Nowa Zelandia wzorem walki z COVID-19. Polska praktycznie bez szans na powtórzenie tego schematu
Władze Nowej Zelandii poinformowały, że minęło 100 dni bez transmisji koronawirusa w społeczeństwie. To ogromny sukces, który państwo zawdzięcza zdecydowanym reakcjom i konsekwencji w walce z COVID-19. Jak zaznacza prof. Krzysztof Simon, są bardzo małe szanse, że Polska go powtórzy.
12.08.2020 | aktual.: 12.08.2020 16:14
Nowa Zelandia to jeden z przykładów państw, które bardzo dobrze radzą sobie z pandemią koronawirusa. Ashley Bloomfield, dyrektor naczelny Ministerstwa Zdrowia poinformował na początku tygodnia o 100 dniach bez transmisji koronawirusa w społeczeństwie.
Koronawirus i sukces władz w Nowej Zelandii
Przypadki zachorowań, które pojawiają się w liczącej blisko 5 mln mieszkańców Nowej Zelandii, dotyczą osób wracających z zagranicy. Władze państwa zdecydowały o zamknięciu granic 19 marca 2020 roku. Od tego momentu eksperci z całego świata, w tym z WHO, chwalą państwo za konsekwencję i skuteczną walkę z pandemią. Osoby wracające z zagranicznych podróży przechodzą badania, a w przypadku wykrycia koronawirusa są kierowane na kwarantannę do specjalnie przystosowanych obiektów.
Według danych nowozelandzkiego Ministerstwa Zdrowia z 12 sierpnia 2020 roku, od czasu zdiagnozowania pierwszego pacjenta w lutym, odnotowano łącznie 1225 potwierdzonych przypadków wirusa, a ostatni przypadek zakażenia przez transmisję w społeczeństwie zarejestrowano 1 maja.
Polska walka z COVID-19
Czy Polska może powtórzyć sukces Nowej Zelandii? O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy prof. zw. dr hab. med. Krzysztofa Simona, kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Wydziału Lekarsko-Stomatologicznego Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
- Są bardzo małe szanse, że powtórzymy sukces Nowej Zelandii. Wynika to z wielu czynników – uwarunkowań geograficznych, liczby ludności, moim zdaniem zbyt gwałtownego poluzowania przecież niezbędnych w okresie epidemicznym restrykcji, czy naszego - oczywiście części społeczeństwa - podejścia do przestrzegania zasad bezpieczeństwa – podkreśla prof. Simon.
Zdaniem prof. Simona jedną z przyczyn rosnącej liczby zakażeń koronawirusem jest zbyt szybkie znoszenie restrykcji, a także pozostawienie zgromadzeń ludzkich bez kontroli np. wesel czy mszy.
Ekspert zwraca również uwagę na problem, jakim jest rejestrowanie głównie objawowych przypadków, ale osoby przechodzące wirusa w sposób bezobjawowy też są poważnym źródłem jego transmisji w społeczeństwie. Zaznacza również, że większość statystyk podaje, że 20 proc. to przypadki objawowe, pozostałe 80 proc. to przypadki bezobjawowe.
- My nie wychwytujemy takich bezobjawowych przypadków, ale te osoby szerzą zakażenia na inne, podatne osoby, czego przykładem są duże ogniska w zakładach pracy, DPS, klasztorach etc. Przecież tam nikt kaszlący z dusznością czy gorączka nie zostanie wpuszczony, a więc źródłem muszą być osoby bezobjawowe klinicznie - wyjaśnia.
Połączenie zachorowań na grypę i COVID-19 będzie katastrofą
Zdaniem prof. Simona rozpoczęcie sezonu grypowego w Polsce w połączeniu z zachorowaniami na COVID-19 może okazać się problematyczne.
- Jeśli jednocześnie pojawi się grypa i schorzenia grypopodobne, to po pierwsze trzeba będzie to różnicować, mieć do tego odpowiednie testy i pojawi się ogromny problem. To chodzi o rhinowirusy, RSV wirusy i inne koronawirusy. Jednocześnie będzie COVID-19. Zbieżność tych sytuacji będzie katastrofą, bo to się zbiegnie i jakościowo i liczbowo. Na przełomie 2018/2019 roku mieliśmy blisko 4 miliony zachorowań na grypę i wirusy grypopodobne. Proszę teraz do tego dodać chorujących na COVID-19, gdzie tak naprawdę nie wiemy, ilu jest zakażonych. Wiemy tyle, ile Ministerstwo Zdrowia publikuje wyników dodatnich testów – mówi prof. Simon.
Co więc należy robić, aby samodzielnie przyczynić się do spowolnienia transmisji koronawirusa w społeczeństwie? Zalecenia nie są skomplikowane.
- Społeczeństwo musi respektować podstawowe zalecenia – trzymaj dystans, noś maskę i dokładnie myj ręce. Proste. To całkowicie nie wyeliminuje zakażenia, ale drastycznie zmniejszy liczbę chorych. Młodzi muszą z kolei pamiętać, że też mogą, choć zdarza się to rzadko ciężko zachorować, ale na pewno mogą przenieść zakażenia na inne osoby. Dlatego pamiętania o zaleceniach wymaga solidarność społeczna i konieczność ochrony starszych i osoby z wielochorobowością, które są bardziej podatne i narażone nawet na zgon.