Nie tylko zmutowany koronawirus. Niepokojące eksperymenty naukowe
Gdzie przebiega granica, której naukowcy nie powinni przekraczać, i kto powinien ją wyznaczać? Doniesienia o chińskich eksperymentach z mutacjami koronawirusa zaniepokoiły świat, jednak warto pamiętać, że szokujące i wątpliwe etycznie doświadczenia prowadzono znacznie wcześniej. Które z nich budzą dziś szczególne kontrowersje?
Ogromne kontrowersje i falę krytyki wzbudziła informacja o chińskich badaniach nad koronawirusem. Stworzony w laboratorium szczep charakteryzuje się bardzo wysoką śmiertelnością i gwałtownym przebiegiem infekcji.
Badanie przeprowadzono na zmodyfikowanych genetycznie myszach, a jego autorzy twierdzą, że zapewnia "unikalny model do zrozumienia mechanizmów chorobotwórczych wirusów związanych z SARS-CoV-2".
Wyniki badania – choć nie zostały jeszcze oficjalne opublikowane – wzbudziły na świecie zaniepokojenie. Krytycy podnoszą nie tylko sens takich eksperymentów, ale przede wszystkim związane z nimi ryzyko, którego – ich zdaniem – nie rekompensuje zdobyta w taki sposób wiedza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chińskie badania i komentarze do nich obiegły świat przede wszystkim za sprawą efektownej (a zarazem błędnej) informacji o stworzeniu szczepu wirusa charakteryzującego się 100-procentową śmiertelnością. Nie jest to jedyny przypadek, gdy pod szyldem postępu i nauki badacze prowadzą działania niebezpieczne albo – co najmniej – osobliwe. Co wiemy na ich temat?
Eksperyment Tuskagee
Prawdopodobnie najlepiej znanym badaniem tego typu był "eksperyment Tuskagee" – prowadzone przez blisko 40 lat badania, zorganizowane w latach 30. XX wieku przez amerykańską publiczną służbę zdrowia, których celem było sprawdzenie przebiegu nieleczonej kiły.
W celu przeprowadzenia eksperymentu wytypowano grupę 600 czarnoskórych farmerów, z których część chorowała na kiłę, a część niezarażonych stanowiła grupę kontrolną. Tragiczny, nieludzki wymiar badania sprowadzał się do tego, że części jego uczestników świadomie nie leczono, co prowadziło nie tylko do ich śmierci, ale także do dalszych infekcji w obrębie rodzin uczestników badania.
Eksperyment doprowadził do śmierci około 100 osób, które nie otrzymały niezbędnej, a dostępnej w latach prowadzenia badań pomocy. Z czasem, po nagłośnieniu całej sprawy, rodziny ofiar otrzymały odszkodowania.
W celu uniemożliwienia podobnych działań w przyszłości amerykańskie władze przyjęły National Research Act – akt prawny regulujący prowadzenie badań medycznych z udziałem ludzi i narzucający nadzór nad nimi prowadzony przez instytucje rządowe.
Psychotropy i prostytutki, czyli operacja Midnight Climax
Prawdopodobnie mniej tragiczny, choć także kontrowersyjny przebieg miała prowadzona przez CIA operacja Midnight Climax. Jej celem było sprawdzenie podatności ludzi – reprezentujących możliwie szeroki przekrój społeczeństwa – na sposoby wyciągania od nich informacji.
Rozpoczęty w 1954 roku program sprowadzał się do współpracy z prostytutkami, które w prowadzonych przez CIA domach publicznych faszerowały swoich klientów środkami psychoaktywnymi, jak m.in. LSD, nakłaniając przy okazji do zdradzania różnych sekretów.
Wszystko obserwowali agenci, ukryci za lustrami weneckimi. Niektórym ofiarom eksperymentu próbowano zasugerować popełnienie poważnych przestępstw, z morderstwami włącznie.
Program został zakończony w połowie lat 60., a prowadzone w jego ramach działania, związane m.in. z podawaniem substancji psychoaktywnych przypadkowym i nieświadomym ludziom, są wiązane z rozwojem ruchu kontrkulturowego, powstającego m.in. w rejonie San Francisco, gdzie prowadzono także operację Midnight Climax.
W jej kontekście wart wspomnienia jest także program MKUltra, badający możliwość wpływania – za pomocą bardzo zróżnicowanych narzędzi - na pracę mózgu, percepcji podprogowej czy kontroli umysłu.
Makabryczne eksperymenty w krajach totalitarnych
Wspomniane eksperymenty zostały przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych, jednak można przypuszczać, że nie mniej kontrowersyjne badania prowadzono w różnych zakątkach świata. Pozorna nadreprezentacja USA jest wynikiem demokratycznych procedur i praworządności, wymuszających ujawnienie działań różnych instytucji władzy.
O podobnych eksperymentach prowadzonych w państwach takich jak choćby Związek Radziecki czy Rosja możemy – na skutek braku wiarygodnej dokumentacji – tylko spekulować. Dokumentacji nie brakuje za to w przypadku wyjątkowo mrocznej karty, zapisanej w historii przez przedstawicieli nauki z Niemiec i Japonii.
Sigmund Rascher organizujący eksperymenty w Dachau czy Shirō Ishii kierujący japońskim niesławnym Oddziałem 731 prowadzili w latach II wojny światowej na jeńcach i więźniach obozów koncentracyjnych nieludzkie, powodujące niewyobrażalne cierpienia badania.
Część organizatorów tych działań – mimo bezsprzecznej odpowiedzialności za cierpienia i śmierć rzeszy ludzi – uniknęła odpowiedzialności. Bezkarność zapewniło im zachowanie, a następnie udostępnienie dokumentacji z prowadzonych badań, których powtórzenie na podobną skalę w krajach przynajmniej deklaratywnie uznających prawa człowieka byłoby niemożliwe.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski