Polska w kosmosie. Prezes POLSA: "Ten tygrys już skoczył"
30.06.2024 13:21, aktual.: 30.06.2024 14:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Polska Agencja Kosmiczna (POLSA) we wrześniu będzie obchodziła 10-lecie swojego istnienia. Ostatnia dekada była czasem sporych zmian w podejściu do podboju kosmosu, tworzenia technologii kosmicznych, czy zwiększania naszej obecności w najważniejszych misjach kosmicznych. - Kilka lat temu porównywałem polski sektor kosmiczny do przyczajonego do skoku tygrysa. Wtedy jeszcze się podśmiewano z tej analogii, ale dziś ten tygrys już skoczył - mówi w rozmowie z WP Tech prezes POLSA prof. Grzegorz Wrochna. Wyjaśnia też, czy Polska ma szansę na własnego Elona Muska i czy mamy ambicje na podbój Księżyca lub Marsa.
Karolina Modzelewska, WP Tech: Panie profesorze, po co nam POLSA? Po co nam kosmos?
Prof. Grzegorz Wroncha, prezes POLSA: Możemy tego nie dostrzegać, ale dzisiaj technologie kosmiczne wykorzystujemy w bardzo wielu dziedzinach gospodarki, życia społecznego, nawet naszego życia codziennego. Od nawigacji zaczynając, przez precyzyjne pomiary czasu, synchronizację systemów energetycznych, łączność satelitarną potrzebną np. podczas oglądania meczów piłkarskich, aż po obrazowanie Ziemi. Nie można też zapominać o kwestiach bezpieczeństwa krajowego czy regionalnego.
Mowa tutaj nie tylko o działaniach na wypadek wojny, ale też zmianach klimatu czy zarządzaniu kryzysowym na wypadek powodzi, czy pożarów. Dla przykładu ponad 80 proc. danych na temat klimatu pochodzi z pomiarów satelitarnych. Podobnie jest w przypadku pogody. Tu blisko 50 proc. danych pochodzi z satelitów. Trudno więc wyobrazić sobie nasze codzienne funkcjonowanie bez obecności w przestrzeni kosmicznej, nawet w postaci satelitów, nie wspominając już o bardziej zaawansowanych działaniach.
Zmiany w naszym podejściu do kosmosu wynikają z chęci "wyleczenia się" z dawnego uzależnienia od ZSRR, a później USA w tej kwestii? Chęci osiągnięcia niezależności?
Zmiany wynikają z tego, że kiedyś technologie kosmiczne rozwijane były ze względów obronnych, szpiegowskich, obserwacyjnych, ale też głównie ze względów badawczych, chęci postawienia nogi na Księżycu, czy wysłania człowieka na orbitę i zbadania innych planet. Dzisiaj ten wątek jest nadal kontynuowany i przynosi korzyści, ale warunki, jakie stawia kosmos, wymuszają rozwój technologii, które potem znajdują zastosowanie w naszym życiu codziennym. Pamiętajmy, że to dzięki programowi Apollo mamy zegarki elektroniczne i fotografię cyfrową, a takie przykłady można mnożyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzisiaj jednak większą rolę odgrywa wykorzystanie kosmosu do celów użytkowych. Satelity na orbicie to jest taka sama infrastruktura, tak samo potrzebna do funkcjonowania nowoczesnego kraju, jak autostrady, lotniska czy światłowody do internetu. Tu nawet nie chodzi o to, żeby być niezależnym, ale o to, żeby mieć dostęp do danych, żeby mieć informacje z kosmosu o tym, jak wygląda nasz kraj, co tutaj się dzieje, żeby mieć konkretne usługi, konkretne produkty. Lubię porównywać obecny stan rozwoju technologii kosmicznych ze stanem rozwoju internetu w latach 90.
Jeszcze przed latami 90. wydawało się, że komputery, internet to jest coś ograniczonego wyłącznie do zastosowań wojskowych i naukowych. Nie wyobrażaliśmy sobie, że będziemy w kieszeni nosili komputer o mocy obliczeniowej znacznie większej niż ten, który statek Apollo miał na swoim pokładzie. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Tak samo dzieje się z technologiami kosmicznymi. Za parę lat będą dosłownie wszędzie.
Technologie kosmiczne będą wszędzie - czy to nie jest też zwiastun metaforycznych "gwiezdnych wojen"? Przeniesienia walki o wpływy i zasięgi również w kosmos?
Na szczęście "gwiezdne wojny" jeszcze się nie toczą, ale rzeczywiście, wszyscy dostrzegają takie zagrożenie. Skoro wykorzystujemy satelity do rozmaitych działań, zarówno pokojowych, jak i obronnych, to zniszczenie takiego systemu satelitarnego stanowi bardzo poważne niebezpieczeństwo. Zwłaszcza że np. system GPS składa się tylko z kilkudziesięciu satelitów, które stosunkowo łatwo wyeliminować. Dlatego też coraz więcej uwagi poświęca się obronie kosmicznej infrastruktury.
A co Polska robi w tym zakresie?
Polska odgrywa tu znaczącą rolę dlatego, że POLSA zbudowała systemy teleskopów na pięciu kontynentach, które śledzą, co się dzieje na orbicie i ostrzegają przed możliwymi wypadkami. W tym celu wykorzystujemy nie tylko swoje teleskopy, ale też teleskopy firm komercyjnych i ośrodków naukowych. Co istotne, Polska do EU Space Surveillance and Tracking (EU SST), instytucji zajmującej się monitorowaniem potencjalnych zagrożeń dla infrastruktury kosmicznej, wysyła najwięcej danych ze wszystkich państw Europy.
Często mówi się, że zniszczenie satelitów jest bronią obusieczną. Tu nie będzie wygranych.
Na krótko przed inwazją na Ukrainę Rosja wykonała demonstrację siły i rozbiła na orbicie własnego satelitę. Było to działanie bardzo brutalne, spowodowało, że w przestrzeni kosmicznej znalazło się tysiące szczątków rozbitego satelity, które według Francuskiej Agencji Kosmicznej o ponad 5 proc. zwiększyły ryzyko zderzenia z obiektem kosmicznym na orbicie. Może nam się wydawać, że taki odłamek o wielkość 1 cm nie jest taki groźny, ale pamiętajmy, że na orbicie porusza się z prędkością znacznie większą od kuli karabinowej.
Chińczycy również wykonali taką demonstrację siły tylko, że w sposób bardziej elegancki. Jeden z ich satelitów złapał mniejszego i wyniósł go na zupełnie inną orbitę, gdzie tamten był już bezużyteczny. W ten sposób pokazali, że też mają takie możliwości ofensywne. W związku z tym coraz ważniejsze stają się działania defensywne i przygotowanie do tego, żeby do czegoś takiego nie dopuścić.
Czyli?
Trwają też prace nad zejściem z orbity geostacjonarnej, na której satelity "wiszą" prawie 40 tys. km nad Ziemią, na niską orbitę, czyli dokonanie podobnego przełomu, jakiego Elon Musk kiedyś dokonał się w telekomunikacji. Satelity na niskiej orbicie krążą ok. 400 km nad Ziemią, dzięki czemu mogą mieć znacznie mniejsze moce nadawcze, być znacznie mniejsze, tańsze, możemy ich budować znacznie więcej. To jest koncepcja stosowana już przez SpaceX w konstelacji Starlink. Nad podobną trwają prace w Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Chce się do nich włączyć również Polska.
SpaceX to ogromny komercyjny sukces. Tak samo jak i Starlink. Czy Polska ma szansę na własnego Elona Muska? Na tworzenie tak przełomowych rozwiązań?
Myślę, że niedobrym pomysłem jest gonienie tych, którzy są już daleko przed nami, bo wtedy zawsze będziemy z tyłu. Lepiej jest wypatrywać takich obszarów, które jeszcze nie są tak dobrze zagospodarowane, a one pojawiają się w technologiach kosmicznych niemalże codziennie. Przykładem są satelity średniej wielkości, oficjalnie nazywane mikrosatelitami, mające masę rzędu 100-200 kg, czyli znacznie mniejszą niż satelity na orbicie geostacjonarne, wielkości autobusu, ważące tony i kosztujące miliardy.
Zejście usług z orbity geostacjonarnej na niską orbitę powoduje, że te mogą być realizowane przez satelity klasy mikro. Zastosowania tego typu satelitów są ogromne – oprócz telekomunikacji także obserwacja Ziemi oraz pozycjonowanie i nawigacja. Dlatego w Polsce tak bardzo na nie stawiamy. W najbliższych tygodniach planowany jest start pierwszego testowego satelity tej klasy, satelity EagleEye. Będzie to wydarzenie przełomowe, bo po raz pierwszy wchodzimy na rynek satelitów średnich. To jest ta część rynku, gdzie rzeczywiście możemy być w czołówce i konkurować z całym światem. Podobnie jak w obszarze operacji na orbicie: zarządzania ruchem, tankowania, naprawiania czy deorbitacji satelitów.
Polska ma ambicje podboju Księżyca lub Marsa?
Ten kierunek też się rozwija, chociaż szybciej rozwijają się badania robotyczne. Możemy się pochwalić tym, że polska aparatura poleciała w kosmos już na ponad 90 misjach. Polski kret wwiercał się w Marsa, a polski młotek wbijał się w kometę. W tej chwili bardzo aktywnie uczestniczymy mniej więcej w co drugiej eksploracyjnej misji ESA. Nasza aparatura poleciała nawet w kierunku tak odległych planet jak Jowisz czy Saturn. Natomiast jeżeli chodzi o eksplorację przez człowieka, to mamy nadzieję, że nasz rodak Sławosz Uznański, astronauta projektowy ESA, wkrótce poleci po raz pierwszy na ISS. Liczymy też, że wejdzie do stałego korpusu astronautów ESA i będzie wykonywał kolejne loty czy to na tę stację kosmiczną, czy na stacje, które powstaną w przyszłości.
Polska w kosmosie za 5, 10 lat? Gdzie będziemy? Czeka nas przełom?
Zdecydowanie. Do tej pory produkowaliśmy różne komponenty do misji organizowanych przez ESA, NASA czy inne agencje kosmiczne. Możemy się pochwalić aparaturą badawczą, aparaturą naukową, która bada odległe planety Układu Słonecznego, ale w momencie, w którym mamy przełom w technologiach kosmicznych, zwany New Space czy Space 4.0, gdzie ta infrastruktura satelitarna na orbicie jest niezbędna do codziennego życia, otwiera się przed nami ogromna szansa. Już teraz w Polsce niemal pięciokrotnie zwiększyliśmy wkład do ESA. Z odległego końca krajów kontrybuujących przenieśliśmy się bliżej kosmicznej czołówki.
Kilka lat temu porównywałem polski sektor kosmiczny do przyczajonego do skoku tygrysa. Wtedy jeszcze się podśmiewano z tej analogii, ale dziś ten tygrys już skoczył. Idziemy dynamicznie do przodu, a to, co najprawdopodobniej zobaczymy za 10 lat na naszym niebie, to przede wszystkim duża konstelacja obserwacji Ziemi składająca się z kilkudziesięciu satelitów, duży satelita telekomunikacyjny. To też istotny udział w misjach eksploracyjnych. Mam nadzieję, że to również pierwszy Polak na Księżycu.
Karolina Modzelewska, dziennikarka Wirtualnej Polski