Pożar hali w Gdańsku. Strażak radzi, jak powinni się zachować okoliczni mieszkańcy

Na Przeróbce w Gdańsku płonie hala, w której znajduje się m.in. 1500 rowerów MEVO - w tym rowery elektryczne - i akumulatory. Strażak w rozmowie z WP Tech wyjaśnił, jak powinni się zachować okoliczni mieszkańcy i jak należy gasić urządzenia elektryczne.

Pożar hali na terenie dawnego przedsiębiorstwa Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego przy ul. Siennickiej w Gdańsku.
Pożar hali na terenie dawnego przedsiębiorstwa Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego przy ul. Siennickiej w Gdańsku.
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Adam Warżawa
Amanda Grzmiel

W Gdańsku na Przeróbce, w okolicach Westerplatte, doszło do ogromnego pożaru dawnej hali Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego. Pożar wybuchł 5 lutego po godzinie 13, zajmując część zakładów przy ulicy Siennickiej. W trwającej nadal akcji gaśniczej bierze udział 45 zastępów straży pożarnej oraz 150 strażaków.

Ogień trudno jest ugasić, dochodzi do wybuchów, bo w jednym z pomieszczeń płoną rowery operatora rowerów miejskich MEVO z akumulatorami i napędami elektrycznymi. Wewnątrz znajdowało się około 1500 jednośladów MEVO, w tym ponad 1300 z napędem elektrycznym, 162 standardowe modele oraz 1000 akumulatorów. Pożar uszkodził dach hali, którego fragment się zawalił. Ewakuowano ok. 60 osób z pobliskich budynków.

"Warto zamknąć okna i nie zbliżać się do pożaru"

O tym, co grozi mieszkańcom Gdańska i jak zachować się w sytuacji, gdy zapali się urządzenie z baterią litowo-jonową, pytamy strażaka, st. bryg. mgr inż. Karola Kierzkowskiego, rzecznika Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Mieszkańcy otrzymali już alert RCB o treści: "Uwaga. Pożar hali w dzielnicy Gdańsk Przeróbka. Dym może być toksyczny. Zamknij okna. Nie zbliżaj się do miejsca pożaru w promieniu 1 km". Czy jest jakieś zagrożenie?

- Powietrze cały czas monitorują strażacy w obrębie tej strefy zakładu. Dym idzie do góry i jeżeli się nie przemieszcza bezpośrednio na budynki obok, to nie jest aż tak toksyczny dla mieszkańców. Tylko strażacy będący bezpośrednio w sąsiedztwie pożaru są najbardziej narażeni, a im dalej - a mówimy tutaj o odległościach, powyżej 500 metrów - to ryzyko jest małe, ale nie znaczy, że nie ma go w ogóle. Czyli warto wtedy zamknąć okna i po prostu nie zbliżać się do pożaru, póki to zagrożenie nie ustanie – mówi WP Tech st. bryg. mgr inż. Karol Kierzkowski.

Jak wyjaśnia, pojawiające się wybuchy podczas tego pożaru to zapewne palące się w środku akumulatory. - W środku akumulatorów wzrasta ciśnienie, nagrzewa się wszystko i wytwarzają się różne toksyczne gazy. Obudowy tego nie wytrzymują, rozszczelniają się, wydobywa się na nowo chmura gazu, który jest palny i wtedy może dochodzić do różnego rodzaju trzasków i charakterystycznych wybuchów. Mogą tam być też jeszcze inne materiały, jak dezodoranty, jakieś butle pod ciśnieniem, co może spowodować kolejne wybuchy - dodaje st. bryg. Kierzkowski.

Jak postępować w przypadku pożaru urządzeń elektrycznych?

- Najlepiej wszelkie płonące hulajnogi, rowery elektryczne czy nawet telefony, laptopy, czyli wszystkie urządzenia, które mają w sobie baterie litowo-jonowe, gasić większą gaśnicą, najlepiej pianową. Trzeba zachować odpowiednią odległość bezpieczeństwa. Warto mieć jakąkolwiek gaśnicę w domu. Samochodu elektrycznego nie ugasimy samą gaśnicą, ale już te najpowszechniejsze hulajnogi czy rowery elektryczne tak. Jeżeli coś się zacznie tlić, dziać, to trzeba to chłodzić - zaleca ekspert.

- Baterie litowo-jonowe chłodzimy wodą - w przypadku oznak, że bateria jest coraz cieplejsza, nagrzewa się to po prostu trzeba ją chłodzić, obserwować, czy ta temperatura nie wzrasta. Przy wzroście zachodzą pewne reakcje chemiczne, które powodują, że im robi się coraz cieplejsza to wydzielają się gazy. Jeśli obudowa zacznie pękać i gazy wydostaną się na zewnątrz, a one są palne, toksyczne i wybuchowe, to jest to najgorsza opcja - mówi strażak.

"Warto mieć gaśnicę, bo szklanką wody tego nie ugasimy"

Ekspert wyjaśnia też, że w przypadku rowerów elektrycznych, hulajnóg, telefonów wystarczy upadek, mocne uderzenie, uszkodzenie mechaniczne i to już może sprawić, że baterie mogą się po prostu nagrzewać.

- Mogą się też nagrzewać z przeładowania czy ładowania nieodpowiednim prądem. I to są takie takie trzy rzeczy, które mogą wpłynąć na bezpieczeństwo. Po prostu trzeba być świadomym, że jeżeli mamy urządzenia elektryczne, to warto mieć gaśnicę lub coś pod ręką, co nam pomoże, bo szklanką wody tego nie ugasimy - przekonuje Kierzkowski.

Co będzie najlepsze do ugaszenia pożaru wywołanego przez baterie litowo-jonowe?

- Najlepsza byłaby gaśnica pianowa, bo proszkowa nie ochłodzi tego w wystarczającym stopniu. Jest też jeszcze lepsza opcja - są takie dedykowane koce gaśnicze do urządzeń elektrycznych czy też generalnie koc gaśniczy. Myślę, że taki zwykły koc gaśniczy, taki jaki jest dostępny na stacjach benzynowych czy w sklepach, już by wystarczył, by ograniczyć chociażby rozprzestrzenianie się pożaru, a na pewno tych gazów, które się wydobywają. To podstawa do zabezpieczenia mieszkania, klatki schodowej czy garażu. Znacznie ograniczyłoby to straty i rozwój pożaru. Tak to wygląda z naszej perspektywy strażackiej - mówi st. bryg. mgr inż. Karol Kierzkowski.

Amanda Grzmiel, dziennikarka Wirtualnej Polski

wiadomościnaukapożar

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)