Pięć najważniejszych pytań po przesłuchaniu Zuckerberga, na które nadal nie znamy odpowiedzi
Mark Zuckerberg jest ważniejszy niż prezydent niejednego państwa. Po raz pierwszy w historii tak potężna, niepubliczna figura stanęła przed amerykańskim senatem na przesłuchanie. Ale szef Facebooka wyszedł z niego obronną ręką. Politycy aż do przesady ułatwili mu to zadanie.
Przesłuchanie to pokłosie afery związanej z wyciekiem danych do firmy Cambridge Analityca. W zeszłym tygodniu wyszło na jaw, że nawet 87 mln użytkowników mogło paść ofiarą wycieku. Mimo wielu pytań na ten temat, niektóre kwestie związane z aferą nadal pozostały niejasne.
Wysłuchanie przed Senatem trwało prawie pięć godzin. To dużo czasu na zadanie kłopotliwych pytań. Ale ledwie kilkukrotnie można było zauważyć, że Mark Zuckerberg został zbity z tropu celnym pytaniem. Przez większość czasu szef Facebooka albo recytował jedną z trzech przygotowanych wcześniej odpowiedzi, albo zasłaniał się brakiem znajomości szczegółów.
Zuckerberg przygotował się do przesłuchania zdecydowanie lepiej niż niektórzy senatorowie. Oto najważniejsze pytania, które nie padły lub odpowiedzi na nie są niesatyfakcjonujące:
Dlaczego nie poinformowano użytkowników o wycieku danych w 2015 roku, gdy Facebook się o nim dowiedział?
To pytanie, które chciałem Zuckerbergowi zadać osobiście podczas telefonicznej konferencji prasowej w zeszłym tygodniu. Telekonferencja zakończyła się zanim mogłem dojść do głosu. Liczyłem więc na to, że ta oczywista kwestia zostanie podniesiona na przesłuchaniu. W końcu padła. Jak brzmiała odpowiedź Zuckerberga?
"Po wykryciu wycieku w 2015 roku zażądaliśmy usunięcia wszystkich danych, które przejęła Cambridge Analytica oraz Micheal Cogan, twórca aplikacji. Zostaliśmy zapewnieni, że tak się stało, więc dla nas sprawa była zamknięta."
Prawdziwa odpowiedź na to pytanie jest według mnie prosta. Facebook bał się informować o wycieku danych, bo bał się sytuacji, w której znalazł się dziś. Mowa o tym, że "sprawa według nich była zamknięta", to omijanie pytania.
Co dzieje się w tym momencie z danymi przejętymi przez Cambridge Analytica i czy w ogóle jesteście w stanie to sprawdzić?
Wiadomo już, że dane przejęte przez Cogana, a później kupione od niego przez Cambridge Anaytica za 800 tys. dolarów, nie zostały usunięte w 2015 roku. Dopiero teraz Facebook zarządził audyt, który ma sprawdzić, do czego faktycznie zostały wykorzystane. W tym akurat zbiegli się z brytyjskim rządem, więc prawdopodobnie to brytyjskie organy ścigania dotrą do faktów jako pierwsze. Problem polega na tym, że od 2015 roku dane mogły być sprzedane wielu firmom. Zuckerberg wspomniał, że oprócz CA były jeszcze trzy inne. Mogły zatem zostać przeniesione w dowolne miejsce na świecie.
Na pytanie o to, czy Facebook jest faktycznie w stanie sprawdzić, co się dzieje z tymi danymi, Zuckerberg odpowiedział: "jeśli będą mieli z tym problemy, to zwrócą się do odpowiednich władz". Tylko jeśli dane 87 mln Amerykanów powędrowały w międzyczasie na rosyjskie serwery (a wątek współpracy CA z Rosjanami też się pojawił), to mało prawdopodobne, że poznamy jakąkolwiek, zbliżoną do prawdy, odpowiedź.
Ile faktycznie Facebook wie o swoich użytkownikach?
To jedno z ważniejszych pytań, które nie padło. Osobiście nie mam nic przeciwko, aby Facebook wykorzystywał moje podstawowe informacje - wiek, miejsce zamieszkania, hobby, płeć - do tego, aby serwować mi reklamy, które mogą mnie zainteresować. Nie chciałbym natomiast, aby moje prywatne życie było dostępne dla reklamodawców. A tym bardziej agencji profilującej pod względem poglądów politycznych.
Każde pytanie choćby zbliżające się do tego zagadnienia, Zuckerberg komentował tak samo. Mówił, że po pierwsze to użytkownik ma pełne prawa i pełną władzę nad danymi, które umieszcza w serwisie. Nie padło jednoznaczne stwierdzenie, o tym skąd Facebook wie o nas tak dużo. Czy tylko z naszych lajków? Czy także z tego o czym rozmawiamy, jakie artykuły czytamy i gdzie bywamy?
Wszystko było zbywane stwierdzeniem, że "użytkownik na wszystko się zgadza i w każdej chwili może cofnąć pozwolenie i usunąć dane". Istotny był za to jeden moment. Zuckerberg zaprzeczył jakoby aplikacje Facebooka miałyby podsłuchiwać swoich użytkowników przez mikrofony w telefonach - teoria, którą wielokrotnie widzę w sieci czy słyszę od znajomych. I w to akurat wierzę, bo kłamstwo przed senatem to zbyt poważne przestępstwo, by szef Facebooka sobie na nie pozwolił.
Jak Facebook śledzi użytkowników poza portalem?
Fakt ten nadal nie jest oczywisty, ale Facebook śledzi swoich użytkowników daleko poza portalem. Na każdej zewnętrznej stronie, na której znajduje się przycisk "Lubię to" lub możliwość dodania komentarza z facebookowego profilu, jesteśmy śledzeni. Według Zuckerberga każdy użytkownik o tym wie i jest to oczywiste. W rzeczywistości jest to zaskoczeniem dla wielu osób.
Chociaż senatorowie zapytali o śledzenie poza portalem, to nie pociągnęli tego tematu zbyt daleko. Nie zapytali np. o tzw. piksele facebooka. Są to niemal niewidoczne kropki wielkości jednego piksela, które śledzą użytkowników, tak samo jak przyciski "Lubię to".
*Dla kogo faktycznie jest regulamin Facebooka? *
Na wiele pytań o prywatność i udzielanie dostępu do danych Zuckerberg odpowiadał, że użytkownicy sami godzą się na wszystko, co jest zawarte w regulaminie. Ten ma jednak kilkaset stron i każdy zdaje sobie sprawę, że z ponad dwóch miliardów użytkowników Facebooka, regulaminu w całości nie przeczytał prawie nikt. Świetnie skwitował to senator John Kennedy.
Powiedział on Zucerkbergowi wprost: "Twój regulamin jest do d**". I chociaż to właśnie ta wypowiedź znalazła się w nagłówkach zagranicznych portali, to jego kolejne zdanie jest jeszcze ważniejsze: "Regulamin jest napisany tak, że jego celem nie jest informowanie użytkownika o jego prawach, a osłonienie waszego tyłka". Nic dodać, nic ująć. Wymaganie od użytkowników kliknięcia "zgadzam się" na mającym aż kilkaset stron regulaminie jest bardzo łatwym wyjście z problemu prywatności.
Przesłuchanie Zuckerberga przez Senat na pewno jest dużym wydarzeniem w świecie technologii, internetu i prywatności. Na plus można zaliczyć fakt, że Zuckerberg chce współpracować z prawodawcami w kwestii wprowadzenia wymaganych regulacji. Tylko to ponowne publiczne wystąpienie, podczas którego ani nie powiedział praktycznie nic nowego, ani nie wyjaśnił wątpliwości wokół praktyk swojego portalu.