Klamka zapadła. Brytyjczycy potwierdzają losy najnowszego czołgu Rosjan

Z informacji brytyjskiego wywiadu wynika, że do służby w rosyjskiej armii wchodzą czołgi T-14 Armata. To samo źródło zaznacza jednak, że maszyny, które długo były kreowane przez Kreml na superbroń, nie pojawią się w Ukrainie. Wyjaśniamy, jaka jest specyfikacja techniczna T-14 Armata.

T-14 Armata
T-14 Armata
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons | Vitaly V. Kuzmin
Mateusz Tomczak

T-14 Armata został opracowany w 2014 r. Wyróżnia się kilkoma elementami. Jednym z najważniejszych jest bezzałogowa wieża zastosowana po raz pierwszy w seryjnie produkowanym współczesnym czołgu podstawowym. Osadzono na niej armatę gładkolufową 2A82-1M kal. 125 mm. Uzbrojenie pomocnicze stanowią już znacznie bardziej klasyczne karabiny maszynowe kal. 7,62 mm.

Bezzałogowa wieża w teorii (bo nie zostało to póki co zweryfikowane na polu bitwy) powinna przełożyć się też na większe bezpieczeństwo załogi przebywającej cały czas w kadłubie oraz na ogólne lepsze opancerzenie. Jednocześnie Rosjanie chwalą się zastosowaniem tu silnika o mocy 1500 KM, który ma pozwalać rozpędzać ważący prawie 50 t czołg T-14 Armata do nawet 90 km/h, oraz rozbudowaną elektroniką obejmującą m.in. system radarowy typu AESA.

Czołg T-14 Armata wchodzi do służby

"Potwierdzono, że czołg podstawowy Armata wszedł do służby w armii rosyjskiej, ale nie zostanie rozmieszczony na Ukrainie. Bardzo prawdopodobne, że dzieje się tak ze względu na wysokie koszty i potencjalną stratę wizerunkową związaną z utratą "prestiżowego" pojazdu w walce" - napisało w swoim komunikacie brytyjskie ministerstwo obrony.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Problemy najnowszego czołgu Rosjan

Rosjanie od samego początku mają liczne problemy z tym czołgiem. Od prezentacji prototypu do uruchomienia seryjnej produkcji minęło znacznie więcej lat niż początkowo zakładano. Pod drodze pojawiło się kilka problemów technicznych (m.in. z silnikiem oraz optyką) i wpadek wizerunkowych takich jak chociażby awaria T-14 Armata podczas przygotowań do jednej z defilad.

Rosjanie zakładali, że do 2020 r. wyprodukują ponad 2 tys. tych maszyn. Nic z tego jednak nie wyszło, a opóźniona produkcja zaowocowała tym, że do końca 2022 r. z taśm produkcyjnych zjechało zaledwie ok. 20 sztuk T-14 Armata. Na początku 2024 r. Dmitrij Miedwiediew stwierdził, że "T-14 nie jest najbardziej ekonomiczną opcją wśród rosyjskich czołgów".

Właśnie wysokie koszty produkcji, a także brak pewności co do efektywności T-14 Armata na polu bitwy sprawiają, że Rosjanie nie wysyłają tych czołgów do Ukrainy. Ich straty byłyby dużą stratą, także wizerunkową. Dzieje się tak już w przypadku czołgów T-90M, które Ukraińcy niszczą bardzo często, a które również było reklamowane przez Kreml jako maszyny niemal niezwyciężone, których Zachód może zazdrościć.

Mateusz Tomczak, dziennikarz Wirtualnej Polski

militariaczołgirosja
Wybrane dla Ciebie