Myśleli, że to rękopis Galileusza. Okazał się doskonałą podróbką znanego fałszerza
Jak wielkie musiało być zaskoczenie ekspertów z Uniwersytetu w Michigan, gdy dowiedzieli się, że jeden z ich najcenniejszych eksponatów – rękopis Galileusza – to tak naprawdę doskonały falsyfikat? Jest w tym szczęście w nieszczęściu, bo okazało się, że manuskrypt sfabrykował najbardziej znany fałszerz XX wieku.
20.08.2022 15:19
O falsyfikacie nie wiedział nikt
"Rękopis autorstwa Galileusza" był w zbiorach biblioteki Uniwersytetu w Michigan od 1938 roku. Wówczas nikt nie podważał jego autentyczności. Przez przypadek okazało się, że ten egzemplarz nie jest oryginałem, a doskonałą kopią.
Na ślad fałszerstwa wpadł Nick Wilding z Georgii (USA), który zwątpił w oryginalność rękopisu podczas pracy nad biografią Galileusza. Gdy Donna Hayward z biblioteki na Uniwersytecie w Michigan usłyszała o sprawie była w szoku, ale placówka nie zamierzała ukrywać prawdy i wydała oświadczenie.
Według wcześniejszych informacji, góra manukryptu miała być szkicem listu z 9. sierpnia 1609 roku, który Galileusz pisał do ówczesnego weneckiego doży na temat teleskopu, który opracował. Była to jego odpowiedź na urządzenie projektu Paolo Sarpiego, które mu się bardzo nie spodobało. Pierwszym obiektem, który studiował Galileusz był Księżyc, a później Jowisz.
Dół rękopisu został napisany wiele miesięcy później i skupiał się głównie wokół szybkich szkiców i kilku bazgrołów ukazujących księżyce Jowisza. Wskazywało to na obserwacje ze stycznia 1610 roku. I to właśnie było kluczem do rozwikłania zagadki fałszerstwa.
Kto podrobił Galileusza?
Nick Wilding dokładnie studiował kopię "Sidereus Nuncius" Galileusza w Nowym Jorku. W tym egzemplarzu były podpisy jednego z ojców astronomii oraz pięć grafik na bazie akwareli ukazujących Księżyc. Porównał tę kopię z inną i okazało się, że oprawy zostały wykonane z tych samych materiałów, które oszacowano na rok 1964. Wilding odkrył to w 2012 roku, a przez kolejne 10 lat zdobył więcej doświadczenia w kwestii fałszowania prac Galileusza.
Kiedy ekspert wziął na warsztat rękopis z Michigan, jego oczom rzucił się dziwny charakter pisma oraz dobór słownictwa. Co więcej, tusz na wcześniejszej górze karty i późniejszym dole był aż zbytnio zbliżony do siebie. Praktycznie niemożliwym było to, że Galileusz używał tego samego tuszu do napisania notatek w odstępie pól roku od siebie. Zwrócił się zatem do biblioteki z prośbą o przesłanie certyfikatów prawdziwości oraz znaku wodnego karty.
Uniwersytet w Michigan wszedł w posiadanie rękopisu w 1938 roku od biznesmena z Detroit Tracy’ego McGregora, który kupił go na aukcji 4 lata wcześniej. Według informacji, manuskrypt należał wówczas do kolekcjonera Rodericka Terry’ego, a katalog aukcji wspominał o tym, że za potwierdzeniem autentyczności stoi arcybiskup Pizy kardynał Pietro Maffi. W zbiorach duchownego był jeszcze 2 inne dokumenty rzekomego autorstwa Galileusza i na ich podstawie ksiądz wydał osąd.
Nick Wilding doszedł do tego, że rękopisu z Michigan nigdy nie było we włoskim spisie, natomiast Maffi do porównania wykorzystał prace za którymi stał znany fałszerz z początków XX wieku Tobia Nicotra.
Fałszował, by utrzymać kochanki
Historia fałszerza nie jest znana, lecz wiadomo, że w latach 20. XX wieku na potęgę sprzedała różne podróbki jako oryginalne dzieła. Rzekomo potrzebował funduszy do utrzymywania swoich siedmiu kochanek, rozmieszczonych w różnych częściach Mediolanu i dodatkowo zależało mu na tym, by jego żona nie dowiedziała się o niczym.
Prace Tobii Nicotry to ok. 600 pojedynczych listów, liczne nuty oraz inne niezwykle istotne dokumenty, za którymi stali wielcy ludzie naszej cywilizacji, m.in. Leonardo da Vinci, Krzysztof Kolumb, Mozart, Marcin Luter, Jerzy Waszyngton czy Markiz de Lafayette.
Tobia wpadł przez własne ego. Po napisaniu biografii Arturo Toscaniniego, chciał się dorobić bardziej i jego synowi sprzedał "autograf Mozarta". Walter Toscanini odkrył prawdę i zaprowadził fałszerza przed oblicze sprawiedliwości. W mieszkaniu Nicotry policja zabezpieczyła cały zakład fałszerski. 9. listopada 1934 roku Tobia został skazany na 2 lata pozbawienia wolności, a po wyjściu na wolność skończył w rynsztoku.
Historia bywa przewrotna. Mimo tego, że w zbiorach biblioteki Uniwersytetu w Michigan nie ma oryginalnego rękopisu Galileusza, znalazło się tam inne interesujące dzieło. Można powiedzieć, że to szczęście w nieszczęściu o zdecydowanie ciekawej historii.
Marcin Watemborski, dziennikarz Wirtualnej Polski