Niemcy zmieniają podejście do eksportu broni do Arabii Saudyjskiej

Eurofighter Jagdflugzeug GmbH
Eurofighter Jagdflugzeug GmbH
Źródło zdjęć: © Geoffrey Lee

04.02.2024 17:48

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Po raz pierwszy od blisko sześciu lat niemiecki rząd wyraził zgodę na sprzedaż broni do Arabii Saudyjskiej. Na razie chodzi jedynie o partię uzbrojenia lotniczego. Na widnokręgu majaczy jednak możliwość poważniejszej zmiany stanowiska Berlina i odblokowania sprzedaży bardzo pożądanych przez Saudów dodatkowych Eurofighterów.

Przyczyną jest zmiana sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie po ataku Hamasu na Izrael i postępujące zbliżenie między Jerozolimą i Rijadem. Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Hebestreit potwierdził 10 stycznia wydanie przez Berlin zgody na sprzedaż Arabii Saudyjskiej partii 150 pocisków powietrze–powietrze Iris-T. Decyzja w tej sprawie miała zapaść na posiedzeniu rady bezpieczeństwa narodowego jeszcze pod koniec ubiegłego roku. Szczegóły kontraktu, takie jak cena i termin realizacji, nie są znane, ale w kontekście całej sprawy jest to zagadnienie drugorzędne.

Pojawił się bowiem pierwszy wyłom w niemieckim embargu na sprzedaż broni pustynnemu królestwu nałożonym w roku 2018 po zamordowaniu krytykującego władze dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Sprawa odbiła się poważnym echem w relacjach Arabii Saudyjskiej z Zachodem i w krótkim terminie przyniosła więcej szkody niż pożytku. Amerykański wywiad jako odpowiedzialnego za morderstwo wskazał księcia Muhammada ibn Salmana, co przyniosło wstrzymanie wsparcia dla saudyjskiej interwencji w Jemenie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W samych Niemczech temat budził i budzi wiele kontrowersji. Śmierć Chaszukdżiego dostarczyła wody na młyn dla zwolenników poważnych ograniczeń w eksporcie uzbrojenia. Lewica chętnie widziałaby całkowite embargo na sprzedaż broni Saudom i wielu innym państwo Bliskiego Wschodu. Z drugiej strony koncerny zbrojeniowe były wściekłe z powodu utraty wielomilionowych kontraktów, mówiono nawet o sprzęcie o łącznej wartości 2 mld euro. Rheinmetall domagał się od rządu odszkodowania, a nawet groził procesem.

Szczytne ideały szczytnymi ideałami, ale zwykle muszą ustąpić wobec wyższej konieczności politycznej. Taka sytuacja zaistniała po ataku Hamasu na Izrael z 7 października. Wbrew czarnym scenariuszom jednych, a nadziejom drugich, izraelski odwet nie wykoleił zbliżenia saudyjsko-izraelskiego. Wręcz przeciwnie. Gdy wspierany przez Iran jemeński ruch Hutich zaczął odpalać pociski balistyczne w stronę Izraela i atakować żeglugę na Morzu Czerwonym okazało się, że Rijad i Jerozolima mają wspólnego wroga. Jeśli Saudowie zestrzeliwują przy tym wycelowane w Izrael pociski, to tym lepiej.

Do tego niemieckie embargo nie było całkowite. Poczyniono liczne wyjątki dla francuskiego sprzętu zawierającego niemieckie części. Arabia Saudyjska jest stałym klientem francuskiej branży zbrojeniowej, a niemieckie dyskusje nad ograniczeniami w eksporcie uzbrojenia budzą nerwowość Paryża i dostarczają argumentów przeciwnikom wspólnych projektów zbrojeniowych z samolotem bojowym następnej generacji FCAS i czołgu MGCS na czele.

Tutaj na scenę wkracza Eurofighter Typhoon. Jeszcze w roku 2006 Arabia Saudyjska zamówiła 72 maszyny tego typu. Kontrakt obejmował opcję na 48 kolejnych. O skorzystaniu z niej zaczęto nieoficjalnie mówić już w roku 2013, ale podjęcie negocjacji w tej sprawie potwierdzono dopiero wiosną roku 2018. Wkrótce potem wybuchł skandal z zabójstwem Chaszukdżiego.

Wprawdzie Saudowie kupowali Typhoony od Brytyjczyków, ale ponieważ myśliwiec jest przedsięwzięciem europejskim, rządy innych uczestników projektu też muszą wyrazić zgodę na transakcję. Berlin przyjął twarde stanowisko i zdecydowanie odmawiał akceptacji. Rozmowy stanęły w miejscu. Dla Londynu i Rijadu najważniejsze stały się nie konkretne klauzule umowy, ale próby przekonania Niemiec do zmiany stanowiska. Ostatnia próba zakończyła się fiaskiem w lipcu ubiegłego roku.

Nie był to zresztą jedyny problem Rijadu w dziedzinie zaawansowanych projektów lotniczych. Saudowie chcieli dołączyć do programu samolotu bojowego następnej generacji Tempest, czy raczej brytyjsko-włosko-japońskiego Global Combat Air Programme (GCAP). Tym razem veto postawiła Japonia.

Niespodziewanie 8 stycznia, w przededniu wizyty w Jerozolimie, szefowa niemieckiego resortu spraw zagranicznych Annalena Baerbock oświadczyła, że rząd federalny jest otwarty na sprzedaż Typhoonów Arabii Saudyjskiej. Zaskoczenie było tak duże, że sporo mediów poza Niemcami pisało o zgodzie Berlina na transakcję i zniesieniu embarga. Do tego jednak jeszcze długa droga.

Więcej szczegółów podał rzecznik rządu Steffen Hebestreit. Otwarcie przyznał, że zmiana stanowiska Berlina związana jest z nową oceną sytuacji na Bliskim Wschodzie po wybuchu nowej wojny Izraela z Hamasem. Nie oznacza to jednak automatycznej zgody. Rijad musi najpierw wynegocjować z Londynem odpowiednią umowę, która następnie zostanie przekazana do oceny i akceptacji niemieckiej radzie bezpieczeństwa narodowego. Dopiero po sprawdzeniu określonych warunków, układu sił i sytuacji w regionie Niemcy mogłyby zaakceptować kontrakt, czego oczywiście nie muszą zrobić.

W samych Niemczech zdania w sprawie eksportu Typhoonów do Arabii Saudyjskiej są podzielone. Opozycyjni chadecy generalnie są za. Zdaniem Floriana Hahna z bawarskiej CSU, gdyby rząd nie wydał zgody na transakcję, wyrządziłby duże szkody, podważając zaufanie do Niemiec. Z kolei na Baerbock spadła krytyka ze strony jej macierzystej partii Zielonych: Arabia Saudyjska jest tam cały czas na cenzurowanym, a część działaczy postuluje przyznanie priorytetu kontraktom dla sojuszników z NATO i "podobnie myślących" państw demokratycznych.

Autor: Paweł Behrendt

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (5)
Zobacz także