Nie będę płacił. Chcę wszystko za darmo!
10 zł za kanapkę w pracy? Nie ma sprawy. 50 zł za kilka piw w barze z kumplami? Proszę bardzo. 100 zł za obiad z ukochaną? Z przyjemnością. 8,99 zł za 100 GB na zdjęcia na dysku Google? Nigdy w życiu! W internecie wszystko chcę za darmo!
14.05.2019 | aktual.: 14.05.2019 16:56
Internet przyzwyczaił nas do wyjątkowo dziwnych przekonań. Płacimy za dostęp do niego – w tym nie ma nic dziwnego: jest usługa, to musi być za nią opłata. Ale gdy przychodzi do wyłożenia kasy na dowolną usługę dostępną już w samym internecie, to czujemy się jakby ktoś nam kazał płacić za powietrze, którym oddychamy. Osobiście "winię" za to Google, bo to ta amerykańska firma najbardziej nas rozpieszczała.
Amerykański gigant zachował się jak wyrachowany dealer, który pierwszą działkę daje za darmo, a już za kolejne każe sobie słono płacić. W 2004 Google uruchomił darmową skrzynkę pocztową Gmail o pojemności jednego gigabajta. W tamtych czasach standardem w darmowych skrzynkach było najwyżej kilkadziesiąt megabajtów. Dlatego też nikt nie podejrzewał, że kiedykolwiek uda mu się zapchać tak wielką przestrzeń. Później nikomu nie wierzył się, że uda się zapełnić 15 GB jakie Google daje "za darmo" na zdjęcia.
Dziś darmowe działki się skończyły, a za kolejne Google każe sobie płacić. I nie tylko on.
Chętnie korzystam, ale niechętnie płacę
- To bez sensu, kończy mi się miejsce na zdjęcia na dysku Google - powiedział mi rozgoryczony kolega z pracy. - Nie wskakują mi do sieci nowe fotki, muszę usuwać stare zdjęcia - dodał.
- Możesz też kupić sobie więcej miejsca – zasugerowałem
- Nie ma w ogóle takiej opcji - odparł zdziwiony moją sugestią. - Nie będę płacił za coś co miałem od zawsze za darmo.
Kolega wyjaśnił mi jeszcze, że z przyjemnością korzysta z usługi, która automatycznie archiwizuje wszystkie jego zdjęcia i daje mu do nich dostęp z dowolnego urządzenia, ale nie ma zamiaru za nią płacić. Przyznam szczerze, że... go rozumiem. Wychowywaliśmy się w końcu w tym samym internecie, gdzie od jego zarania wszystko co najważniejsze było dostępne za darmo.
Rozwiązanie wydaje się proste - zrezygnuj. Zerwanie z "nałogiem" trzymania plików w chmurze powinno być łatwie. Dopóki nie zmieniam telefonu albo nie potrzebuję na cito jednego zdjęcia. Nikomu nie chce się wracać do mozolnego zgrywania zdjęć z telefonu na komputer, jeśli od lat dzieje się to automatycznie. Musimy więc "brać dalej". A niedługo będziemy musieli "brać więcej", bo i pęcznieje zbiór danych, które produkujemy.
Z drugiej strony nie wyobrażam sobie płacenia np. za prywatną skrzynkę pocztową, którą od zawsze miałem "za darmo". To miło, że Google sporządził mapę całego świata dostępną jednym kliknięciem i udostępnił ją za darmo. Gdybym teraz miał nagle płacić za dostęp do Google Maps, to w tym samym momencie przestał bym z niej korzystać. Wirtualne dyski na dane? Niech firmy sobie za nie płacą, ja nie mam zamiaru.
Za ciosem poszły inne firmy technologiczne. Apple, Huawei, Xiaomi - wszystkie te firmy oferują darmowe miejsce w "chmurze". Jest ono jednak na tyle małe, że momentalnie zostaje zapełnione. Za powiększenie oczywiście trzeba płacić. Mistrzem jest w tym przypadku Apple, które daje 5GB na osobę, a nie na urządzenie. Także nawet jeśli wydasz tysiące na iPhone'a, iPada i Maca, to nie dostaniesz 15 GB, a jedynie 5 GB.
Płatny YouTube Premium? Nie dziękuję
YouTube to jedna z tych usług, które przyzwyczaiły mnie do tego, że nie muszę za nie płacić. Może się to zmienić. Poza Polską działa już YouTube Premium i YouTube Music. Za "drobną opłatą" można oglądać tam filmy i słuchać muzyki bez reklam. Osobiście nie wyobrażam sobie, żebym zapłacił za standardowego YouTube'a tylko po to, żeby nie widzieć reklam. Tak samo nie wróżę tej usłudze powodzenia w Polsce, o ile kiedyś wejdzie ona do naszego kraju.
Ostatnio znajoma szukała sposobu na przechowywanie plików w chmurze. Poleciłem Dysk Google, bo ma 15 GB "za darmo" i sam z niego korzystam. Okazało się, że znajoma także korzysta i zapełniła już 99 proc. pojemności. Na sugestię, aby zatem dokupiła sobie miejsce, zareagowała tak, jak zareagowałaby prawdopodobnie większość z nas.
Zapłacę za nowe
Przecież nie jest taki, że firmy działają w sieci charytatywnie. Serwując te darmowe usługi, zarabiają na reklamach serwowanych mi na podstawie moich upodobań. Tym bardziej nie czuję przez to, że mają uzasadnienie, aby nagle żądać ode mnie pieniędzy.
Z drugiej strony rozumiem sytuację, gdy do Polski wchodzi zupełnie nowa usługa, dostępna przez internet, która z założenia jest płatna, jak np. Netflix czy Spotify. Za nie płacę. Dają mi coś do czego wcześniej nie miałem dostępu. Widzę w nich też konkretny produkt, za który płacę, a nie próbę zarobienia na tym, co do tej pory było i tak dostępne za darmo.
Zobacz także
Jedynym wyjątkiem jest dla mnie Wikipedia, która wspieram "dychą" miesięcznie. Tutaj nikt nie zarabia na reklamach, a jej twórcy odwalają kawał dobrej roboty. Nawet jeśli zawarte tam informacje nie zawsze są w pełni zweryfikowane, to doceniam i wspieram ten gigantyczny projekt jakim jest Wikipedia. Na tym jednak moja "szczodrość" się kończy.
Czeka mnie więcej wyjątków?
Chociaż jestem "dzieckiem internetu" i na dłuższą metę nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego, to idea płacenia za usługi do tej pory dostępne za darmo wydaje mi się wręcz nienaturalna. Możliwe jednak, że niedługo będę musiał poważnie przemyśleć swoją postawę i wysupłać 9 zł miesięcznie na więcej miejsca na zdjęcia, bo mi także się ono kończy. Niby mógłbym zmniejszyć wielkość przesyłanych zdjęć i tym samym uzyskać nielimitowane miejsce. Ale wydaje mi się jeszcze mnie naturalne niż zapłacenie kolejnej "dychy" za coś co miałem do tej pory "za darmo".