Radio Maryja i YouTube. Nagranie z wypowiedzią arcybiskupa zniknęło, teraz zostało przywrócone
Radio Maryja otrzymało ostrzeżenie od YouTube'a w związku z homilią abpa Marka Jędraszewskiego. Decyzja internetowego giganta o skasowaniu filmu rozwścieczyła internautów. Tylko czy rzeczywiście mamy do czynienia z cenzurą?
06.08.2019 | aktual.: 06.08.2019 13:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zarządzający profilem Radia Maryja na YouTube otrzymali ostrzeżenie po zamieszczeniu homilii abpa Marka Jędraszewskiego, w której padły słowa o "tęczowej zarazie". Wypowiedź, która oburzyła wielu, najwyraźniej dotarła też do administratorów serwisu. Kanał Radia Maryja na YouTube nie został wprawdzie zablokowany, ale nagranie homilii usunięto.
Jak się okazało - tymczasowo. Homilię z 1 sierpnia można już ponownie obejrzeć. Komentarze zostały wyłączone. Wcześniej YouTube sugerował, że nagranie może szerzyć nienawiść. Najprawdopodobniej blokada była efektem zgłoszeń od internautów. Algorytmy od razu zdjęły film, a dopiero później administratorzy przyjrzeli się sprawie.
Marta Poślad, szefowa polityki publicznej Google'a na Europę Środkową i Wschodnią tłumaczy decyzję serwisu na Twitterze:
Oburzenie na skasowanie filmu Radia Maryja było większe, bo to nie pierwszy tego typu przypadek w ostatnich dniach. Wcześniej YouTube usunął m.in. program Pawła Lisickiego i Marka Miśko w internetowej telewizji wSensie.tv. Tematem było rozróżnianie "nauczania Kościoła w kontekście ideologii LGBT od samego homoseksualizmu".
Jak twierdził Paweł Lisicki w rozmowie z portalem pch24.pl, ostrzeżenie od YouTube'a jest dowodem na to, że środowiska LGBT "otrzymują ogromne pieniądze z Zachodu i przez to próbują zablokować dyskusję i zamknąć usta swoim przeciwnikom".
Z kolei w 2017 roku z Facebooka zniknęło około 300 prawicowych stron. W kwietniu 2018 roku Facebook oficjalnie zabronił promowania rasizmu, antysemityzmu i homofobii. Przy okazji zamknął wszelkie fanpage organizacji takich jak Obóz Narodowo-Radykalny czy Narodowe Odrodzenie Polski.
Ale dostaje się i drugiej stronie.
W 2018 roku YouTube skasował wideo publicystek Krytyki Politycznej. Nagranie nosiło tytuł "Czy bić mężczyzn?". Dziennikarki w żartobliwy sposób pokazały poważny problem, zwracając uwagę na to, że "tylko 13 proc. publicystów w mediach to kobiety". A co za tym idzie, dziennikarze i politycy, dyskutując np. o aborcji, w ogóle nie biorą pod uwagę głosu kobiet i w swoim męskim gronie debatują o problemie, który nie zawsze bezpośrednio ich dotyczy. Dziennikarki postanowiły więc odwrócić rolę.
YouTube ewidentnej szydery nie zrozumiał, co dobrze pokazuje problem giganta wideo. Algorytmy najpierw strzelają, a dopiero potem myślą.
Zobacz także
Innym przykładem, pokazującym, że "prześladowana" w internecie jest nie tylko chrześcijańska prawica, jest Społeczna Inicjatywa Narkopolityki. To grupa aktywistów, która m.in. za pomocą Facebooka prowadzi w Polsce edukację narkotykową. Jak przypominała organizacja Panoptykon, w 2018 r. strona i grupa organizacji na Facebooku, a w 2019 r. także jedno z kont na Instagramie zostały zablokowane. SIN konkretnego uzsadnienia się nie doczekało.
Działania organizacji najlepiej pokazują, że wielkie technologiczne korporacje nie mają ideologicznego celu. "Obrywają" wszyscy. Po prostu bezdusznymi algorytmami łatwo manipulować, m.in. zalewając dany materiał zgłoszeniami. Czasami niektóre filmy zostaną usunięte słusznie, czasami nie - czego ofiarą był np. Gracjan Roztocki, jeden z najpopularniejszych polskich internetowych twórców.
Czy państwo próbuje w jakiś sposób pomóc poszkodowanym i niesłusznie zbanowanym w sieci? Na początku roku Ministerstwo Cyfryzacji uruchomiło tzw. "punkt kontaktowy". Mogą się do niego odwoływać użytkownicy Facebooka, których posty zostały usunięte przez serwis społecznościowy. Na razie pomoc dotyczy wyłącznie serwisu społecznościowego giganta. Ale z "punktu kontaktowego" korzystają pojedyncze osoby.
Problem na pewno istnieje. Można słusznie oburzać się na słowa arcybiskupa, ale z drugiej strony usuwanie ich z sieci jest kontrowersyjne. To przecież niejako dowód w sprawie, punkt wyjścia w dyskusji. Jest różnica pomiędzy wypowiedzią ważnej osoby publicznej - jak polityk czy duchowny - a "patostreamerami". Najwyraźniej YouTube zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nagranie przywrócono. Ale na pewno czeka nas jeszcze niejedna taka afera - łatwiej i szybciej oddać władzę algorytmom niż zatrudniać tysiące pracowników, którzy oglądaliby i analizowali każdy publikowany materiał.