Prezes European Space Foundation: Misja SpaceX i NASA to prawdziwy początek turystyki kosmicznej [WYWIAD]
Misja Crew Dragon powiodła się i zapisała w historii – po raz pierwszy prywatna rakieta wyniosła ludzi na orbitę. – Jeśli kiedyś chcemy pomarzyć o polskim SpaceX, to zmienić się musi postrzeganie branży kosmicznej w naszym kraju – mówi Łukasz Wilczyński, prezes European Space Foundation.
Mateusz Czerniak, WP Tech: Czy są rzeczywiście powody, żeby o tej misji mówić tak wiele i tak głośno?
Łukasz Wilczyński, prezes European Space Foundation: Ten start to następny krok milowy w kontekście komercjalizacji sektora kosmicznego. Do tej pory zatrzymywała się ona na etapie lotów transportowych, czyli np. wynoszenia instrumentów kosmicznych na orbitę.
Loty załogowe to zupełnie inna sprawa. W tym przypadku ryzyko jest dużo większe, bo w grę wchodzi utrata ludzkiego życia. Tego rodzaju tragiczne wydarzenia skutkują zatrzymaniem programów kosmicznych na wiele miesięcy, ponieważ wymagają odpowiedniego dochodzenia. Tak brutalnie mówiąc, dla prywatnej firmy to także załamanie jej mozolnie budowanego przez lata wizerunku.
A jednak mamy przełom.
Tak, po raz pierwszy firma prywatna wyniosła astronautów na stację kosmiczną. To zresztą jest realizacja planu NASA sprzed wielu lat. Od dawna agencja chciała oddać pole do działania na orbicie ziemskiej sektorowi prywatnemu, ponieważ sama ma zamiar skupić na deep space'ie, czyli dalszych regionach kosmosu. Dzięki temu ruchowi nareszcie obserwujemy coś, co można nazwać początkiem turystyki kosmicznej.
A taki początek nie wydarzył się już dawno temu?
Rzeczywiście można sobie zapłacić 100 mln dolarów i kupić lot dogadując się z rządowymi podmiotami, takimi jak agencje kosmiczne, ale trudno coś takiego nazywać prawdziwą turystyką kosmiczną.
Dopiero teraz w przypadku SpaceX widzimy pewien przełom. Firma Elona Muska produkując i rozwijając rakiety Falcon oraz kapsuły Dragon na zamówienie NASA, znacznie zoptymalizowała koszty wynoszenia obiektów na orbitę. Dla zobrazowania tego – stworzenie kapsuły Dragon kosztowało mniej niż 10 proc. nakładów na realizowaną dla NASA kapsułę Orion.
Jak już wspomniałem, SpaceX do tej pory zajmował się wynoszeniem zaopatrzenia. W pewnym momencie firma udostępniła opcję skorzystania ze swoich Falconów jako zwykłą komercyjną usługę, tak, żeby zainteresowane podmioty mogły wykupić, np. wyniesienie swojego satelity na orbitę.
Wspólna misja załogowa NASA i SpaceX sugeruje, że za jakiś czas tak samo będzie z wynoszeniem osób na stację kosmiczną. Ale to też oczywiście zależy od innych czynników, np. planowanej prywatyzacji Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
No dobrze, a jak udaje się firmie Muska tak znacząco zmniejszyć koszty w stosunku do działań NASA?
Myślę, że pierwsza rzecz to skrócenie łańcucha dostaw, a druga… SpaceX po prostu pokazał, jakie są realne koszty wynoszenia na orbitę. Budżety NASA były od zawsze mocno przeszacowane, agencja nie potrafiła przejść do cen wolnorynkowych.
Dzięki coraz większej konkurencji koszty będą maleć jeszcze bardziej. No bo jeśli wcześniej podróż na orbitę kosztowała 100 mln dolarów, to powiedzmy tak teoretycznie, że ta cena zmniejsza się stokrotnie. Milion dolarów za taki lot jest w stanie zapłacić znacznie więcej ludzi na świecie. Także znacznie więcej firm jest np. w stanie zrobić jakąś kampanię reklamową, której elementem będzie konkurs z główną nagrodą w postaci podróży kosmicznej. Dostępność czegoś zdawałoby się tak odległego, znacznie się zwiększy.
Milion dolarów to dla większości ludzi, nawet z tej bogatej części świata, jest… kosmos.
Oczywiście, ale kiedyś latanie samolotami było też czymś dostępnym tylko dla elit. Klasa robotnicza nie latała samolotami. Teraz możemy kupić bilety lotnicze za kilkadziesiąt złotych. Z lotami kosmicznymi będzie tak samo.
Ale czy to jest rozrywka, którą powinniśmy się zajmować w czasach zmian klimatu i drastycznej potrzeby ograniczenia emisji gazów cieplarnianych? Coraz mniej ze względu na to latamy samolotami, dlaczego więc mamy więcej latać w kosmos?
Pamiętajmy, że to dzięki dynamicznemu rozwojowi sektora kosmicznego, mamy tę wiedzę o zmianach klimatycznych. I to z sektora kosmicznego płyną do nas takie innowacje, jak panele fotowoltaiczne, systemy hydroponiczne, systemy odzyskiwania wody, jeszcze bardziej energooszczędne technologie.
Im więcej włożymy w sektor kosmiczny, tym szybciej jesteśmy w stanie poprawić nasze życie na Ziemi. Tu nie mam żadnych wątpliwości. Nawet jeśli mówimy o – ktoś może tak to właśnie nazwać – fanaberii, jaką będzie turystyka kosmiczna. Ale na jej potrzeby zostanie przygotowanych wiele innowacyjnych rozwiązań, z których skorzystamy wszyscy.
Czyli ta turystyka przyniesie nam coś więcej niż rozrywkę?
Jak najbardziej. Przy takich lotach pracuje cały łańcuch kontrahentów i podwykonawców, zatrudniających tysiące ludzi i opracowujących technologię dla sektora kosmicznego.
Spójrzmy np. na skafandry przygotowane do sobotniej misji. One być może wyglądają prosto, ale są naszpikowane czujnikami, mierzącymi różne parametry życiowe. Tego typu technologie, jak już pokazała historia, będą później trafiać do codziennego użytku. A ich transfer jest coraz szybszy. Komercjalizacja lotów będzie po prostu sprzyjała komercjalizacji nowych technologii. Weźmy dla przykładu wcześniej wspomniane panele fotowoltaiczne. Teraz widuje się je w każdej wsi, a zostały stworzone do zasilania satelitów.
Z innej beczki – czy sukces SpaceX to naprawdę sukces sektora prywatnego, czy jednak napędziły tę firmę pieniądze publiczne?
SpaceX skorzystał z tego, że NASA otworzyła się na dostawców innych niż wielkie firmy lotnicze lub związane z przemysłem zbrojeniowym, takie jak Boeing czy Lockheed Martin. Dzięki temu rzeczywiście firma Muska mogła skorzystać na zamówieniach publicznych. Ale jej późniejszy sukces ma źródło w innowacyjności.
Weźmy dla przykładu rakiety "wielokrotnego użytku" SpaceX. Nikt wcześniej nie chciał tego robić, ponieważ firmom płaciło się za każdą wyprodukowaną rakietę. Musk zrealizowaniem tego pomysłu trochę postawił resztę rynku pod ścianą.
Podobnie zresztą było z Teslą. Wcześniej samochody elektryczne były tylko "fanaberią dla bogatych".
A co Polska musiałaby zrobić, żeby na naszym gruncie wyrósł własny SpaceX?
Już teraz mamy szereg mniejszych fantastycznych firm, takich jak np. SENER Polska, GMV Innovating Solutions, czy Centrum Badań Kosmicznych PAN, które dostarczają komponenty. Jednak żebyśmy mogli w ogóle pomarzyć o byciu tzw. prime contractorem, czyli firmą, która jest w pierwszej kolejności wybierana do danego projektu kosmicznego, to musielibyśmy przede wszystkim zwiększyć publiczne nakłady na ten przemysł. Bez publicznych inwestycji po prostu nie da się rozwinąć takich firm.
Także dzięki publicznym inwestycjom to sektor publiczny może być pierwszym odbiorcą nowych technologii i może zarabiać na ich komercjalizacji. Im więcej sektor publiczny włoży w branżę kosmiczną, tym więcej potem będzie mógł wyjąć i wrzucić do budżetu.
Tylko tutaj potrzebne jest zwiększenie się świadomości społeczeństwa. Dzisiaj słowo "kosmos" w języku polskim brzmi, jak np. słowo "abstrakcja", czyli oznacza coś dziwacznego. Dlatego ja zawsze mówię "sektor kosmiczny". Czas, żebyśmy zrozumieli, że to nie abstrakcja, tylko najszybciej rozwijająca się branża na świecie. Czas, aby Polska zajęła wreszcie właściwą pozycję na tym rynku. Bo stać nas na to zarówno od strony finansowej, jak i zasobów intelektualnych i technologicznych.