Rzeźnik ze Stonne. Francuz, który zmasakrował czołgi Guderiana

Niepokonani Francuzi niszczący niemieckie jednostki pancerne? Dla niektórych może to brzmieć jak kiepski dowcip. Podczas niemieckiej inwazji na Francję doszło jednak do walki, której przebieg całkowicie przeczy stereotypom.

Rzeźnik ze Stonne. Francuz, który zmasakrował czołgi Guderiana
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik

22.01.2021 12:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Rzeźnik ze Stonne" – określenie, jakie przylgnęło do kapitana Pierre’a Billotte’a mogło budzić grozę, ale było w pełni zasłużone. Zdobycie Stonne otwierało Niemcom drogę w głąb Francji, nic zatem dziwnego, że do natarcia przeznaczyli poważne siły. Drogę we francuskiej obronie miały wyrąbać sobie IV i VI Korpus Armijny - około 90 000 żołnierzy i 300 czołgów.

Siły obrońców były w tym rejonie dwukrotnie słabsze, jednak Francuzi nie zamierzali łatwo ustępować. O zaciętości walk dobitnie świadczy fakt, że Stonne przechodziło z rak do rąk siedemnaście razy, przejmowane gwałtownymi atakami czołgów i piechoty.

Francuzi atakują

Podczas jednego z takich ataków do odbicia Stonne Francuzi wyznaczyli 41. Batalion Czołgów, uzbrojony w ciężkie maszyny Char B1-bis. Jednym z nich, o nazwie własnej "Eure", dowodził Pierre Billotte.

Po zażartych walkach, w czasie których Francuzi musieli przebić się przez słynny niemiecki pułk Grossdeutschland, francuskie czołgi dotarły do miasta. Eure trafił tam na niemiecką kolumnę pancerną.

Obraz
© Domena publiczna

Czołg Char B1-bis "Eure" i jego załoga

- Nie mogę spojrzeć przez peryskopy, ponieważ zostały zniszczone, mogę użyć jedynie lunety celowniczej. Ładuję przeciwpancerny, celuję, odpalam działo 47 mm, strzelam bez przerwy (…). Ostrzał jest bardzo intensywny, czuję, jak nasz czołg jest trafiany raz za razem. Po walce będziemy błogosławić naszą stal chromowo-molibdenową – wspomina po latach Pierre Billotte.

Przytacza także słowa swojego kierowcy, który po krótkiej, ale intensywnej walce wyszedł z wnętrza wozu, aby obejrzeć pobojowisko: - Problem polega na tym, że nikt nam nie uwierzy, że zniszczyliśmy 12 niemieckich czołgów. Właściwie to mi ich szkoda, ale mogli zostać w domu.

Pogrom niemieckich czołgów

Czołg Billotte’a zniszczył nie 12, a 13 niemieckich czołgów (2 PzKpfw, 11 PzKpfw III), a także 2 armaty przeciwpancerne. Sukces nie mógł być jednak wykorzystany. Ze względu na przeszkody terenowe i brak wsparcia, dalsze natarcie było niemożliwe i francuskie maszyny musiały zawrócić.

Obraz
© Domena publiczna

Pierre Billotte - "Rzeźnik ze Stonne"

Stonne jeszcze kilka razy przechodziło z rak do rąk, zanim sytuacja na froncie nie zmusiła francuskich oddziałów do wycofania się. Czołg Billotte’a – co skrupulatnie policzono po bitwie – został trafiony 140 razy, jednak żaden z nieprzyjacielskich pocisków nie przebił pancerza.

Char B1-bis – francuski superczołg

Czym była ta niezniszczalna machina zagłady? Francuski czołg nazywał się Char B1-bis. Rozmiarami mógł przywoływać skojarzenia z pionierskimi, pancernymi kolosami z okresu Wielkiej Wojny. Nic dziwnego – prace nad ciężkim czołgiem rozpoczęto niedługo po zakończeniu pierwszej wojny światowej, a ponieważ przebiegały bardzo wolno, z rozpoczęciem produkcji ledwo zdążono na następny konflikt.

Od 1937 r. do niemieckiego ataku na Francję powstało około 400 czołgów Char B1-bis. Każdy z nich ważył 30 ton – ponad 10 więcej, niż najcięższe używane wówczas czołgi niemieckie. Załoga mogła czuć się pewnie osłonięta 6-centymetrową warstwą stali. Pancerz był mniej więcej dwukrotnie grubszy niż ten chroniący załogi niemieckich czołgów PzKpfw III i IV.

Obraz
© Wikimedia Commons, User:Fat yankey, Lic. CC BY-SA 2.5

Czołg PzKpfw III Ausf. H

Co więcej, załoga Char B1-bis miała do dyspozycji broń będącą w stanie zniszczyć dowolny czołg niemiecki: 47-mm działo umieszczone w obrotowej wieży. Dodatkowym atutem było krótkolufowe działo kalibru 75-mm, umieszczone w kazamacie z przodu kadłuba. Pierwotnie to właśnie ono miało stanowić główne uzbrojenie – konstrukcja była bowiem projektowana jako działo pancerne, do którego dopiero na późniejszym etapie dołożono obrotową wieżę z 47-mm armatą.

Imponujący, ale nieudany

Zarówno pod względem pancerza, jak i uzbrojenia francuski czołg nie miał po stronie niemieckiej godnego konkurenta. Warto przytoczyć słowa gen. Friedricha Kühna, dowódcy niemieckiej 3. Brygady Pancernej: - Bezpośrednie trafienie czołgu B1 granatami kalibru 75 mm z dystansu 600-800 metrów nie odnosi żadnego skutku. Skuteczność francuskich armat kalibru 47 mm jest wprost niezwykła. Pociski przebijają pancerze wszystkich niemieckich czołgów z odległości 800 metrów, niezależnie od kąta uderzenia, a dystans często jest większy. Nasze armaty przeciwpancerne (...) są całkowicie nieskuteczne.

Oceniając czołgi Char B1-bis trzeba jednak pamiętać, że parametry techniczne nie mówią wszystkiego o ich przydatności jako broni. Odporność pancerza czy kaliber dział mają znaczenie, ale ważna jest także ergonomia, łączność czy w końcu koncepcja użycia danego sprzętu. W przypadku francuskich ciężkich czołgów to wszystko szwankowało.

Obraz
© Wikimedia Commons, Les Meloures, Lic. CC BY-SA 4.0

Czołg Char B1-bis stojący w Stonne w roli pomnika

Były one rozproszone, a na polu bitwy do głosu dochodziły ich mankamenty: awarie, problemy z układem napędowym, niewielka manewrowość, wysoka – a zatem łatwa do trafienia - sylwetka czy w końcu nieoptymalne rozłożenie zadań pomiędzy członkami załogi. W wyniku błędów popełnionych już na etapie projektowania, dowódca był przeciążony obowiązkami – nie tylko dowodził, ale był także ładowniczym i celowniczym górnego działa.

W połączeniu z nieefektywną koncepcją użycia broni pancernej francuscy pancerniacy zazwyczaj nie byli w stanie w pełni wykorzystać walorów swojego sprzętu. Tym bardziej, że na skutek większego niż przewidzieli konstruktorzy zużycia paliwa jego autonomia była bardzo niewielka. Czołg mógł działać samodzielnie przez maksymalnie 7-8 godzin, choć w trudniejszych warunkach czas ten spadał do zaledwie 3,5 godziny. Problem próbowano rozwiązać, holując za czołgami specjalne, 800-litrowe przyczepy z paliwem.

Od dowódcy czołgu do ministra

Zasłużony pod Stonne kapitan Pierre Billotte nie zaginął w pomroce dziejów. Po przegranej kampanii francuskiej trafił do niemieckiej niewoli, jednak zbiegł i przez Polskę dostał się do ZSRR. Tam zajęło się nim NKWD – był przetrzymywany m.in. w Kozielsku.

Po niemieckim ataku na ZSRR został zwolniony i dołączył do Wolnych Francuzów, którzy wbrew władzom swojego kraju nie złożyli broni. Wojnę zakończył dowodząc całą dywizją pancerną. Zwieńczeniem imponującej kariery okazało się, już po wojnie, stanowisko francuskiego ministra obrony narodowej.

Komentarze (207)