotu w tej sprawie, tym bardziej godnego uwagi ze względu na liczne zastępy pożytecznych idiotów i rosyjskich agentów wpływu na najwyższych szczeblach drabiny politycznej.
Szwajcarzy szukają rozwiązania obecnego problemu i już pojawiają się typowe dla nich pomysły. W rozmowie z dziennikiem Tages Anzeiger Stefan Holenstein, prezes zrzeszenia formacji obrony terytorialnej, zaproponował przeprowadzenie referendum w sprawie konstytucyjnego obowiązku przeznaczania na obronę co najmniej 1,5% PKB. O ile Szwajcaria kojarzy się z neutralnością, a ostatnimi czasy głośne były tamtejsze ruchy pacyfistyczne, o tyle lobby "militarne" jest siłą, z którą należy się liczyć. Zrzeszenia formacji paramilitarnych, rezerwistów i oficerów oraz kółka strzeleckie liczą dużo ponad 250 tysięcy członków. Zebranie wymaganych stu tysięcy podpisów wymaganych, aby zainicjować referendum, nie będzie stanowić problemu. Gorzej z przekonywaniem głosujących. Holenstein chce bowiem szukać dodatkowych pieniędzy na wojsko, oszczędzając na komunikacji zbiorowej, rolnictwie i energetyce oraz ewentualnie podnosząc VAT.