Masoni, reptilianie i foliowe kapelusze. Witamy w świecie teorii spiskowych
Bush jest odpowiedzialny za 11 września, szczepionki powodują autyzm, a lądowanie na Księżycu jest sfingowane. Każdy słyszał o teoriach spiskowych. Dlaczego mają tylu wiernych wyznawców? Skąd się wzięły i czy będą się mnożyć w przyszłości? Na te pytania odpowiada prof. Dariusz Jemelniak z Akademii Leona Koźmińskiego.
W internecie można kupić działo Anty-chemtrails, które, cytuję "Wysyła w górę, do atmosfery pozytywną energię Orgonu, zastępując negatywną energię (DOR). Ponadto wspomaga oczyszczanie powietrza z chemikaliów rozpylanych przez samoloty (chemtrails)”. Cena to niewiele ponad 700 zł za używane i 1500 zł za nowe.
Całkiem drogo. Ale jak widać, wiara czyni cuda. Sprzedawcy takich "dział” są kroplą w morzu. Ludzie są w stanie uwierzyć w kompletne bzdury. Podobnie jest z suplementami diety, których skuteczność jest wątpliwa – przecież to skandal, żeby sprzedawać produkty homeopatyczne (bo słowo „leki” nie przejdzie mi przez gardło)
w aptece. Niektóre firmy nawet specjalnie się pozycjonują pod apteki. W ten sposób tworzą wokół swoich produktów nimb specyfików, które faktycznie wpływają na nasze zdrowie.
To brzmi jak teoria spiskowa. Albo siedzi pan w kieszeni Big Pharmy i NWO. Taki argument prawdopodobnie wysunęłaby osoba, która wierzy w skuteczność takich specyfików.
Mówi pan o pewnej wąskiej grupie, która jest bardzo zaangażowana w zwalczanie tradycyjnej medycyny na poziomie ideologicznym. Ale powodów, dla których flirtujemy z medycyną alternatywną, jest więcej.
Jakie na przykład?
Niedostępność lekarzy, którzy nie mają gotowych rozwiązań. A do wyboru mamy kogoś, kto obiecuje cudowne remedium. To jak z pogodą – wolimy słyszeć, że świeci słońce. Ale poruszony wątek Big Pharmy również jest ważny. W stosunkowo niedalekiej przeszłości nauka zaliczyła dość poważne wpadki etyczne, kiedy naukowcy przekraczali moralne ramy eksperymentów.
Na zdjęciu prof. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego
Ma pan myśli konkretne przykłady?
Choćby eksperymenty na ludności afroamerykańskiej [badanie Tuskegee – przyp. red.], która była chora na syfilis. Badacze podawali im placebo, chociaż były już dostępne antybiotyki, ale chcieli obserwować rozwój choroby. To było złe, oczywiście. Jednak nauka, mimo błędów i ślepych zaułków, jest jedynym skutecznym sposobem poznawania świata. Bo jest sceptyczna, nawet wobec siebie samej.
Często jednak słyszy się, że trzeba wejść w pewne mistyczne ramy.
Jak najbardziej można to robić, eksperymenty to w końcu część poznawania świata. Ale z drugiej strony mamy “medycynę” alternatywną - podkreślam cudzysłów, bo to zespół pewnych wierzeń, które albo zostały odrzucone jako nienaukowe, albo nad którymi nie przeprowadzono jeszcze badań. Przykładowo, ostatnio odnaleziono średniowieczny balwierz, który zawierał mikstury do leczenia chorób. Po przygotowaniu okazało się, że jedna z nich radzi sobie z superbakteriami lepiej nawet od współczesnych antybiotyków.
Zmieńmy optykę na kwestie polityczne. Czy chcemy wierzyć, że światem rządzą “oni”? Iluminaci, masoneria czy reptilianie? To próba racjonalizacji tego, co się dzieje dookoła nas?
To cały łańcuch przyczyn. Na poziomie jednostkowym ludzie nie lubią przyznawać się do tego, że porażki są często wynikiem ich własnych ułomności. Łatwiej powiedzieć “Żydzi rządzą światem” zamiast “nie mam głowy do biznesu”. Chodzi też o dowartościowanie się - kiedy badamy Roswell, Strefę 51 czy próbujemy udowodnić, że lądowanie na Księżycu było mistyfikacją, czujemy, że wiemy więcej od innych. Podejście w ramach ćwiczenia intelektualnego do tych spraw może być przydatne, bo sceptycyzm jest ważną umiejętnością.
Tylko gdzie kończy się zdrowy sceptycyzm, a zaczyna szukanie jaszczurzych łusek i pionowych źrenic na zdjęciach światowych liderów?
Tu odnosi się pan do fizycznych aspektów, które jeszcze można jakoś wytłumaczyć. W końcu pionowe źrenice to coś zauważalnego. Niektórzy posuwają się do ekstremów - badają daty urodzin, próbują wyczuwać aury. A tego nie da się obalić, bo ktoś to po prostu subiektywnie odczuwa. Takiej logiki nie da się potwierdzać lub falsyfikować.
Alan Moore stwierdził kiedyś, że ludzie wierzą w teorie spiskowe, bo jest to jakaś forma pocieszenia dla nich. Prawda jest natomiast przerażająca, bowiem nikt nie rządzi światem oprócz chaosu.
A Woody Allen powiedział kiedyś: "Nie dość że nie ma boga, to jeszcze spróbuj znaleźć hydraulika w niedzielę". To dobrze odzwierciedla naszą niechęć do chaosu. Jako istoty świadome, także własnej śmiertelności, żyjemy w świecie, w którym porządek narzucamy my sami. Jeśli ludzie odczuwają zagubienie i brak sensu, to poszukują go w mistycyzmie.
Czy powstanie internetu da się wiązać z rewitalizacją New Age? Kiedy spojrzy się na teorie spiskowe, widać, że wiele czerpały z wierzeń tamtego ruchu.
Cóż, ruch alter-nauki jest tak naprawdę czymś nowym w dobie globalnej sieci. Proszę spojrzeć na to, ilu jest teraz ekspertów. Narracje są coraz mniejsze i bardziej rozproszone, nastąpił tzw. zmierzch grand narratives (czyli wielkich narracji). Ludzie chcą tworzyć swoje mikroświaty. To ułatwia jeszcze zmieniona rola ludzi - z konsumentów na twórców treści. Rola naukowców zmalała. To widać w debatach telewizyjnych - ludzie, którzy spędzili na badaniach kilkanaście lat, teraz debatują z blogerami lub kimś, kto wiedzę czerpię z forów. W sektorze medialnym te doświadczenia są stawiane jako równe sobie.
Sam, w ramach perwersyjnej przyjemności, śledzę altmedowe grupy na Facebooku. Uczestnicy wymieniają się spostrzeżeniami, jak leczyć autyzm u swoich dzieci albo gdzie znajdą dobrego homeopatę lub lekarza, który nie będzie kazał iść na szczepienia.
Trudno winić ludzi dotkniętych życiowymi tragediami, że próbują się chwytać każdego sposobu, który może pomóc. Bardziej niepokojące jest rezygnowanie z leczenia tradycyjnego. Większość lekarzy zgodzi się, że taka homeopatia może występować obok terapii, nawet dla efektu placebo. Jednak robi się poważnie, kiedy szukamy lekarzy, którzy oferują szamańskie techniki zamiast leczenia. To jest kompletnie niezgodne z etosem naukowym.
Do tego tworzy się pewien paradoks - dlaczego masoni czy reptilianie dopuszczają do publikacji takich materiałów?
Wentyl bezpieczeństwa?
Schodząc głębiej w odmęty szaleństwa, ten system umacniania władzy został sklasyfikowany jako nieszkodliwe dziwactwo. Teorie spiskowe krążą od lat. Niewiele się zmieniło w ich rdzeniu, jednak teraz ich wyznawcom znacznie łatwiej skupić się w grupie. Tworzą zamknięte społeczności i gromadzą wiedzę alternatywną. Kiedyś prenumerowało się zin, obecnie można stworzyć hermetyczną klikę z własną biblioteką.
Czy to nie idzie w stronę sekty?
Oczywiście. Odrzucenie wiedzy, kwestionowanie wszystkiego w połączeniu z pojawieniem się charyzmatycznego lidera może spowodować, że osoba podatna na wpływy może zostać członkiem takiej społeczności. Elementem sekciarstwa jest właśnie wiara w “alter-naukę”.
Czyli nie ma co liczyć, że ludzie przestaną wierzyć w teorie spiskowe?
Nie.
A mogą istnieć jakieś mechanizmy obronne?
Nauka krytycznego myślenia. Trzeba namawiać młodych, by kwestionowali dane, artykuły czy wykresy, bo to nakieruje ich na ścieżki naukowe. “Alter-nauka” niby wszystko kwestionuje, jednak kiedy spojrzymy na oba te nurty z perspektywy twardego testu: “czy akceptuję, że nie mam racji”, to nauka jest znacznie bardziej sceptyczna.
To będzie trudne przy obecnym szumie medialnym.
Moim zdaniem on właśnie pomoże wytrenować umysł na bardziej krytyczne spojrzenie. Internet może i nasila i uwypukla idiotyzmy, ale przy okazji przypomina ludziom, że nie wolno wszystkiemu wierzyć.