Nie tylko naukowe dokonania. 5 rzeczy, za które każdy powinien cenić Stephena Hawkinga
Twierdził, że Boga nie ma. Spodziewał się, że za swoje naukowe poglądy zostanie wyklęty przez Watykan. Nie bał się potępiać polityki Izraela czy Donalda Trumpa. Świat właśnie stracił kogoś więcej niż tylko genialnego naukowca.
14.03.2018 | aktual.: 14.03.2018 11:45
Stephen Hawking nie żyje. Był m.in. profesorem matematyki i fizyki teoretycznej na Uniwersytecie Cambridge. Zajmował się kwantową teorią ciążenia oraz czarnymi dziurami. Naukowiec twierdził, że czarne dziury mogłyby emitować promieniowanie. Dziś tę teorię nazywamy promieniowaniem Hawkinga. Dotychczas istniała jedynie w obszarze fizyki teoretycznej, co uniemożliwiało brytyjskiemu naukowcowi otrzymanie nagrody Nobla. Ta przyznawana jest wyłącznie za odkrycia, które można potwierdzić doświadczalnie. Choć prace fizyka elektryzowały świat nauki, to nie tylko ze względu na jego przełomowe teorie zostanie zapamiętany. Hawking swoimi myślami wykraczał daleko poza naukowe zjawiska.
Stawianie ważnych pytań
Stephen Hawking przekazywał swoją wiedzę w ciekawy i przystępny sposób, czego najlepszym dowodem jest jego popularnonaukowa książka "Krótka historia czasu" z 1988 roku. Stała się bestsellerem, rozeszła się w 10 mln egzemplarzy na całym świecie. Ale Hawking przyciągął uwagę nie tylko miłośników nauki. Otwarcie przyznawał, że jest ateistą i wykluczał udział Boga w stworzeniu wszechświata. Na pytanie, co było przed Wielkim Wybuchem, mówił wprost: nic. Nie możemy nawet próbować opisać wydarzeń, które się wówczas działy, bo czas - a przynajmniej to, jak dziś rozumiemy to pojęcie - nie istniał. A na pewno nie mieliśmy do czynienia z boską ingerencją.
"To niedorzeczność. Współczesna mechanika kwantowa opisująca ruch elektronów wystarczająco dokładnie objaśnia akt stworzenia. Na tyle dokładnie, że Boga możemy już włożyć między bajki" - mówił. Jego wypowiedzi napędzały dyskusję pomiędzy ateistami a wierzącymi, były istotnymi argumentami w sporze.
"Religia wierzy w cuda, a te nie są zgodne z nauką" - twierdził. Nie zgadzali się z nim przedstawiciele Kościoła. Arcybiskup Józef Życiński uważał, że "żadna wersja teorii naukowej nie jest zamachem na prawa Boże". I wspominał spotkanie Hawkinga z Janem Pawłem II. Fizyk myślał, że zostanie przez Watykan potępiony, niczym Galileusz. Ale papież nie miał zamiaru krytykować Hawkinga. Życiński wspomniał później Janowi Pawłowi II, że po spotkaniu Hawking był rozczarowany. "Dlaczegóż miałbym go potępiać? Przecież fizyk ma tłumaczyć rzeczywistość przez prawa fizyki. Dopiero teolog czy filozof mówi o Bogu" - odpowiedział papież.
Z poglądami i teoriami Hawkinga można się nie zgadzać lub się z nimi spierać. Ale zawsze były to ważne głosy, które zmuszały do myślenia: czy nauka może iść w parze z religią?
Odważne poglądy polityczne
Hawking nigdy nie bał się zabierać głosu w ważnych politycznych sprawach. W sieci możemy znaleźć zdjęcie przedstawiającego młodego Hawkinga, który w 1969 roku brał udział w manifestacji przeciwko wojnie w Wietnamie. W 2013 roku wycofał swój udział w naukowej konferencji organizowanej w Izraelu. W ten sposób manifestował własny sprzeciw przeciwko okupacji ziem palestyńskich przez Izrael. Głośno krytykował również politykę Donalda Trumpa, który przestał realizować postanowienia paryskiego porozumienia klimatycznego. Hawking uważał, że skutki globalnego ocieplenia spowodują, że Ziemia będzie jak Wenus. Ze względu na wysokie temperatury - 450 stopni - życie na niej stanie się niemożliwe.
Siła i walka z przeciwnościami losu
Mając 21 lat dowiedział się, że zostały mu dwa, góra trzy lata życia. Stwardnienie zanikowe boczne było jak wyrok śmierci. Ale Hawking walczył, choć niewiele brakowało, by odszedł dużo wcześniej. W 1985 zachorował na zapalenie płuc, które doprowadziło do stanu śmierci klinicznej. To właśnie wtedy fizyk stracił głos. Trzy lata później na rynek trafia książka, która sprawiła, że Hawking stał się znany na całym świecie.
Sam zastanawiał się, czy bardziej jest znany ze swoich dokonań, czy może z powodu nieuleczalnej choroby. Wózek inwalidzki i charakterystyczny komputerowy głos stały się znakiem rozpoznawczym. Hawking nie wykluczał również, że to choroba sprawiła, że skupił się na nauce. Jak sam przyznawał, w młodości nie należał do najpilniejszych uczniów. Był leniwy, wolał imprezować. Po chorobie ciało odmawiało posłuszeństwa, ale umysł dalej pracował na pełnych obrotach. Brzmi to okrutnie, ale nawet w jego biografii pojawiały się teorie, że poniekąd przykucie do wózka sprawiło, że mógł poświęcić tyle czasu na myślenie.
Choroba fizyka to nie tylko tragedia człowieka, dowód na ułomność ludzkiego ciała, ale za to triumf rozumu. Pierwsza żona przyznawała, że sława Hawkinga, ale także jego niepełnosprawność, doprowadziła do rozpadu małżeństwa. Rodzina wspominała, że dom przestał być schronieniem, ze względu na stałą opiekę medyczną stracili prywatność. Hawking się rozwiódł, a potem ożenił z kobietą, która była jego prywatną pielęgniarką. I ten związek nie przetrwał, media zaś rozpisywały się, że fizyk padł ofiarą domowej przemocy ze strony żony. Pogłoski zostały zdementowane.
Burzliwe, trudne życie nie przeszkodziły w karierze naukowej. Co więcej, Hawking realizował swoje marzenia - m.in. wziął udział w specjalnym locie, który pozwolił mu znaleźć się w stanie nieważkości. Fizyk udowodnił więc, że naprawdę nie ma żadnych granic. I wcale nie mówimy tutaj o naukowym pojmowaniu wszechświata. A w chorobie może pomóc człowiekowi nie tylko chęć życia, ale i sama technologia, czego najlepszym przykładem był nie tylko komputerowy głos, ale też sam wózek, naszpikowany technologiami.
Ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem
Hawking zostanie zapamiętany nie tylko za swoje dokonania. Powracać też będą jego ostrzeżenia. Fizyk obawiał się rozwoju kapitalizmu: system, w połączeniu z nowymi technologiami, może doprowadzić do skrajnego ubóstwa ludzkości. Ludzie nie będą musieli pracować, bo zastąpią ich maszyny, ale to wcale nie oznacza, że zaczną żyć w luksusie. Wręcz przeciwnie, cały majątek trafi w ręce twórców maszyn i technologii.
- Jeśli przeważająca nad nami obca cywilizacja prześle nam wiadomość: "Przybędziemy za kilka dekad", odpowiemy: "Dobrze, dajcie znać, kiedy dotrzecie, zostawimy wam otwarte drzwi"? Prawdopodobnie nie, ale w mniejszym lub większym stopniu właśnie tak postępujemy ze sztuczną inteligencją - mówił Hawking, widząc zagrożenie w rozwoju sztucznej inteligencji. Na tym polu nie był sam, bo podobnie myśli chociażby Elon Musk czy… Putin. Nawet Watykan widzi możliwe zagrożenie w postaci sztucznej inteligencji.
"Można sobie wyobrazić technologię, która przechytrzyłaby rynki finansowe, przerosłaby możliwościami ludzkich wynalazców, wywiodłaby w pole światowych przywódców i stworzyłaby broń, której nie będziemy nawet w stanie zrozumieć. Podczas gdy krótkoterminowy rozwój sztucznej inteligencji zależy od tego, kto ją kontroluje, na dłuższą metę chodzi o to, czy sztuczną inteligencję w ogóle da się kontrolować" - zastanawiał się fizyk.
A przykładem wymykającej się z rąk człowieka technologii był dla Hawkinga… wirus komputerowy. Uznawał je nawet za formę życia. "To mówi coś o naszej naturze: jedyna forma życia, którą do tej pory stworzyliśmy, jest czysto niszczycielska. Stworzyliśmy życie na nasz własny obraz" - podsumowywał.
Kolejnym zagrożeniem jest globalne ocieplenie. Zdaniem fizyka, mamy tylko 100 lat, by znaleźć bezpieczniejsze miejsce do życia. Musimy skolonizować inne planety, bo Ziemia nie będzie już przyjazna dla człowieka.
Dystans i poczucie humoru
Widział siebie w roli czarnego charakteru w filmowej odsłonie "Jamesa Bonda". Sztuczny głos i wózek inwalidzki jego zdaniem idealnie pasowały do postaci przeciwnika superbohatera. Wystąpił w kreskówce "Simpsonowie", pojawił się w serialu "Teoria wielkiego podrywu". Ale najśmieszniejszy był jego udział w skeczu reaktywowanego Monty Pythona, gdy przejechał prof. Briana Coxa, odśpiewując jedną z piosenek grupy.