"Łatwiej obsługuje mi się iPhone'a niż własny domofon". Niewidomy opowiada, jak technologia służy niepełnosprawnym
Nowoczesny smartfon jest łatwiejszy w obsłudze niż domofon czy winda w bloku. Dla niewidomych wejście nowych technologii okazało się zbawienne. Ale stało się też źródłem wielu nowych problemów.
04.09.2018 | aktual.: 04.09.2018 11:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Henryk Rzepka jest niewidomym informatykiem. Tracił wzrok stopniowo. Gdy zaczynał się uczyć, mógł czytać tylko za pomocą lupy. Dziś widzi jeszcze plamy światła i cienia. Pracuje w firmie, która tworzy aplikacje dla niewidomych i tłumaczy na język polski profesjonalny program odczytujący treści z ekranu komputera. - Informatyka to w dużym stopniu matematyka, pracuje się przede wszystkim głową. Widzenie pomaga, ale nie jest najważniejsze. Jeżeli ktoś ma dobrą pamięć, dużą wyobraźnie, to może sporo nadrobić - tłumaczy Rzepka w rozmowie z WP Tech.
- Poznałem pana, który jest analitykiem - opowiada Rzepka. - Bardzo mi zaimponował, chociaż nie wykorzystuje wszystkich swoich możliwości. Kilka lat temu stracił wzrok i do tej pory nie pogodził się ze swoją niepełnosprawnością. Chociaż nie jest w stanie sam czytać, przemieszczać się z miejsca na miejsce, to chce jednak funkcjonować jako osoba widząca. Wyobraża sobie wszystkie projekty i programy, potrafiąc je dokładnie opisać. Gdy rozmawia z kontrahentami, oni często nie orientują się, że mają do czynienia z niewidomym. Przy tym wszystkim sam nie posługuje się komputerem. Człowiek o takich umiejętnościach nie chce sobie ułatwić życia - dodaje.
- To, że mogę samodzielnie korzystać z komputera wiele upraszcza. Ale bez niego i tak bym pracował. Program trzeba przede wszystkim wymyślić. A to, czy go sami zapiszemy, czy go komuś podyktujemy, to rzecz wtórna. Program będzie dobrze działał, jeśli zostanie dobrze wymyślony. Jeśli ktoś potrafi logicznie myśleć, ma dobrą pamięć i wyobraźnię, a przy tym wszystkim jest komunikatywny, to da sobie radę - stwierdza Rzepka.
Niewidomi jak sekretarki
Dziś komputery są udźwiękowione, ale dawniej tak nie było. Niewidomi uczący się pisma brajlowskiego nie mogli na papierze komunikować się z widzącymi. Zanim pojawiły się komputery, do porozumiewania się z osobami widzącymi za pomocą pisma wykorzystywane były mechaniczne maszyny do pisania. Pomogła metoda pisania bezwzrokowego, wykorzystywana przez m.in. sekretarki, która znalazła też zastosowanie wśród niewidomych. Choć wymagało to dużego wysiłku, mogli samodzielnie tworzyć dokumenty, pisma, listy, podania. Wprawdzie ktoś widzący powinien je jeszcze sprawdzać, ale jeśli piszący dobrze nauczył się pisać bezwzrokowo, było duże prawdopodobieństwo, że dokument był poprawny.
Pojawienie się komputerów było w życiu osób niewidomych znaczącym przełomem. Ale żeby urządzenie było dla tej grupy użytkowników w pełni dostępne, potrzebne są dodatkowe sprzęty. To przede wszystkim czytnik ekranu, czyli oprogramowanie, które przetwarza informacje z ekranu na mowę, za pomocą syntezatora mowy, i na pismo, za pomocą monitora brajlowskiego.
- Wbrew pozorom pojawienie się graficznego interfejsu użytkownika, którego niewidomi bardzo się obawiali, spowodowało, że więcej osób zaczęło korzystać z komputerów. Takie same elementy interfejsu mamy w Wordzie, notatniku czy programie pocztowym – wyjaśnia Henryk Rzepka.
Powtarzający się standard sprawił, że oprogramowanie nie gubiło się przy każdym kolejnej aplikacji, która wyglądała tak samo. Z tego samego powodu pierwsze telefony komórkowe szybko stały się przyjazne dla osób niepełnosprawnych. Menu wyglądało podobnie, więc łatwo było nauczyć się na pamięć jego obsługi.
10 tys. zł za monitor
W obsłudze komputera przez osoby niewidome ważny jest też monitor brajlowski, pozwalający czytać wyświetlane treści i nawigować w programach. Dziś to niewielkie, przenośne urządzenia, które bezprzewodowo łączą się nie tylko z komputerami, ale i telefonami. Bateria wystarcza na około 20 godzin pracy. Dawne monitory brajlowskie były stacjonarne, duże i o wiele droższe niż teraz. Co wcale nie oznacza, że dzisiaj kosztują mało. Za 40-znakowy monitor brajlowski trzeba zapłacić 10-12 tys. zł. Są też takie, które mają 80 znaków i kosztują dwa lub trzy razy więcej.
Cena to nie jest jedyny problem. To wytrzymałe urządzenia, niektórzy potrafią pracować na nich nawet przez 20 lat. Ale po takim czasie niemożliwe jest, by monitor współpracował z nowym Windowsem. Tak jak stare drukarki nie mają już wsparcia producenta, tak podobnie jest z tymi sprzętami.
- Monitory brajlowskie są drogie, ale potrzebne. Dzięki nim mamy dostęp do pisma. Z jednej strony to dyskrecja, z drugiej - widzę, co jest napisane. Nie znika mi to spod palców. Mogę się zatrzymać, cofnąć, zastanowić - wyjaśnia Henryk Rzepka.
iPhone przełomem
Wielu niewidomych podkreśla olbrzymią rolę Apple'a, który upowszechnił technologie wspomagające. Pojawienie się w iPhonie 3GS funkcji Voice Control umożliwiało wydawanie komend za pomocą głosu. Voice Over służył do odczytywania tekstu znajdującego się na ekranie telefonu. Opcja sprawiała również, że telefon czytał opis funkcji przycisku, na którym znajduje się palec użytkownika. Wcześniej podobne programy pojawiały się już na Symbianie, ale były bardzo drogie.
Nie oznacza to, że teraz udźwiękowione smartfony są tanie. Ale udźwiękowienie jest wbudowane w system i telefon jest gotowy do użycia od razu po wyjęciu z pudełka. Kiedyś niewidomy użytkownik sam musiał kupić program czytający, upewnić się, że na swoim telefonie ma kompatybilny system, i sam musiał ten program zainstalować. Teraz o zgodność i sprawność pracy czytników ekranu dbają producenci smartfonów.
Henryk Rzepka przyznaje, że dla wielu ludzi, nawet dla samych niewidomych, technologie wspomagające nadal nie są dobrze znane ani doceniane. Przy ich zakupie liczy się głównie cena. Tymczasem sprawa jest bardziej złożona. Może się wydawać, że zupełnie wystarczającą "inwestycją" dla osoby niewidomej jest udźwiękowiony smartfon. Choć iPhone czy inne telefony z Androidem są wyposażone w czytnik ekranu, możliwość zmiany wielkości czcionki, zmianę kontrastu, a nawet w możliwość komunikowania się z aparatami poprawiającymi słyszenie, to i one mają swoje ograniczenia.
W pewnych okolicznościach samo udźwiękowienie bywa problemem. Trudno cokolwiek usłyszeć w dużym hałasie czy w miejscu publicznym przy wpisywaniu sekretnych haseł lub pinów. A i tak są jeszcze osoby, które oprócz dysfunkcji wzroku także nie słyszą i bez dodatkowego monitora brajlowskiego nie będą w stanie skorzystać z komputera lub smartfonu.
Biznesmeni pomogli niewidomym. Przez przypadek
Tymczasem takie urządzenia jak iPhone nie są dyskretne. Gdy Pan Henryk sprawdza godzinę, słyszy nie tylko informację o czasie, lecz również o komunikatach wyświetlanych na ekranie. Gdy informacje te odczytuje na monitorze brajlowskim, nikomu nie przeszkadza, ani nikt inny nie widzi odczytywanych przez niego treści.
Dużo wygodniejsze są zegarki brajlowskie, na których dotykiem rozpoznaje się pozycję wskazówek i oznaczenia na cyferblacie. Są też zegarki wibrujące, w których wystarczy przejechać palcem po wypukłych oznaczeniach tarczy, by wyczuć lekkie wibracje, które w ten sposób informują jak są ustawione wskazówki. Co ciekawe, zegarek taki wcale nie powstał z myślą o niewidomych. Miał służyć biznesmenom, by mogli dyskretnie sprawdzać godzinę podczas spotkań.
Zegarki brajlowskie pozwalają dyskretnie sprawdzić godzinę
Najlepsze byłyby więc takie urządzenia, które mogły by zarówno mówić, jak i pozwalać odczytać informacje dotykiem. Gdy mamy brudne ręce lub gdy jesteśmy w ruchu trudno odczytać godzinę na zegarku brajlowskim bez ryzyka poprzestawiania wskazówek. Nie da się też w teatrze sprawdzać czegokolwiek na głośnomówiącym urządzeniu. Tymczasem pojawienie się smartfonów mogło nieświadomym zasugerować, że teraz nowoczesna technologia rozwiąże wszelkie problemy.
Co widać, a czego nie widać
Łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że wszystko jest w porządku. Na nowym, wybudowanym dworcu Łódź Fabryczna widzimy windy, więc mamy wrażenie, że niepełnosprawni mogą bez problemu dojść na peron. Tymczasem osoba niewidoma za pomocą "pomocniczych" linii prowadzona jest albo do windy, albo… w ściany. Nie jest kierowana w stronę schodów, bo ktoś uznał, że winda rozwiązuje problem. Chociaż dotarcie do niej zajmuje znacznie więcej czasu i szybciej by było, gdyby niewidomy mógł skorzystać ze schodów. Zabrakło komuś wyobraźni, by przewidzieć, że będą osoby z niepełnosprawnością, które nie będą potrzebowały windy.
Nawet nowe inwestycje nie powstają z myślą o niewidomych
Tak samo jest w internecie. Bardzo często wspomina się o projektach, które pozwalają niewidomym skomunikować się z konsultantem za pomocą wideokonferencji. Im więcej komend głosowych, tym lepiej dla nich, bo nie muszą czytać ani pisać. Dla wielu to rzeczywiście jedyna szansa, by móc się bezproblemowo skomunikować z pracownikiem firmy. Sęk w tym, że spora grupa osób mogłaby robić to niemal normalnie, np. przy pomocy pisania czy czytania.
Dostępność stron internetowych to kolejny problem. Od wielu lat istnieje standard WCAG, obecnie w wersji 2.0, który opisuje sposoby tworzenia dostępnych dla wszystkich informacji zawartych na stronach internetowych. Tymczasem nie wszyscy się do niego dopasowują, choć technologia od dawna na to pozwala. Wiele rzeczy tylko z pozoru wygląda dobrze. Dokumenty wizualnie prezentują się poprawnie, a bardzo często są jedynie zeskanowanymi obrazami prawdziwych dokumentów. Nie da się ich bezpośrednio odczytać czytnikami ekranów. Nie da się ich też odszukać za pomocą wyszukiwarek internetowych.
Ale nie tylko fakt, że niektóre treści nie są dostępne dla czytników ekranów, powoduje, że niewidomi ich nie czytają. Niektórzy po prostu nie chcą tego robić.
Po co czytać, skoro jest smartfon
- Wielu niewidomych, którzy stracili wzrok po zakończeniu edukacji szkolnej, nie chce uczyć się pisma. Po co, skoro są udźwiękowione komputery i smartfony. Jednak udźwiękowienie nie załatwia wszystkiego. Jest duży problem z ortografią wśród ludzi, którzy nie czytają, tylko wyłącznie słuchają. Nawet nauczyciele nie zwracają na to uwagi i odpuszczają pismo brajlowskie. Żeby człowiek się czegoś nauczył, musi mieć stawiane wymagania - mówi Rzepka.
Właśnie dlatego obawia się, że monitory brajlowskie z czasem znikną. Albo będą naprawdę ekskluzywnymi urządzeniami. Urzędy coraz chętniej dofinansowują smartfony i są zadowolone, że pomogły większej liczbie potrzebujących. Tymczasem te osoby wcale nie będą się rozwijać tak, jakby mogły, gdyby nie ograniczono im dostępnych dla nich form korzystania z wiedzy i informacji. Na tym polega problem: by nie odcinać się od sprawdzonych sposobów. Żeby nie uznać, że nowe technologie będą lekiem na wszelkie niedogodności, i że tańsze udźwiękowienie wystarczająco zastępuje możliwość czytania, które wymaga droższych rozwiązań.
Jak chce pomóc technologia?
Oczywiście w wielu przypadkach nowe technologie są bardzo pomocne. Ale starają się rozwiązać problemy, które w ogóle nie powinny powstać. Serwis niepelnosprawni.plw tekście "Aplikacje ułatwiają życie" pisał o projekcie "Mówiące mapy". Chodzi w nim o to, by użytkownicy, na przykład opiekunowie osób niewidomych czy organizacje, opisywały chodniki w miastach. I zaznaczały dziury i wszelkie inne udogodnienia, np. możliwość wprowadzenia liczby przycisków w domofonie i określenie, których z nich należy użyć.
W teorii to kapitalny pomysł. To są codzienne problemy, z którymi zmagają się osoby niewidome, a widzący nie są tego świadomi. Wystarczy zwrócić uwagę na domofony, każde inne w blokach. Albo windy dostępne, ale na półpiętrach. Rozpoznając i opisując takie zjawiska, osoby widzące zaczynają rozumieć prawdziwe problemy osób niewidomych. Czasami są to problemy, o których nigdy by nie pomyśleli.
Polskie osiedla bardzo często są nieprzyjazne dla niepełnosprawnych
- Dla mnie domofon w moim bloku jest niedostępny. Do własnej klatki wchodzę za pomocą klucza. To nie jest tak, że technologia musi być nadzwyczajna, droga. Nie mamy w głowach projektowania uniwersalnego - to najważniejszy problem. IPhone to telefon dla wszystkich - oczywiście będą takie osoby, dla których to urządzenie z różnych przyczyn będzie niedostępne. Pomyślano jednak, żeby był czytnik ekranu, gesty dotykowe. W telefonie jestem w stanie obsłużyć ekran dotykowy, a w domofonie nie, mimo że to znacznie prostsza konstrukcja - mówi Henryk Rzepka.
Pomysł na "Mówiące mapy" wydaje się więc dobry, ale niemożliwy do zrealizowania, żeby z jego funkcji mógł skorzystać każdy. Nie da się opisać każdego domofonu. Nie da się zaznaczyć słupka na każdym chodniku. Nie da się ostrzec przed parkującymi na przejściach dla pieszych samochodami, które raz tam stoją, a raz nie. Henryk Rzepka zwraca uwagę, że w Polsce chodnik służy nie tylko do chodzenia, ale też stawiania przeróżnych obiektów: koszów na śmieci, ławek, znaków drogowych. Dla niewidomych to ogromne utrudnienie. Niepotrzebna jest więc aplikacja, wystarczyłoby wprowadzić prostą regułę: chodnik pozbawiony jest przeszkód. Opracować jasne standardy i się do nich dostosować.
- Nawet nowe budowle i inwestycje są tak nieprzemyślane, tak dziwnie zaprojektowane, że mogłyby być dwa razy dostępniejsze i wygodniejsze. Projektowanie uniwersalne jest znane na świecie od wielu lat. A my i tak ciągle budujemy po swojemu. Przystanek Centrum w Łodzi, tak zwane "przesiadkowo" - akustyka pod tym dachem jest tak dziwna, że tracę orientację. Wszystkie dźwięki nakładają się na siebie. Zapewne nikt nie przypuszczał, że ten dach spowoduje taką akustykę, kiedy testowano obiekt z jednym tramwajem i bez ruchu ulicznego. Ale to nie jest tak, że my stajemy jako pionierzy i nagle coś się przytrafiło. Ktoś nie pomyślał, bo nie musiał. Mimo że budujemy od nowa, to popełnia się te same błędy - zauważa Henryk Rzepka.
"Gdyby robiła to firma komercyjna, już by było zrobione"
Czasami na drodze nowatorskich projektów staje polskie prawo. Przykładem może być "Virtualna Warszawa" - rozwiązanie, z którego mogliby skorzystać zarówno niewidomi i niepełnosprawni, jak i pozostali mieszkańcy czy turyści. Chodzi w nim o to, by budynki i obiekty naszpikowane były beaconami. To niewielkie urządzenia, które łączą się ze smartfonem i przekazują mu informacje. Np. wchodząc do urzędu od razu wiedzielibyśmy, gdzie znajdują się konkretne pokoje. Po przyjściu na przystanek na telefonie automatycznie pojawiłby się rozkład, a przechodząc obok pomnika dostajemy od razu wiedzę o zabytku.
Tyle że o projekcie głośno było już w 2014. A nadal nie został zrealizowany, mimo że to technicznie możliwe. Dlaczego?
- Z moich doświadczeń wynika, że tego typu projektów nie da się stworzyć jednorazowo jako skończonego produktu. Zazwyczaj jest to projekt, który rozwija się na przestrzeni wielu lat. Gdyby robiła to firma komercyjna, to by było zrobione. Takie systemy robi np. Microsoft i wiele innych dużych firm. Im zależy, żeby produkt był tani, ale i najlepszy na rynku. W Polsce instytucja publiczna musi zorganizować przetarg, musi z góry przewidzieć i jednoznacznie określić całą specyfikację. W rzeczywistości przeważnie jest tak, że bardzo ważnym kryterium, którym wygrywa się przetarg, jest niska cena. Firma, która chce wygrać, musi ograniczyć koszty i zminimalizować cenę. Wymusza to ograniczanie się jedynie do tego, co zostało jednoznacznie zapisane w dokumentacji przetargowej. Nie ma w tym miejsca na rozwój, udoskonalanie i aktualizowanie projektu, a to nie pozwala zrealizować tego, jak należy - uważa Henryk Rzepka.
Komputery wpłynęły na to, że w wielu dziedzinach zaczęliśmy się ograniczać, bo przestajemy korzystać z pisma - mówi Henryk Rzepka. Ale nie ma też wątpliwości, że dla wielu niepełnosprawnych stały się oknem na świat. Sprawiły, że takie osoby mogły stać się samodzielne, mogły pracować, realizować się, tworzyć. Choć widzący i niewidzący mają odmienne problemy, to łączy ich jedno: technologia coś im umożliwia, ale też sporo zabiera. Tyle że ewentualne skutki będą odczuwalne dopiero po latach.