Kret w ogrodzie. Powód do radości, nie do narzekania
Kretowiska często martwią właścicieli ogrodów. Nie wyglądają estetycznie, a przy okazji wzbudzają obawy o stan naszych upraw. Ekspert tłumaczy jednak, że obecność kretów powinna być odbierana jako dobry znak.
02.09.2024 | aktual.: 02.09.2024 07:33
Walka z kretami w ogrodzie nie jest wskazana. Profesor Instytutu Biologii Ssaków PAN Karol Zub uważa ją za okrutną i bezcelową. W rozmowie z PAP stwierdził on, że krety nie powinny być postrzegane jako szkodniki. Jak zaznaczył, ich obecność daje nam więcej korzyści niż strat.
Wynika to z faktu, że krety zjadają owady i inne bezkręgowce, co z kolei może pomóc pozbyć się zwierząt, które stanowią faktyczne zagrożenie naszych upraw, takich jak turkuć podjadek, który zjada korzenie roślin, a także różnego rodzaju pędraki, drutowce czy ślimaki.
- Te małe ssaki oczyszczają więc ogród ze zwierząt, które niszczą rośliny i plony. Wprawdzie zjadają również dżdżownice, ale same spełniają podobną do nich rolę, ponieważ przekopują i spulchniają glebę, dzięki czemu może ona być lepiej napowietrzona i nawodniona – tłumaczył biolog.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto zapłaci akcyzę za elektryki? Adam Sikorski w Biznes Klasie.
Krety likwidują zagrożenia
Krety polują także na mniejsze ssaki, takie jak myszy czy nornice, co przynosi dodatkową ulgę dla przydomowych ogrodów. Jak zauważa prof. Karol Zub, krety mogą czasem uszkodzić korzenie hodowanych przez nas roślin czy też wykopać kopiec na samym środku trawnika, co może być zmartwieniem dla jego właściciela, ale co do zasady, obecność kreta przynosi więcej korzyści.
Zdaniem biologa stosowanie trutek i pułapek na krety jest niehumanitarne. Jak uważa, lepiej jest stosować inne metody na ich odstraszanie, choć sam nazwał je "walką z wiatrakami". Po pozbyciu się jednego kreta, w korzystnym terenie szybko pojawi się kolejny. Poza tym prof. Zub przypomniał, że poza terenami zagospodarowanymi krety objęte są ochroną.
Zobacz także
- Naturalna śmiertelność kretów jest mimo to bardzo duża. Dotyczy to zwłaszcza młodych osobników, które wychodzą na powierzchnię po opuszczeniu gniazda i migrują w poszukiwaniu swojego terytorium. Wtedy często padają ofiarą drapieżników – zwrócił uwagę ekspert w rozmowie z PAP.
Jego zdaniem zwierzęta te wymierają na tyle szybko, że niebawem problemem będzie utrzymanie tempa rozmnażania na poziomie, który pokryje tempo wymierania. Zauważył przy tym, że w 2024 r. biolodzy obserwują duże liczby owadów, co może wiązać się m.in. z redukcją liczebności gatunków owadożernych.
Karol Kołtowski, dziennikarz Wirtualnej Polski