Radioaktywne substancje z Fukushimy znalezione na drugim kontynencie. Trafiły nawet do win
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Siedem lat temu potężne tsunami uderzyło w elektrownię atomową Fukushima. Od tego czasu Japończycy borykają się z problemem skażonej radiacją wody, większość z niej, po wstępnym oczyszczeniu trafia do kranu. Okazało się, że śladowe ilości radioaktywnego cezu-137 znaleziono w kalifornijskich winach.
Naukowcy natrafili na ślady izotopu cezu-137 w winach z Kalifornii. Nie pojawia się on naturalnie, tylko w wyniku rozszczepienia jądrowego. Jego pojawienie się w kalifornijskich winach łączy się z Katastrofą Elektrowni Atomowej Fukushima-1. Argumentem są podobne lata produkcji.
Wina zawierające minimalne ilości izotopu cezu-137 pochodziły z roczników 2009 - 2012. Na całe szczęście w butelkach znaleziono tak śladowe ilości, że nie byłyby w stanie zagrozić zdrowiu. Francuscy naukowcy z Centrum Badań Nuklearnych w Bordeaux wzięli pod lupę wina Cabernet Sauvignon i rosé z lat 2009-2012. W winie wyprodukowanym po 2011 roku liczba wykrytych substancji radiaktywnych wzrosła dwukrotnie.
Kalifornia znajduje się na wybrzeżu sąsiadującym z Japonią. Fukushimę i stan Kalifornia dzieli około 8350 km w linii prostej. To tylko pokazuje, jak jedna katastrofa może wpływać na środowisko na całej planecie.
Do podobnych zanieczyszczeń doszło także w europejskich winach po katastrofie w Czarnobylu w 1986 roku. Naukowcy z Bordeaux najpierw przeskanowali zamknięte butelki win, a następnie spopielili je, aby ustalić skład chemiczny. W ten sposób udało się potwierdzić zawartość cezu-137.
Skażona woda jest składowana w gęsto umieszczonych zbiornikach. Podczas silniejszego trzęsienia ziemi lub kolejnego tsunami, mogą one ulec uszkodzeniu. To niesie za sobą możliwość ogromnego skażenia terenów zamieszkałych. W 2015 roku pojawiła się informacja od zarządcy elektrowni, iż katastrofy można było uniknąć. Jednak nie zostały spełnione odpowiednie normy bezpieczeństwa.
Pod koniec 2017 roku, władze operujące reaktorem jądrowym podjęły decyzję o wylaniu radioaktywnej wody do Oceanu Spokojnego. Była ona filtrowana aby zmniejszyć ilość substancji takich jak cez i stront. Niestety nie udało się pozbyć z niej trytu, czyli izotopu wodoru.
Japończycy twierdzą, że jego promieniowanie nie jest szkodliwe dla oceanu. Nie zgadzają się z tym przede wszystkim miejscowi rybacy. Według nich, zagrożenie wciąż istnieje.
Japonia chce się pozbyć szkodliwych substancji. Nie jest to zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, jak niebezpieczna jest taka ilość składowana w jednym miejscu. Najgorsze jest to, że skażonej wody wciąż przybywa, a miejsca jest coraz mniej. Elektrownia codziennie produkuje jej 150 ton.
Generalnie wypompowywanie skażonych substancji do wody nie jest żadną nowością. Elektrownie atomowe korzystają z tej metody utylizacji odpadów od lat. Jednak nie dzieje się to na taką skalę. Według Światowej Organizacji Zdrowia, normą dla wody pitnej wynosi 10 tysięcy bekereli. Natomiast woda z Fukushimy jest sześć razy bardziej zanieczyszczona trytem.