Misja Apollo 11 nie była krokiem jednego człowieka. Poznaj niedocenianych, którzy stoją za jej powodzeniem
400,000 – to nie liczba kilometrów dzielących Ziemię od Księżyca (choć ta jest podobna), ale ilość ludzi zaangażowanych w misję. Wśród nich pierwsza kobieta w roli kontrolera startu rakiety nośnej.
17.07.2019 | aktual.: 18.07.2019 08:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Prawa ręka legendy
Spencer Gardner był prawą ręką Gene’a Kranza, słynnego kierownika lotu misji Apollo 11 (i wielu innych, m.in. późniejszej Apollo 13, której załogę zdołał uratować swoimi decyzjami). Należał do grupy kontrolerów i zajmował konsolę tuż po prawej stronie Gene’a. Był jednym z najmłodszych w tej grupie – miał wtedy zaledwie 26 lat!
Jego zadaniem było stanie na straży tego, żeby wszystkie etapy misji odbywały się w prawidłowym czasie. A jeśli jakiś element planu opóźniłby się, to do niego należała korekcja harmonogramu późniejszych działań, tak by wszystko zakończyło się powodzeniem. Spencer musiał więc ciągle myśleć do przodu.
Owocna praca przy Apollo 11 skutkowała udziałem Gardnera w pięciu kolejnych misjach.
Witamy na Ziemi
Płetwonurek marynarki wojennej, Clancy Hatleberg jako pierwszy powitał załogę Apollo 11, kiedy ta powróciła na Ziemię. Jego zadaniem było odkażenie Armstronga, Aldrina i Collinsa oraz ich modułu dowodzenia Columbia, zaraz po tym jak wodowali na Pacyfiku.
Z dzisiejszej perspektywy może brzmieć to głupio, ale astronauci musieli wtedy zostać poddani kwarantannie, ponieważ obawiano się… księżycowych zarazków, które mogły dostać się na naszą planetę.
Zobacz także
Pokryty ochronną odzieżą Clancy otworzył właz Columbii i wrzucił do niej nowe stroje dla załogi. Po chwili kosmonauci wyłonili się jeden po drugim, czekając na tratwę. Pierwszy z nich wyciągnął rękę, żeby uścisnąć dłoń Hatleberga. Nurek zawahał się, ponieważ uścisk dłoni nie był elementem protokołu, który praktykował. Ryzyko było duże – był ostatnią osobą, która mogła coś zepsuć. Mimo to, złapał dłoń kosmonauty.
Pierwsza kobieta
JoAnn Morgan zaczęła pracę w NASA w 1958 roku. Studiowała w tym samym czasie, więc jej zmiany w większości obejmowały godziny nocne. Na początku nie było łatwo. Musiała mierzyć się z nieprzyzwoitymi uwagami i telefonami od swoich kolegów z pracy.
Budowanie swojej pozycji w tak nieprzyjaznym i opanowanym przez mężczyzn środowisku opłaciło się - 16 lipca 1969 roku przyszedł czas na jej debiut w roli kontrolera startu.
Kiedy zegary odliczające NASA dobijały do godziny rozpoczęcia lotu, Morgan monitorowała całe naziemne oprzyrządowanie. I między innymi dzięki niej ten etap misji został zakończony powodzeniem. Kiedy później razem ze swoim mężem oglądała lądowanie, powiedział jej: „Kochanie, będziesz w książkach do historii”. I miał rację.
Morgan przeszła na emeryturę w 2003 roku i dzisiaj zachęca kobiety do studiowania inżynierii.