Przemysł lotniczy Rosji. Wielkie plany, ale małe możliwości
Propaganda Kremla przekonuje, że rosyjski przemysł lotniczy, podobnie jak reszta gospodarki, ma się świetnie. Gdy zestawimy deklaracje z faktami, na jaw wyjdzie to, o czym rosyjscy propagandyści wolą milczeć. Jak zauważa rosyjski ekspert, jeszcze trochę i w Rosji nie będzie czym latać.
Niemiecki kanclerz, Otto von Bismarck miał przed laty powiedzieć, że Rosja nigdy nie jest tak słaba ani tak silna, na jaką wygląda. Półtora wieku później słowa te nieźle opisują stan rosyjskiej gospodarki.
Wprawdzie sankcje nie zdemolowały jej tak szybko, jak oczekiwali przeciwnicy Kremla, ale problemy, a w niektórych branżach zapaść, są już wyraźnie widoczne. Jednym z przykładów jest rosyjski sektor lotniczy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Próbę analizy jego kondycji podjął rosyjski ekspert, Jewgienij Fiodorow z "Przeglądu wojskowego". Komentuje on przedstawione przez agencję Interfax dane dotyczące bieżącej produkcji cywilnych maszyn i planów na najbliższe lata. Choć plany są – jak zawsze – ambitne, to fakty dotyczące produkcji są dla Rosjan mało optymistyczne.
Zobacz także: Czy to sprzęt NATO, czy rosyjski?
Plany niezależne od realiów
Gdyby wierzyć w przekaz moskiewskiej propagandy, sankcje nie mają dla Rosji większego znaczenia, bo przejściowe problemy z serwisowaniem zachodniego sprzętu można łatwo obejść, produkując rosyjskie samoloty i śmigłowce. Plan wygląda dobrze, jednak diabeł tkwi w szczegółach.
A szczegóły wskazują, że "przyszłość" rosyjskiego sektora lotniczego to samoloty albo rozwijane od ponad 30 lat (jak Ił-96), albo dramatycznie opóźnione, z ciągle przekładaną datą oddania większej liczby nadających się do użytku egzemplarzy.
W praktyce oznacza to, że samoloty i śmigłowce, które w XXI wieku miały uskrzydlić rosyjską branżę lotniczą, zdążyły się zestarzeć zanim je dopracowano albo na dobre zadomowiły się na rynku, co uniemożliwia homeopatyczna skala produkcji.
Dla decydentów nie ma to znaczenia, bo plany rozwoju branży transportu lotniczego w Rosji wydają się ignorować rzeczywistość.
W latach 2023-2030 Kreml przewiduje budowę ponad tysiąca samolotów, czyli więcej, niż opuściło rosyjskie fabryki przez ponad 30 lat. To wszystko w sytuacji, gdy brak dostępu do zachodnich technologii dławi produkcję silników i nowoczesnej awioniki.
30-letnie opóźnienia
A jak wygląda wielka nadzieja rosyjskiego lotnictwa? Jako przykład Jewgienij Fiodorow przywołuje śmigłowiec Mi-38.
Choć w słowach tych jest nieco publicystycznej przesady, nie są dalekie od prawdy. Projekt Mi-38 powstał we wczesnych latach 80., model maszyny pokazano już w roku 1985, a w 2003 roku w powietrze wzbił się prototyp.
Śmigłowiec miał zastąpić starsze Mi-8 i Mi-17, miał bardzo dobre osiągi, a plan zakładał rozpoczęcie seryjnej produkcji w 2005 roku. O skali "sukcesu" i rosyjskich możliwościach dobitnie świadczy fakt, że poza egzemplarzami prototypowymi, do 2023 roku powstało 7 (według innych źródeł 9) seryjnych śmigłowców, z czego w 2023 roku jeden, w ramach zacieśniania współpracy, Rosja podarowała Zimbabwe.
Równia pochyła
Podobnie księżycowe plany są kreślone względem samolotu Irkut MC-21. Projektowana od lat 80. maszyna wystawia naprawdę niezłą ocenę inżynierom z biura Jakowlewa.
Samolot jest nowoczesny, jego konstrukcja szeroko wykorzystuje materiały kompozytowe, ma elektroniczny system sterowania fly-by-wire i niższe o około 15 proc. zapotrzebowanie na paliwo niż zachodni konkurenci, jak Airbus A320 oraz Boeing 737. Zamówienia, głównie od rosyjskich linii lotniczych, opiewają na setki sztuk.
Problem w tym, że oblatany w 2017 roku samolot nie zostanie dostarczony – a na pewno nie w zakładanym terminie – bo Rosja na razie nie jest w stanie produkować potrzebnej w tym modelu, nowoczesnej awioniki. Jak szyderczo zauważa Jewgienij Fiodorow: "samolot nie trafił jeszcze do masowej produkcji, ale już są gotowi zwiększyć ją sześciokrotnie".
Irkut MC21-310 Demo Flight | Dubai AirShow
Przykłady te można mnożyć, przywołując choćby takie konstrukcje, jak turbośmigłowy Ił-114 czy nowe wersje pasażerskiego Iła-96 (specjalne warianty tej maszyny, opisywane przez dziennikarkę Wirtualnej Polski, Karolinę Modzelewską, pełnią rolę "latającego Kremla").
Dla rosyjskich władz wydaje się to nie mieć znaczenia, bo przyjęta strategia zakłada, że w 2030 roku flota pasażerskich samolotów będzie składać się w 80 proc. z rodzimych maszyn. Więcej sceptycyzmu wykazuje Jewgienij Fiodorow, który zauważa, że jeśli terminy po raz kolejny zostaną "przesunięte w prawo", w Rosji po prostu nie będzie czym latać.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski