Prachand jest dobry. Ale jest z nim "mały" problem
Indyjskie siły zbrojne powoli wprowadzają do służby lekki śmigłowiec bojowy Prachand. Koncern Hindustan Aeronautics Ltd dostarczył już siłom powietrznym i wojskom lądowym piętnaście egzemplarzy wstępnej serii produkcyjnej. Na podstawie wniosków z ich użytkowania producent zaimplementuje stosowne zmiany do maszyn seryjnych.
Pierwsze śmigłowce już na granicy
Siły powietrzne rozmieściły swoje śmigłowce przy granicy indyjsko-pakistańskiej, na lotnisku w mieście Dźodhpur. Maszyny korpusu powietrznych wojsk lądowych stacjonują zaś w Missamari w stanie Asam, nieopodal Linii Faktycznej Kontroli, czyli linii demarkacyjnej oddzielającej terytoria kontrolowane przez Indie od tych kontrolowanych przez Chiny.
Niepokojące uwagi ze strony żołnierzy
Pierwsze spostrzeżenia są obiecujące. Pod wieloma względami Prachand działa dokładnie tak, jak deklarował producent. Wojsko zgłasza jeden poważny zarzut: śmigłowiec jest beznadziejnie niedozbrojony. Najpoważniejszym brakiem są przeciwpancerne pociski kierowane.
Obecnie Prachand może przenosić jedynie kierowane laserowo pociski rakietowe FZ275 kalibru 70 milimetrów, które nie nadają się do zwalczania celów mocno opancerzonych. W planach jest integracja ze śmigłowcem pocisku Dhruvastra, czyli lotniczej wersji rozwojowej pocisku Nag (kobra), cechującej się zasięgiem ponad 7 kilometrów.
Nie wiadomo jednak, kiedy mogłoby to nastąpić, mimo że pierwsze próby LCH (jak wówczas nazywał się Prachand) z Heliną (Helicopter-launched Nag, jak wówczas nazywała się Dhruvastra) przeprowadzono już w 2018 roku. Tak duże opóźnienie samo w sobie jest zresztą źródłem frustracji dla wojskowych. Wydawało się bowiem, że testy wykazały możliwość bezproblemowej integracji. Tymczasem okazuje się, że albo wystąpiły jakieś nieujawnione kłopoty albo też przez bite sześć lat nikt nie dbał o to, aby posunąć projekt naprzód.
Ale czy są plany na dozbrojenie Prachanda?
HAL ma w planach wyposażenie Prachanda także w inne rodzaje uzbrojenia, na przykład w amunicję krążącą przenoszoną w rurowych wyrzutniach pocisków rakietowych. Takie rozwiązanie pozwala zwiększyć nie tylko siłę i precyzję rażenia śmigłowca, ale także świadomość sytuacyjną załogi. Kolejnym pomysłem, na razie odleglejszym w czasie, jest opracowanie rodzimego pocisku przeciwlotniczego krótkiego zasięgu, który nie tylko trafiłby w ręce (czy raczej na ramiona) żołnierzy wojsk lądowych, ale także stałby się pociskiem powietrze–powietrze zapewniającym Prachandowi możliwość samoobrony. Rozwiązaniem pomostowym będzie tu amerykański Stinger lub francuski Mistral.
Ostatnim punktem na liście jest działko. Obecnie Prachand korzysta z rozwiązania dostarczanego przez francuskiego Nextera – działka kalibru 20 milimetrów w stanowisku THL-20. Docelowo ustąpi ono miejsca rodzimemu modułowi opracowanemu przez Armament Research and Development Establishment (z działkiem tego samego kalibru).
Dlaczego dopiero teraz?
Indyjskie wojska lotnicze przyjęły do służby śmigłowiec Prachand w bazie w Dźodhpurze w październiku 2022 roku. Konstrukcja przeszła długą drogę (prace badawczo-rozwojowe zaczęto w 2006 roku, prototyp oblatano 29 marca 2010 roku). Związane to było nie tylko z typowymi dla indyjskich programów opóźnieniami, ale także z wysokimi wymaganiami stawianymi przed konstrukcją. Dla indyjskich sił zbrojnych najważniejszą cechą Prachanda jest zdolność działania w rozrzedzonym powietrzu środowiska wysokogórskiego. Jednocześnie wiropłat musi sobie radzić także w warunkach pustynnych i przy dużej wilgotności powietrza.
To właśnie LCH we wrześniu 2015 roku stał się pierwszym w historii śmigłowcem bojowym, który wylądował na obszarze lodowca Siachen. Jest to jeden z największych lodowców świata (największy w paśmie Karakorum), ciągnie się z wysokości 5753 metrów do wysokości 3620 metrów nad poziomem morza. Śmigłowiec wylądował w mieście Leh, przy dolnej części lodowca, w rejonie będącym przedmiotem odwiecznego sporu z Pakistanem.
Odchudzony Prachand
Napęd stanowią dwa silniki HAL/Turbomeca Shakti-1H1, stosowane także w śmigłowcach Dhruv i LUH. Wysokie wymagania co do środowiska operacyjnego wpłynęły także na konieczność ograniczenia masy śmigłowca do 5,8 tony, co przełożyło się na nieco mniejsze zdolności bojowe niż w cięższych maszynach. Aby temu zaradzić i jednocześnie wypełnić lukę spowodowaną opóźnieniami, Nowe Delhi zdecydowało się kupić amerykańskie AH-64E.
Jeżeli Prachand w hipotetycznej konfiguracji docelowej spełni wymagania wojska, Hindustan Aeronautics Ltd planuje dostarczyć siłom zbrojnym 145 egzemplarzy, z czego około dwóch trzecich trafi do wojsk lądowych.
A może eksport?
Od samego początku programu lekkiego śmigłowca bojowego Indie nie ukrywały, że mają nadzieję zdobyć klientów eksportowych. Podobnie jak lekki samolot bojowy (czyli Tejas) miał być atrakcyjną opcją dla krajów, których nie stać na nowoczesne zachodnie myśliwce wielozadaniowe, tak LCH/Prachand miałby zainteresować klientów, którzy nie mogli sobie pozwolić na AH-64 albo rosyjskie Mi-28. Podobno już w 2016 roku indyjskie ministerstwo obrony rozpoczęło negocjacje z kilkoma afrykańskimi państwami w sprawie eksportu tych śmigłowców.
Minęło kilka lat, Prachand dojrzał, tymczasem Indie budują wpływy w Afryce. I tak podczas styczniowego salonu India-Kenya Defence Exhibition & Seminar w Nairobi indyjski śmigłowiec był jednym z najintensywniej promowanych produktów. Kenijskie siły powietrzne uważają bowiem, że potrzebują śmigłowców bojowych do wsparcia ochrony pogranicza północnego, gdzie od lat pojawiają się terroryści z Asz-Szabab. Obecnie Kenijczycy dysponują dwoma śmigłowcami AH-1F Cobra, które odstąpiła im Jordania.
Kolejnego potencjalnego klienta upatruje się w Brazylii. Duże nadzieje wiązano także z Nigerią, ale tutaj starania udaremniło ślimacze tempo programu pod koniec ubiegłej dekady. Abudża machnęła ręką na indyjską propozycję i zamiast tego kupiła tureckie śmigłowce T129 ATAK. Pierwsze dwa egzemplarze (z sześciu zamówionych) dostarczono do Nigerii pod koniec ubiegłego roku, a w tym miesiącu przyjęto je do służby.
Łukasz Golowanow, dziennikarz konflikty.pl