Polski test na koronawirusa coraz bliżej produkcji

Naukowcy z Instytutu Chemii Bioorganicznej Polskiej Akademii Nauk opracowali w pełni polski test na koronawirusa. Jego seryjna produkcja jest już coraz bliżej. Naukowcy nie spoczywają na laurach i szykują kolejne testy. Wszystko w ramach wolontariatu.

Polski test na koronawirusa coraz bliżej produkcji
Bolesław Breczko

23.04.2020 | aktual.: 23.04.2020 14:06

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Polski test na koronawirusa z Poznania", czyli opracowany przez naukowców z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN test, badający obecność DNA wirusa SARS-CoV-2. Projekt stał się "sławny", gdy zatweetował o nim były minister nauki i szkolnictwa wyższego, Jarosław Gowin.

Po prawie dwóch tygodniach od tweeta Jarosława Gowina produkcja testu nadal nie ruszyła, prace nad jej uruchomieniem wciąż trwają. Nie można jednak zarzucać pracownikom Instytutu z Poznania, że nie dają z siebie absolutnie wszystkiego, aby polski test jak najszybciej trafił do szpitali.

- Wszyscy pracujemy od początku na zasadzie wolontariatu - mówił podczas konferencji prasowej prof. dr hab. Marek Ryglewicz. - Łącznie jest to kilkadziesiąt osób, które pracują zarówno nad samym testem, jak i nad badaniami dostarczanych nam próbek. Zdarzały się sytuacje, w których nasi pracownicy w środku nocy jechali do szpitala, aby dostarczyć wyniki, bo od tego zależało czyjeś zdrowie.

Polski test na koronawirusa

Poznańscy naukowcy skupili się na opracowaniu i rozwoju testu o nazwie RT PCR. Ten test sprawdza, czy w badanym materiale biologicznym znajdują się fragmentu kodu genetycznego koronawirusa SARS-CoV-2. Polski test RT PCR cechuje się bardzo wysoką dokładnością (nawet wyższą niż porównywany z nim test brytyjski) i może wykryć nawet bardzo małe ilość wirusa. Jednocześnie naukowcy pracują nad udoskonaleniem swojego testu i przygotowują się do zareagowania, jeśli koronawirus zacznie mutować - co ich zdaniem jest prawdopodobne.

- Zaczynając prace nad testem, wzięliśmy pod uwagę włoski wariant epidemii, czyli bardzo szybkie i gwałtowne rozprzestrzenianie się choroby - mówi dyrektor Instytutu. - Zdecydowaliśmy się na test, który nie tylko będzie bardzo dokładny, ale też sprawdzi, czy materiał biologiczny do badania został pobrany poprawnie. Wiemy, że we włoskim wariancie pobieranie materiału od potencjalnych zakażonych może być przeprowadzane przez osoby niedoświadczone lub zestresowane. Chcieliśmy stworzyć jak najskuteczniejszy test i to się nam udało.

Test genetyczny kontra serologiczny

Polski test jest dokładny, ale nie jest niestety szybki. Trwa około 6 godzin. To zdecydowanie dłużej niż "szybkie testy" wykrywające przeciwciała. Jednak te drugie są opatrzone dużym marginesem błędu i dają pozytywny wynik dopiero kilka dni po zakażeniu, gdy organizm zdąży wytworzyć przeciwciała. Test z Poznania wykrywa wirusa prawie natychmiast po infekcji.

- Okazuje się, że nasza wiedza zdobywana przez lata jest przydatna w praktyce – mówi dyrektor prof. dr hab. Marek Ryglewicz. – Dzięki doświadczeniu, jakie teraz zdobywamy, zbadamy przebieg rozwoju epidemii w Polsce. Będziemy mogli zobaczyć, skąd wirus trafił do Polski i jak się rozprzestrzeniał. To pozwoli przygotować naszą ochronę zdrowia na ewentualną kolejną epidemię.

Naukowcy z powołania

Według słów dyrektora Instytutu pracownicy są tam głównie "dla idei". Sam Instytut też póki co nie zarabia i nie wiadomo, czy będzie miał dochody dzięki swoim osiągnięciom. W tym momencie potrzebuje środków na opłacenie zewnętrznych, polskich firm, które są w stanie wyprodukować testy w ilościach przemysłowych.

Środki na pierwsze partie (100 tys. testów) otrzymał m.in. od marszałka województwa wielkopolskiego i Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ewentualne zarobki będą możliwe, gdy Instytut sprzeda licencję na swój test. Jest to możliwe, bo według słów dr Ryglewicza, już pojawiły się takie oferty m.in. z Norwegii, Niemiec a nawet z RPA.

Komentarze (300)