Porazisz prądem niewinnego człowieka? Eksperyment Milgrama nie pozostawia złudzeń

Jak to możliwe, że przeciętni ludzie zmieniają się w żądne krwi potwory? Przeprowadzony przed laty eksperyment wskazał możliwą odpowiedź. Choć z czasem zaczął być mocno krytykowany, płynące z niego wnioski nie napawają optymizmem.

Stanfordzki eksperyment więzienny
Stanfordzki eksperyment więzienny
Łukasz Michalik

Siedzący na krześle człowiek wierci się niepewnie. Widać, że nie czuje się komfortowo i przypuszcza, że już za moment spotka go coś nieprzyjemnego. Ma rację – siedzący za szybą eksperymentator nie zamierza odpuszczać.

Zgodnie ze scenariuszem karze uczestnika eksperymentu elektrowstrząsami. I choć wie, że granica ogromnego bólu została już dawno przekroczona, a każdy kolejny wstrząs może być śmiertelny, brnie dalej w swoją rolę. Robi, co mu każą.

Jednym z pytań, jakie zadawał sobie świat po drugiej wojnie światowej, było to, dotyczące postępowania "zwykłych Niemców". Jak to możliwe, że wielu empatycznych i skądinąd przyzwoitych ludzi, było zdolnych do dokonania mrożących krew w żyłach okrucieństw? 

Stanfordzki eksperyment więzienny

Nowe spojrzenie na ciemniejszą stronę ludzkiej natury przyniosło kilka eksperymentów. Prawdopodobnie najsłynniejszym z nich jest tzw. stanfordzki eksperyment więzienny. Przeprowadzony w 1971 roku z inicjatywy i pod nadzorem Philipa Zimbardo zakładał losowe podzielenie przypadkowych osób na strażników i więźniów.

Jego rezultaty i wyciągnięte wnioski były porażające. "Strażnicy" i "więźniowie" szybko weszli w swoje role, a grupa dysponująca władzą zaczęła jej w okrutny sposób nadużywać. Eksperyment ze względu na eskalację przemocy wyrwał się spod kontroli i musiał zostać zakończony.

Po latach eksperyment stanfordzki doczekał się bardzo mocnej krytyki. Pojawiły się także zarzuty, dotyczące ingerencji organizatorów w jego przebieg i zachęcania "strażników" do większej brutalności. Ostatnie lata przyniosły wysyp krytycznych ocen eksperymentu i prób podważenia płynących niego wniosków.

Kadr z filmu fabularnego "Das Experiment", opartego na eksperymencie stanfordzkim
Kadr z filmu fabularnego "Das Experiment", opartego na eksperymencie stanfordzkim

Krytyka i próba obrony Philipa Zimbardo

Próbę analizy tego stanu rzeczy podjął m.in. Kamil Izydorczak, psycholog z SWPS, który doszedł do ciekawych wniosków. Lawina krytyki, jaka w ciągu ostatnich kilku lat spadła na eksperyment stanfordzki to w zasadzie komentarze i nawiązania do jednego, niepozbawionego błędów artykułu Bena Bluma, "The lifespan of a lie", który faktycznie analizował i podważał metody i wnioski Zimbardo. Jak stwierdza Kamil Izydorczak:

"Ilość błędów popełnionych w badaniu Zimbardo nie powinna skłaniać nas do przymykania oka na jakość krytyki a ocena samego eksperymentu i jego oryginalnych wniosków to nie to samo, co ocena uproszczonych interpretacji z popularnego obiegu. Eksperyment stanfordzki to bardziej dydaktyczna opowieść a nawet przypowieść – ma nas zszokować i przestrzegać. Ma to o tyle sens, o ile wnioski płynące z SPE zostałyby udowodnione gdzie indziej."

W tej kwestii szokujące niekiedy doniesienia wydają się potwierdzać wnioski Zimbardo. Wystarczy wspomnieć choćby słynny skandal z torturowaniem więźniów, do którego dochodziło w kontrolowanym przez Amerykanów więzieniu Abu Ghurajb.

Kadr z filmu dokumentującego tortury w więzieniu Abu Ghurajb
Kadr z filmu dokumentującego tortury w więzieniu Abu Ghurajb

Nazizm nasz powszedni

Innym doświadczeniem, które bezpośrednio odwoływało się do fundamentów nazizmu, był eksperyment o nazwie "Trzecia Fala". Przeprowadzony przez Rona Jonesa, nauczyciela historii z Palo Alto, polegał na stopniowym wprowadzaniu wśród uczniów absurdalnych zasad, budowaniu poczucia przynależności do grupy, a także na rozbijaniu osobistych relacji pomiędzy jej członkami.

Wystarczyło kilka dni, by wśród rówieśników pojawiła się segregacja, prześladowanie osób łamiących narzucone zasady, a także grupa uzurpująca prawo do stosowania przemocy.

Eksperyment zakończono po zaledwie pięciu dniach. Tyle wystarczyło by pokazać, jak w demokratycznym społeczeństwie można zaszczepić idee, charakterystyczne dla ustroju totalitarnego.

Kadr z filmu "Lesson plan", opartego na motywach z eksperymentu "Trzecia Fala"
Kadr z filmu "Lesson plan", opartego na motywach z eksperymentu "Trzecia Fala"

Prądem w ucznia, czyli eksperyment Milgrama

Odmienny eksperyment przeprowadził w 1964 roku psycholog Stanley Milgram. W zainscenizowanych przez niego okolicznościach badani ludzie mieli sprawdzać zdolność zapamiętywania u drugiego uczestnika eksperymentu (w tej roli występował pomocnik Milgrama), w przypadku błędu "karząc" go coraz silniejszymi impulsami elektrycznymi.

W rzeczywistości "karany" odgrywał ból, bo żaden impuls nie następował. Pod wpływem autorytetu osoby nadzorującej badanie, uczestnicy byli jednak gotowi do aplikowania coraz silniejszych kar, łącznie z takimi, które mogły zagrażać życiu.

Z czasem eksperyment został poddany mocnej krytyce. Dotyczyła ona przede wszystkim pomijanych przez Milgrama faktów, dotyczących oporu badanych przed zadawaniem cierpienia i nacisków, jakim byli poddawani ze strony eksperymentatorów.

Kadr z filmu dokumentującego eksperyment Milgrama
Kadr z filmu dokumentującego eksperyment Milgrama

Również i w tym przypadku pojawiła się fala krytycznych artykułów, podważających metodologię, wyniki i wnioski płynące z eksperymentu. Problem polega na tym, że w kolejnych latach wielokrotnie go powtarzano, często ulepszając czy nieco modyfikując metody badawcze.

Wyniki – w ogólnym zarysie – były podobne: jesteśmy podatni na wpływ autorytetów do tego stopnia, że potrafimy krzywdzić innych tylko dlatego, że każe nam to robić ktoś, kogo z jakiegoś powodów darzymy zaufaniem lub przed kim czujemy respekt.

Polacy też rażą prądem

W 2017 roku zweryfikowali to badacze z wrocławskiego wydziału Uniwersytetu SWPS, którzy zauważyli, że eksperyment Milgrama nigdy nie był odtwarzany w Europie Środkowej. Doświadczenie prowadzone pod kierunkiem psychologa, Tomasza Grzyba, potwierdziło wcześniejsze wnioski.

Przebieg eksperymentu był nieco odmienny, a nauczyciele mieli do dyspozycji tylko 10 przycisków, odpowiadających coraz silniejszym "kopnięciom" prądem. Aż 90 proc. badanych zgodziło się nacisnąć ten dziesiąty, odpowiedzialny w ich mniemaniu za najsilniejszy szok elektryczny. Co ciekawe – i podkreślane przez badaczy – poziom empatii nie wpływał na podejmowane decyzje.

Wnioski z eksperymentu, opublikowane w książce "Posłuszni do bólu", wydają się wyjątkowo pesymistyczne. Łatwo skłonić nas do okrutnych zachowań i krzywdzenia innych ludzi. Nawet, gdy nie chcemy robić tego sami, wystarczy, że ktoś nam każe.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (18)