Pro‑Ject Stream Box DS - test sieciowego odtwarzacza audio
12.10.2012 15:10, aktual.: 13.10.2012 13:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ten mały i niepozorny strumieniowiec Pro-Jecta oferuje kilka funkcji, których mogą mu pozazdrościć uznani konkurenci.
Budowa i obsługa
Zarówno jakość wykonania, jak i waga Stream Boxa zdają się przeczyć jego niewielkim rozmiarom sprawiającym, że na pierwszy rzut oka urządzenie to ocenia się jako niegodne uwagi, bo „niepełnowymiarowe”, a więc (w domyśle) niepoważne. Na małym DS-ie bez wątpienia ciąży przynależność do rodziny „pudełek”. (Box Design), powstałej głównie po to, by przypodobać się zarówno osobom lubiącym zgrabne, kompaktowe i ładnie wyglądające urządzenia, jak i słuchaczom, dla których synonimem źródła dźwięku jest iPod albo jakiś inny przenośny odtwarzacz MP3.
Z zewnątrz Stream Box sprawia jednak całkiem solidne wrażenie. Purystycznie wyglądającą czołówkę wykonano z aluminiowej płytki o grubości 4mm. Nie umieszczono na niej żadnych przycisków sterujących –. jest tylko włącznik, maleńka niebieska dioda (a właściwie miniotwór, przez który ją widać) informująca o włączeniu streamera – co ma sens, ponieważ na pojawienie się na wyświetlaczu powitalnego logo Pro-Jecta trzeba poczekać kilka sekund, więc przynajmniej wiadomo, że urządzenie działa – i dioda-odbiornik współpracująca z niewielkim plastikowym pilotem, też „niepełnowymiarowym”, zasilanym okrągłą baterią 3V. Środkową część ścianki przedniej zajmuje wyświetlacz TFT QVGA (320x240 pikseli), który można tak zaprogramować, by automatycznie wyłączył się po upływie określonego czasu (od 10 sekund do jednej godziny). Na stosunkowo niewielkiej powierzchni o przekątnej 3,5 cala udało się zmieścić nazwę wykonawcy, okładkę, tytuł płyty i odtwarzanego utworu oraz czas jego trwania. Po prawej stronie displeju znajduje się
gniazdo USB. Tył wygląda równie skromnie: gniazdom Ethernetu, atenki wi-fi oraz drugiego złącza USB towarzyszy para analogowych wyjść RCA, koaksjalne wyjście cyfrowe i gniazdo dla 9V/2A zasilacza sieciowego.
Większą część środka zajmuje gotowy moduł Stream70. pochodzący od austriackiej firmy Stream Unlimited, oparty na chipie BridgeCo DM860 – jest to całkiem popularne rozwiązanie, które z powodzeniem wykorzystują także inni renomowani producenci, np. Musical Fidelity (M1CLiC) czy Ayon (S3), odpowiednio adaptując je do własnych potrzeb. Z prawej strony nad modułem-klientem UPnP/DLNA ulokowano malutką płytkę obsługującą tylne wejście USB2, którą połączono kabelkiem z płytką drugiego takiego gniazda, znajdującego się na froncie urządzenia – do obu możemy podłączyć pendrive’a albo iPhone’a/iPada. Układ konwertera umieszczony na oddzielnej płytce audio bazuje na chipie CS4344 Cirrus Logic, przetworniku z modulatorem delta-sigma o parametrach 24-bit/192kHz i dynamice 105dB. Sygnał w postaci analogowej jest przekazywany do gniazd RCA (po drodze trafia jeszcze do przekaźnika) sąsiadujących z koaksjalnym wyjściem cyfrowym.
Pilota zdalnego sterowania lepiej nie zgubić, gdyż tylko za jego pomocą można nawigować i przeglądać magazyny danych podłączone do odtwarzacza. W czasie testu były to na przemian dysk sieciowy Western Digital My Book Live 3TB z „fabrycznie”. zainstalowanym serwerem Twonky oraz PC pracujący pod kontrolą systemu Windows XP, również z serwerem Twonky.
Podłączenie małego DS-a do domowej sieci ograniczyło się w zasadzie do wpięcia skrętki w gniazdo Ethernet, bo resztę pracy –. zresztą bardzo szybko i sprawnie – wykonał sam Pro-Ject. O ile przy połączeniu kablowym niczego nie trzeba było konfigurować ręcznie, o tyle przełączenie w tryb Wi-Fi wymagało już wejścia w ustawienia streamera, odznaczenia trybu bezprzewodowego, a następnie, po wykryciu sieci, wpisania przy użyciu pilota klucza (ciąg cyfr zabezpieczający sieć lokalną). Także i w tym wypadku cała procedura przebiegła bez najmniejszych problemów.
Jedyne czego wypada żałować, jeśli chodzi o stronę funkcjonalną, to brak dedykowanej aplikacji Pro-Jecta do sterowania DS-em z poziomu iPhone’a czy iPada albo urządzenia z Androidem na pokładzie. Na szczęście w App Store można kupić SongBook Lite (6,9. euro), program pozwalający sprawnie nawigować po zasobach zgromadzonych na dysku za pośrednictwem dotykowego ekranu smartfona Apple’a. Na otarcie łez pozostaje także iMediaShare Lite, darmowa aplikacja umożliwiająca transfer muzyki bezpośrednio z iPhone’a/iPada do Stream Boxa.
Obiektywne spojrzenie na budowę streamera, mimo solidności jego wykonania, może budzić obawy o jakość dźwięku. Nie chodzi nawet o to, że jest to urządzenie niewielkich rozmiarów, bo przy odrobinie dobrej woli w tak małym pudełku dałoby się upakować lepszą sekcję audio. Zdecydowanie wąskim gardłem całej konstrukcji jest zasilacz wtyczkowy. Nie od dziś wiadomo, że dla jakości brzmienia zasilanie ma kapitalne znaczenie.
Brzmienie
Pierwsze wrażenie może być cokolwiek mylące, ponieważ poziom sygnału wyjściowego austriackiego DS-a jest wyraźnie niższy niż typowe dla standardu CD 2Vrms, w związku z czym trzeba mocniej podkręcić gałkę wzmacniacza. Jednak nawet przy głośnym graniu trudno oprzeć się wrażeniu, że Stream Box gra w sposób lekki, kreując dźwięk o niezbyt dużym wolumenie, co może budzić pewien niedosyt związany z brakiem namacalności, obecności instrumentów akustycznych. Nie jest to dźwięk anemiczny, ale też nie angażuje on zbyt mocno słuchacza i nie wciąga w wir muzycznych zdarzeń.
Balans tonalny faworyzuje górę pasma i wyższy podzakres średnicy, co teoretycznie powinno dać brzmienie żywe i pełne werwy, ale dynamika nie wznosi się ponad przeciętność, w związku z czym sporo pary idzie w gwizdek. Jak wspomniałem, dźwięk jest dość lekki, nawet nieco rozjaśniony, aczkolwiek wysokie tony są bardzo delikatne; jest ich dużo, ale nie są zbyt masywne. Natężenie głosek syczących jest mocniejsze niż zazwyczaj, jednak sybilanty nie dominują w przekazie, nie odbiera się ich jako „kłujących w uszy”, drażniących wyostrzeń. Co prawda równowaga tonalna jest nieco przesunięta w górę pasma, ale ciężar „dowodzenia”. i tak spoczywa na średnicy. I choć nie jest ona specjalnie nasycona czy dociążona, to jej dolny podzakres potrafi zagrać mocniej, równoważąc momentami nieco beznamiętny przekaz. Podczas odsłuchu 24-bitowego remasteru „Abbey Road” Beatlesów czy „Dead Bees On A Cake” Davida Sylviana (ten ostatni w formacie FLAC 16/44,1) nie czułem większego niedosytu – było to bardzo solidne, konkretne, a nawet
dosadne granie. I właśnie taki mocny, nasycony materiał szczególnie dobrze „zgrywa się” z Pro-Jectem, bo z innymi nagraniami, choćby tymi spod znaku ECM, instrumenty operujące w średnicy, w tym głosy, wydawały mi się odrobinę odchudzone, czasami też wycofane. Wokale nie zlewają się przy tym z instrumentami, są wyraźne i zrozumiałe, dzięki czemu wszystkie harmonie wokalne (overduby) Lennona w „Come Together” były bardzo czytelne. Bez problemów dało się też wychwycić kilka koncertowych wpadek – choćby fałszującego w chórkach Pete’a Trewavasa podczas występu Marillion zarejestrowanego w Tilburgu w 2008 r. (dostępnego jedynie w dość podłej jakości MP3 256kbps za pośrednictwem strony WWW zespołu).
Bas schodzi całkiem nisko, ale jest wyraźnie zaokrąglony i trochę zbyt jednostajny. Daje o sobie znać głównie poprzez pomruki i wibracje, nie grzesząc przy tym precyzją. Dyskretnie dopełnia pozostałe zakresy, jakby w obawie, że mógłby wyjść przed szereg. Kontrabasowi Grega Cohena (płyta „Secrets”. czwórki wybitnych muzyków – Marka Feldmana, Uri Caine’a, Joe’a Byrona i Cohena właśnie) brakowało trochę ciśnienia i drapieżności, tzw. siły przebicia. Scena jest szeroka, zwłaszcza z plikami hi-res, i bez problemu uwalnia się od kolumn. Jej głębokość nieraz wydaje się wręcz imponująca. Szkoda że to, co dzieje się na dalszych planach, jest pokazywane w trochę niedbały sposób – niektóre szczegóły, ukryte głębiej drobiazgi umykają uwadze, są jakby zamglone, w związku z czym czasami trzeba wytężać słuch, aby je zlokalizować i upewnić się, że tam są.
Odsłuch radia internetowego za pośrednictwem DS-a jest satysfakcjonujący pod warunkiem, że darujemy sobie stacje polskie (dźwiękowi marnej jakości towarzyszy zazwyczaj repertuar działający lepiej niż niejeden środek skutecznie uruchamiający perystaltykę jelit) i skoncentrujemy się na tych, które oferują sensowny bitrate. Rozpacz wywołaną jakością większości rodzimych rozgłośni skutecznie ukoi choćby propozycja Linna (np. Jazz albo Classical) –. jej odnalezienie nie stanowi większego problemu, wystarczy wybrać interesujący gatunek, a następnie skorzystać z „zakładki” High Quality.
Zastrzyk energii
W takiej postaci, w jakiej wyjmiemy go z pudełka, ze ściennym zasilaczem, Pro-Ject zaoferuje dźwięk naprawdę przyzwoitej jakości, typowy dla wielu źródeł z tego przedziału cenowego, pozbawiony jednak cech, które wzbudzają ekscytację i zachęcają do wielogodzinnych odsłuchów. Podskórnie czułem, że potencjał tego urządzenia jest znacznie większy, a w jego prezentacji brakuje kropki nad „i”. Postanowiłem więc sprawdzić modną ostatnio metodę upgrade’u, polegającą na wymianie fabrycznego zasilacza na jego specjalną „audiofilską”. wersję. Z pomocą przyszedł nieoceniony w takich sytuacjach i zapewne znany wielu osobom w naszym kraju Teddy Pardo. Co prawda nie ma on w ofercie zasilacza dedykowanego dla streamera Pro-Jecta, ale okazało się, że dysponuje urządzeniem o odpowiednich parametrach (9V/1A).
Zmian, jakie izraelski PSU wprowadził do prezentacji DS-a, nie sposób bagatelizować, choć skłamałbym twierdząc, że zasilacz ten wywrócił wszystko do góry nogami i kosztujący nieco ponad 3 tys. zł streamer przekształcił w hi-endowe źródło dźwięku. O jakie zmiany chodzi? Przede wszystkim brzmienie wyraźnie wyszlachetniało, a dynamika, zwłaszcza w skali mikro, nabrała rumieńców. Choć góra pasma nie złagodniała, to stała się bardziej finezyjna i precyzyjna. Gdybym miał wskazać tylko jeden aspekt dźwięku, w którym po wpięciu zasilacza Teddy’ego Pardo nastąpiła odczuwalna poprawa, to byłaby to właśnie precyzja. Tło muzycznych zdarzeń nie stało się co prawda „molekularne”, ale nie było już tak „zaśmiecone”. – wniknięcie w muzyczną tkankę, śledzenie szczegółów stało się zdecydowanie łatwiejsze, nie wymagało wytężonej uwagi, wyławiania czy nasłuchiwania. Doskonalsze stało się także ogniskowanie źródeł pozornych. Tak naprawdę skalę zmian dało się odczuć dopiero po powrocie do zasilacza podstawowego – scena uległa
wyraźnemu spłyceniu, nie wychodziła już tak ochoczo przed kolumny, a barwy nieco spłowiały.
Tak wygląda jedna „ścieżka poprawy”, której cena w kontekście zmian wprowadzonych do brzmienia wydaje się całkiem przystępna –. zasilacz Teddy’ego kosztuje bowiem 270 euro. Do pełni szczęścia w tej konfiguracji zabrakło mi jedynie nasycenia i zagęszczenia brzmienia w taki sposób, by zyskało należyte dociążenie i naturalną ciepłotę, by stało się trochę głębsze, bardziej emocjonalne czy też muzykalne. Dlatego warto rozważyć drugą możliwość: wykorzystać koaksjalne wyjście Pro-Jecta i potraktować streamer jako funkcjonalny (bo oferujący możliwość odczytu plików 24/192 w trybie gapless!) cyfrowy napęd, współpracujący z DAC-iem wyposażonym w wejście RCA dla sygnału SPDiF. Podczas testu nie dysponowałem niestety przetwornikiem zdolnym obsługiwać sygnał hi-res, wykorzystałem więc ten, z którego korzystam dość często podczas odsłuchu płyt CD – Audionemesis DC-1 Up-grade II (jest on w stanie przyjąć sygnał maks. 24-bit/96kHz, aczkolwiek na wyjściu analogowym daje już tylko 16/44,1). Różnica w stosunku do „konfiguracji
fabrycznej” była więcej niż czytelna: brzmienie nabrało znanych mi, charakterystycznych dla włoskiego „daka” cech, co dowodzi, że wyjście cyfrowe Stream Boxa nie jest tylko ozdobą, a starannie przemyślanym i opracowanym rozwiązaniem. Użytkownicy wysokiej klasy zewnętrznych przetworników cyfrowo-analogowych z elektrycznym wejściem cyfrowym obsługującym sygnał 24/192 mają ułatwione zadanie – jeśli niechętnie korzystają np. z komputera i rozglądają się za przystępnym cenowo transportem z obsługą trybu gapless, bezproblemowo współpracującym z dyskiem sieciowym, koniecznie powinni zainteresować się austriackim streamerem.
Podsumowanie
Pro-Ject stworzył urządzenie, które można potraktować albo jako rozwiązanie kompletne, oferujące całkiem przyzwoite brzmienie, albo jako punkt wyjścia umożliwiający stopniową poprawę dźwięku –. przez zakup lepszego zasilacza/przetwornika cyfrowo-analogowego. Osobiście polecam tę ostatnią opcję, choć i tak uważam, że w każdym wypadku użytkownicy Stream Boxa będą usatysfakcjonowani. DS bez jakiegokolwiek upgrade’u bądź z zasilaczem Teddy’ego Pardo sprawdzi się przede wszystkim z elektroniką o brzmieniu pełnym, nasyconym i organicznym – dobrym wyborem powinny okazać się wzmacniacze takich marek, jak Musical Fidelity, Xindak, Music Hall czy Rotel. Osoby ceniące sobie jednolity design powinny zwrócić uwagę na stosunkowo ciepły i łagodny wzmacniacz dzielony Pro-Jecta, czyli Pre Box/Amp Box. W bardzo rozdzielczych systemach brzmienie może być przesadnie detaliczne.
PLUSY:
- Obsługa plików 24/192 i tryb gapless.
- Poprawne pod każdym względem, łatwe do podrasowania brzmienie.
- Dobra implementacja wyjścia cyfrowego.
MINUSY: - Z firmowym zasilaczem brzmienie niezbyt muzykalne, zastosowanie lepszego poprawia jakość dźwięku.
OGÓŁEM:
Dla każdego coś miłego: można albo poprzestać na rozwiązaniu firmowym, albo poprawić brzmienie dedykowanym zasilaczem/DAC-iem.
Ocena: 8/10
Pro-Ject Stream Box DS - sieciowy odtwarzacz audio
Waga: 2,6 kg
Wymiary: 206x72x19. mm
Najważniejsze cechy:
- Odtwarzane formaty: MP3, FLAC (24bit/192kHz), WMA, AAC, LPCM (24bit/192kHz), Ogg Vorbis 1.0
- Funkcja gapless dla wszystkich odtwarzanych formatów
- Ethernet (RJ45; 10/100 Mbit/s) i WLAN (IEEE 802.11 b/g)
- Przetwornik cyfrowo-analogowy Cirrus Logic CS4344 24-bit/192kHz
- Wyjścia: liniowe RCA i koaksjalne cyfrowe
- Wejścia: 2xUSB (dla pamięci flash, dysków twardych oraz urządzeń firmy Apple)
- Radio internetowe z automatycznym wykrywaniem lokalnych stacji
- 3,5-calowy kolorowy wyświetlacz
- Sterowanie za pomocą pilota
Cena: 3.29. zł
_ Marcin Gałuszka _