Minęło 85 lat. Nalot dywanowy na Warszawę w "czarny poniedziałek"

Jest godzina 7:00, a nad Warszawą pojawiają się pierwsze niemieckie bombowce. Poniedziałek 25 września 1939 r. nie bez powodu przejdzie wkrótce do historii jako "czarny poniedziałek" lub "krwawy poniedziałek". Gigantyczny nalot dywanowy spowodował wtedy śmierć 10 tys. mieszkańców Warszawy. Na miasto spadło ponad 600 ton bomb.

Heinkel He 111 bombarduje Warszawę w 1939 r.
Heinkel He 111 bombarduje Warszawę w 1939 r.
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons
Norbert Garbarek

Druga wojna światowa charakteryzuje się mnóstwem brutalnych działań i taktyk, które przez lata konfliktu były realizowane w różnych częściach świata. Na uwagę bez wątpienia zasługuje taktyka nalotu dywanowego, czyli masowe bombardowanie konkretnego obszaru.

Nalot dywanowy na Warszawę

Jeden z takich ataków miał miejsce dokładnie 85 lat temu, 25 września 1939 r. w Warszawie. III Rzesza pod rządami Adolfa Hitlera przeprowadziła niespotykany wcześniej (na taką skalę) nalot bombowy, który pochłonął życie 10 tys. osób. Wcześniejsze uderzenia tego typu miały miejsce we Frampolu, Wieluniu oraz hiszpańskiej Gernice. W żadnych z tych miast nie zginęło jednak tyle osób, co podczas bombardowania Warszawy we wrześniu 1939 r.

Na Warszawę w "krwawy poniedziałek" spadło niemal 630 t bomb. Zrzucało je 400 niemieckich bombowców. Od samego poranka, bo godziny 7:00, przez 10 godzin na miasto spadały kolejne bomby, mające tylko jeden cel – zniszczyć wszystko, co tylko się da – takie przynajmniej są założenia ataku dywanowego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Atak, który ma jedno zadanie – zniszczyć wszystko doszczętnie

Wyjaśnijmy, że wspomniany nalot dywanowy to atak realizowany przez samoloty bombowe, którego głównym celem jest całkowite zniszczenie określonego obszaru. Podczas takiego bombardowania nie jest wskazywany konkretny cel. Czemu jednak ta taktyka zawdzięcza tę nazwę? "Dywanowy" pochodzi od skojarzenia z dywanem bomb zrzucanych na bombardowany obszar.

Podczas ataku dywanowego bombowce poruszają się blisko siebie na zbliżonej wysokości. Tworzą wówczas zwartą strukturę, z której to opuszczane są bomby w jednym momencie. Zrzut bomb w nalocie dywanowym następuje równocześnie – wszystkie samoloty lecące w szyku na sygnał odbezpieczają amunicję.

Stanowisko przeciwlotniczego ckm wz. 30 w Warszawie (1939 r.)
Stanowisko przeciwlotniczego ckm wz. 30 w Warszawie (1939 r.)© Wikimedia Commons

W "krwawy poniedziałek" Niemcy atakowali Warszawę 400 bombowcami, które wykonały łącznie 1176 lotów bojowych. Większość samolotów stanowiły Junkersy Ju 87 "Stuka", których w bombardowaniu użyto aż 240. To bombowce nurkujące napędzane silnikiem Junkersa, które rozpędzają się do prędkości 380 km/h na wysokości ok. 4 km i mogą pokonać jednocześnie niemal 800 km. "Stuka" może przenosić 700 kg bomb.

Niemiecka "Stuka"
Niemiecka "Stuka"© Wikimedia Commons

W bombardowaniu Warszawy uczestniczyły też Dorniery Do 17, czyli większe konstrukcje napędzane dwoma silnikami BMW, gwarantującymi maksymalną prędkość na poziomie 410 km/h. W porównaniu do "Stuki", Do 17 mógł przenosić 300 kg ładunku więcej, bowiem aż 1000 kg bomb. W "czarny poniedziałek" nad Warszawą pojawiły się też Junkersy Ju 52 o udźwigu 1500 kg bomb oraz Heinkele He 111 z miejscem na bomby o łącznej masie 2500 kg.

Norbert Garbarek, dziennikarz Wirtualnej Polski

wiadomościmilitariahistoria
Wybrane dla Ciebie