"Każdy może obkleić ciężarówkę i gadać głupoty". Krzysztof Gonciarz opowiada nam o swojej akcji z busem
Po warszawskich ulicach krążą ciężarówki oklejone fałszywymi hasłami dotyczącymi mniejszości LGBT. Ani służby, ani politycy nie palą się do tego, aby się nimi zająć. Znany youtuber postanowił wyjechać z własnym busem. "Chcemy przekłuć balonik strachu" - wyjaśnia Gonciarz.
Wielu Polakom znany jest od lat. Krzysztof Gonciarz, mający ponad milion fanów na YouTubie, od ponad dekady tworzy produkcje wideo. Szeroko komentowane były zwłaszcza jego zaskakujące formą i treścią filmy podróżnicze.
Jednocześnie od lat w prześmiewczy sposób komentuje rzeczywistość w ramach cyklu "Zapytaj beczkę". W czerwcu nagrał także osobisty apel do Andrzeja Dudy po niesławnym już przemówieniu prezydenta dotyczącym osób LGBT. Teraz wykonał kolejny krok. Razem ze współpracownikami wynajął ciężarówkę i umieścił na niej kilka zabawnych napisów, m.in. "Każdy może obkleić ciężarówkę i gadać głupoty", a przez megafon prezentuje improwizowane dowcipy w nawiązaniu do busów szerzących kłamstwa na temat osób nieheteronormatywnych.
Mateusz Czerniak, WP Tech: Co ciebie, przede wszystkim jednak youtubera, napadło, żeby zrobić taką akcję i definitywnie przenieść się "w teren"? Chciałeś wyjść z przekazem poza stałe grono głównych odbiorców?
Krzysztof Gonciarz: Już od jakiegoś czasu staram się wychodzić z internetu i próbować działać w przestrzeni publicznej, np. poprzez artystyczne performansy. W tym przypadku po prostu to sytuacja wytworzyła możliwość zrobienia czegoś takiego. Od pewnego czasu mieliśmy w Warszawie rosnące napięcie pomiędzy dwoma stronami i eskalację agresji.
No i kilka dni temu wpadłem na taki pomysł, żeby zrobić coś, co przebije balonik tego strachu. Będzie zabawne, sprawi, że ludzie się uśmiechną i troszkę zluzują. Z jednej strony jest to pewien manifest, ale z drugiej nie jest to skierowane przeciwko nikomu.
Jak udało wam się to tak szybko zrealizować? Wymyślić koncepcję i przygotować busa?
To było bardzo spontaniczne. W tego rodzaju komediowych rzeczach lubię improwizować i zaufać intuicji. Nagranie, które leci z furgonetki, zrobiłem wczoraj wieczorem, gadając przez 12 minut do mikrofonu, a potem nawet tego nie edytując. Uznałem, że zostawię to nawet z pomyłkami i zająknięciami, żeby brzmiało bardziej naturalnie. Potem oczywiście kwestia wynajęcia ciężarówki, wydrukowania plandek, wymyślenia żartów, itd.
Uważasz, że taka komediowa forma będzie skuteczniejsza w tej sprawie? Nie myślałeś, żeby wyjechać z poważnym dementi na temat tych homofobicznych kłamstw, które zamieszcza na swojej furgonetce fundacja Pro – Prawo do życia?
Myślę, że to, co zrobiliśmy, powoduje, że wielu ludzi widząc to na żywo albo przed monitorem, może po prostu parsknąć śmiechem. To jest takie przełamanie tonu obecnego dyskursu i sprawienie, że przestaje on być taki "brudny".
Wypowiedzieliście się, ale bez dokładania cegiełki do eskalacji?
Tak to sobie wyobrażam.
A reakcje ludzi na ulicach to potwierdzają?
Bardzo dużo było ludzi, którzy na początku… nie wiedzieli, co właściwie widzą. Najpierw wydawało im się, że jesteśmy jedną z tamtych homofobicznych ciężarówek i z zażenowaniem spuszczali wzrok, odwracali głowę, starali się nas nie widzieć. Ale wtedy dostawali po uszach komunikatem w stylu "posmyraj mnie po brzuszku" i orientowali się, że coś nie gra.
I nagle te osoby od poziomu tego zażenowania przechodziły w rozbawienie, uśmiechały się i zaczynały do nas machać, podchodziły z mocnym entuzjazmem. Dokładnie widziałem moment tego "przejścia". Było to bardzo satysfakcjonujące.
Swoją drogą to ciekawe, że jeśli ludzie usłyszą na ulicy megafon, jakąś głośną "agitację", to od razu spodziewają się treści nacechowanych nienawiścią.
Tak. Ludzie spodziewają się, że jeśli coś dotyczy zajmowania stanowiska w poważnej sprawie, podnoszenia dyskusji, to zawsze to musi mieć ciężki kaliber i negatywny ładunek emocjonalny. Chcieliśmy pokazać, że można inaczej.
Była jakaś próba wejścia w interakcję z wami?
Dużo ludzi nas nagrywało, robiło nam zdjęcia, podchodziło pomachać. Z bardziej negatywnych reakcji, to kilku ludzi popukało się w czoło na nasz widok, ale to tyle.
A nie baliście się jakichś aktów agresji? Ktoś w końcu mógłby was zinterpretować jako propagatorów "ideologii LGBT", bo chcecie ośmieszyć fundację Pro Life.
Mieliśmy obawy, ale z drugiej strony, to już naprawdę musiałoby być przegięcie, bo nie wchodzimy w dyskusje, o której tutaj mówisz. Mówimy za to o absurdzie brania na poważnie losowych treści wyjętych z odmętów internetu, bo ktoś je wypisał na ciężarówce.
Pojawiły się jakieś uwagi ze strony policji albo straży miejskiej?
Nie, kompletnie nie. Mijaliśmy policjantów na ulicach kilkukrotnie, ale nie było żadnej reakcji. Chociaż kilku z nich się solidnie uśmiechnęło.
Kiedy już spotkacie na drodze tamtą homofobiczną furgonetkę, to jakiej reakcji z ich strony oczekujesz? Podjęcia dialogu? Czy chcesz tylko za nimi pojeździć i się z nich pośmiać?
Nie zamierzam wchodzić z tymi osobami w dyskusję. Po pierwsze to nie jest moja rola, a po drugie nie sądzę, że z tym, co jest napisane na ich samochodzie, da się w ogóle dyskutować. Ich język i poziom "argumentów" to uniemożliwia.
Raczej chcemy ich znaleźć po to, żeby się trochę powygłupiać w ich towarzystwie.
Stwierdziłeś też, że celem ostatecznym ma być zniknięcie tej homofobicznej ciężarówki z ulic polskich miast. W jaki sposób wasza akcja ma się do tego przyczynić?
Mam nadzieję, że może wywoła trochę więcej dyskusji na ten temat. Albo że ludzie dzięki temu mniej poważnie będą traktować tamtą furgonetkę i mniej będą się "bać" jej obecności na ulicach.
Zamierzasz coś więcej robić w tej sprawie, czy to jednorazowy "wyskok"?
Nie wiem. To nie jest tak, że zostanę teraz działaczem na rzecz praw społeczności LGBT, to po prostu nie moja rola. Tutaj sytuacja sama mi podsunęła jakiś pomysł. Mam nadzieję zresztą, że sprawa z tamtą furgonetką się rozwiąże i nie będzie dalszej potrzeby. Ale wiem, że może być różnie.