Nowy sposób zarobku. Kradną energię, by wydobywać kryptowaluty

Ceny bitcoinów biją historyczne rekordy, nic dziwnego, że wszyscy szukają sposobu, żeby dobrać się do tego bogactwa. Wystarczy, że wejdziesz na stronę, a komputer zaczyna działać przeraźliwie wolno. Jeszcze kilka miesięcy temu można było rozważać różne przyczyny problemu, ale dziś to jest bardziej prawdopodobna prawidłowa odpowiedź: właśnie twój procesor zaczął pomagać w wydobywaniu kryptowaluty.

Nowy sposób zarobku. Kradną energię, by wydobywać kryptowaluty
Źródło zdjęć: © flickr.com | BTC Keychain
Adam Bednarek

Aby zarobić miliony na kryptowalutach, wystarczyło w odpowiednim czasie zainwestować 1000 zł. Teraz każdy marzy o łatwym zarobku na bitocoinach. Co sprytniejsi zastawiają w sieci specjalne pułapki, z kórych potrafią czerpać krociowe zyski. Wykorzystują twój komputer i wykopują bitcoiny, robiąc użytek z ich mocy, a nie swojej.

We wrześniu w kodzie strony The Pirate Bay - służącej do pobierania torrentów - ukryto JavaScript, który na czas surfowania po stronie "podbierał" moc obliczeniową komputera. Po co? Żeby pomóc w wykopywaniu (rozwiązanie zadanego przez sieć problemu kryptograficznego w celu zdobycia jednostki kryptowaluty – przyp. red.) Monero – jednej z kryptowalut. Twórcy przyznali, że to był tylko eksperyment. Na dodatek przeszarżowali, bo obciążenie komputerów było zbyt duże, co odczuli użytkownicy. Ale gdyby obniżyć pobór mocy, to komputery odwiedzających dalej mogłyby “kopać”, a kryptowaluta byłaby wydobywana.

Wyniki takiej kopalni okazały się imponujące. Kopanie generowało zarobki porównywalne do tych z reklam.

Jak to możliwe? Jeszcze do niedawna mocny sprzęt pozwalał “kopać” nawet amatorom. Dziś domowa kopalnia nie jest już opłacalna, a żeby mówić o zyskach, potrzeba dużej mocy. Czyli niezwykle wydajnych kart graficznych, procesorów czy zasilaczy. Kosztują znacznie więcej niż normalne tego typu sprzęty.

Powstają też specjalne maszyny do wydobywania. Kosztują sporo - np. za 70 urządzeń sprowadzonych z Chin mieszkaniec z Gdyni zapłacił ponad 400 tys. zł. Miał pecha, bo komputery przechwycili celnicy. To zresztą coraz częstszy problem wirtualnych górników - funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej przejęli na katowickim lotnisku 300 "koparek" do pozyskiwania bitcoinów.

Domowe kopalnie odchodzą do lamusa

Zgodnie z powiedzeniem, że na gorączce złota najbardziej dorobili się sprzedawcy kilofów, na rynku mamy coraz więcej maszyn, które obiecują wydajne wydobywanie kryptowalut. Np. niedawno zapowiedziana koparka DragonMint 16T ma kosztować ponad 1,3 tys. dolarów. Sporo osób ma jednak wątpliwości, czy to czasami nie oszustwo mające na celu wyciągnięcie pieniędzy od łatwowiernych.

Obraz
© Materiały prasowe

Podsumujmy: wydajesz dużo pieniędzy na specjalny komputer, którego możesz nawet nie dostać, bo przejmą go celnicy. A jeśli dotrze, to może nie działać tak, jakby się tego oczekiwało.

Nic dziwnego, że kopanie kryptowalut - niczym każde finansowe przedsięwzięcie - staje się opłacalne dla tych, którzy mogą pozwolić sobie na poważne, duże inwestycje.

I właśnie dlatego powstają profesjonalne kopalnie. W nich zgupowane są superkomputery o ogromnej mocy obliczeniowej, które rozwiązując z góry ustalone problemy kryptograficzne, pozwalające na tworzenie specyficznych zapisów informatycznych.

Zwykły, szary człowiek został więc wykluczony z tego coraz bardziej intratnego biznesu, bo domowe kopanie na komputerze przestało być dawno opłacalne.

Chyba że zrobi się z takich szarych ludzi armię górników, którzy zaczną wydobywać kryptowaluty. Nieświadomie.

Proceder znany z opisywanego na początku tekstu serwisu The Pirate Bay rozrasta się do coraz to większych rozmiarów. Niektóre portale otwarcie przyznają, że wykorzystując moc procesorów odwiedzających użytkowników. Problemem są jednak te, które robią to po cichu. I ofiarami są nie tylko odwiedzający, ale też administratorzy, którzy nawet nie mogą być nieświadomi, że zamieszczono skrypt, który zamienia komputery w koparki. I w ten sposób ktoś czerpie zyski.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY

Tak może wyglądać profesjonalna kopalnia bitcoinów

Gmina Kołbaskowo też wydobywa

Eksperci z AdGuard odkryli, że na stronach służących do wrzucania filmów - Openload, Streamango, Rapidvideo i OnlineVideoConverter - zamieszczony był taki skrypt. Serwisy pozwalają wrzucać pirackie filmy czy materiały pornograficzne, więc cieszyły się sporą popularnością. Niczego nie świadomi użytkownicy oglądali zamieszczone treści, a przy okazji kopali kryptowalutę. Z szacunków wynika, że miesięczny zysk z tego procederu mógł wynieść nawet 326 tys. dolarów!

Mówimy tu o stronach, gdzie wiele osób spędza dużo czasu, bo ogląda film. Z innych wyliczeń, dotyczących The Pirate Bay, wynikało, że przy liczbie 282 mln użytkowników miesięcznie można zarobić ponad 24 tys. dolarów miesięcznie, zakładając, że odwiedzający spędzą co najmniej 5 minut na stronie. Nie muszą nic nic robić, nie muszą w nic klikać. Wystarczy, że będą kopać. A przecież nie muszą zdawać sobie z tego sprawy...

Skrypty wstrzykiwano nie tylko w wiele popularnych portali, ale też np. na… stronie gminy Kołbaskowo, o czym pisał portal Niebezpiecznik.pl. I wcale za tym ukryciem nie stoją administratorzy. Mamy więc do czynienia z nowym zagrożeniem hakerskim: już nie kradzież danych, a kradzież energii.

Górnik z przypadku

Zamknięcie strony, która zamienia komputer w wirtualny kilof, niekoniecznie musi być rozwiązaniem problemu. Już powstają tak sprytnie ukryte kody, które chowają się w miniaturowym wyskakującym okienku. I wskakują pod pasek zadań, przez co trudno jest je zauważyć. By namierzyć intruza, należy sprawdzić zużycie procesora i poszukać procesu, który pobiera dużo mocy.

Co gorsza, nie trzeba wejść na zaskryptowaną stronę, by stać się nieświadomym górnikiem. Żeby urządzenie zamieniło się koparkę kryptowalut, w argentyńskim Starbucksie wystarczyło, że połączy się z publicznym WiFi. Możemy się domyślać, że to dopiero początek podobnych przykładów, co sprawia, że korzystanie z darmowych punktów z internetem będzie wiązało się z podwójnym ryzykiem.

Obraz
© Fotolia

Wykorzystanie naszych urządzeń do wydobywania kryptowalut ma niewiele wspólnego z uczciwością. Wszystkie opłaty przerzuca się na nieświadomego użytkownika, który później płaci więcej za prąd. Nic dziwnego, że znaleźli się tacy, którzy chcą przed nieuczciwymi skryptami bronić.
W rolę obrońcy wcielił się popularny AdBlock, który nie tylko chroni przed wyświetlaniem reklam, ale też “wycina” niechciane skrypty. W niekorzystnej sytuacji stawia to te strony, które celowo wprowadzajają mechanizmy, informując o tym swoich gości. Wprawdzie adblockery pozwalają dodać wyjątki do blokady, ale nie da się ukryć, że wygodniej jest po prostu blokować wszystko jak leci.

Świadome wydobywanie kryptowalut mogłoby być ciekawym źródłem zarobku dla stron. Jednak i one raczej na tym procederze nie zarobią. Właśnie przez tych wszystkich nieuczciwych, którzy po cichu wrzucają skrypty i wyciskają sprzęty innych do cna. Kryptowaluty miały być środkiem ludzi wolnych. A stały się narzędziem, które po raz kolejny dzieli na bogatych i wykorzystywanych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (164)