Dzień Bezpiecznego Internetu. Internetowe łańcuszki powróciły - kim są ci, którzy je udostępniają?
Jedni udostępniają wiadomość na swojej tablicy, aby bronić się przed zapędami Facebooka na zbieranie prywatnych danych. Drudzy łapią się za głowę, że ktoś się na to nabiera i martwią się, że "tacy ludzie" mają prawa wyborcze. Czemu łańcuszki wciąż żyją? Odpowiedź, oczywiście, nie jest prosta.
04.02.2019 | aktual.: 05.02.2019 08:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"W odpowiedzi na nową politykę FB informuję, że wszystkie moje dane personalne, ilustracje, rysunki, artykuły, komiksy, obrazki, fotografie, filmy itd. są obiektami moich praw autorskich" - takie oświadczenie po raz kolejny zalało facebookowe tablice Polaków. Po raz kolejny, bo taka sama wiadomość krążyła po Facebooku już w 2012 roku. Lata lecą, a łańcuszki internetowe wcale nie umierają. Spróbujmy rozwiązać zagadkę, kto utrzymuje je przy życiu.
"Niezbędne do szczęścia wiadomości rozsyłane przez Gadu-Gadu przez bardzo empatyczne koleżanki, które nie mają co robić po szkole" - tak opisuje udostępniane w internecie historyjki prześmiewcza Nonsensopedia. Wrażliwe nastolatki wydają się dobrym tropem, ale inne zdanie mają specjaliści. Z badań naukowców z Uniwersytetu Princeton w Nowym Jorku wynika, że fake newsy najchętniej udostępniają ludzie starsi.
Wiara w fake newsy
Nieważne, czy chodzi o nowe przepisy na Facebooku, czy rodziców, którzy potrzebują krwi lub pieniędzy na badania noworodka. Podstawą każdego internetowego łańcuszka jest kłamstwo. Ze wspomnianej analizy naukowców wynika, że to właśnie starsi podatni są na udostępnianie takich treści. Osoby powyżej 65 roku dzieliły się fake newsami dwa razy częściej niż grupa 45-65. W przedziale 18-29 zaledwie 3 proc. badanych udostępniło nieprawdziwą informację.
Łańcuszek, który niedawno krążył po Whatsapp
Naukowcy tłumaczą to między innymi tym, że starsze osoby później zaczęły korzystać z internetu i po prostu go nie rozumieją - wierzą we wszystko, co przeczytają w sieci. Tymczasem w Polsce stale przybywa osób, które zaczynają korzystać z internetu. Z badań GUS wynika, że "w 2018 r. odsetek osób korzystających z internetu wyniósł 77,5 proc., tj. o 1,6 p. proc. więcej niż w roku poprzednim". Dostęp do sieci ma już ogółem ponad 84 proc. gospodarstw domowych, podczas gdy w 2015 było to niecałe 76 proc.
Rośnie też liczba osób starszych korzystających regularnie z sieci. Według GUS w 2013 roku, w grupie 65-74 było to 15,2 proc., a w 2017- 26 proc. Już kilkanaście lat temu tłumaczono, że na internetowe łańcuszki nabierają się przede wszystkim osoby niedoświadczone, dopiero zaczynające swoją przygodę z komputerem. A badania GUS zdradzają jeszcze jedną ciekawą statystykę. Osoby niekorzystające z internetu tłumaczą, że postępują tak względu na brak umiejętności - aż połowa ankietowanych wybrała takie wyjaśnienie. Kiedy jednak przełamią strach (a statystyki pokazują, że takich osób jest coraz więcej), stają się w sieci celem do zmanipulowania.
Nowi w internecie dają się nabrać
Wydaje się więc, że rozwiązanie zagadki jest banalnie proste: w Polsce ciągle przybywa gospodarstw z dostępem do sieci, zarazem coraz więcej starszych korzysta z internetu (inne badania: osoby powyżej 65 posiadające smartfona - w 2014 było to 3 proc., w 2015 niemal 15 proc.!). Dopiero uczą się panujących zasad, więc łatwo wpadają w pułapki żartownisiów.
Niedawno Polacy udostępniali także wiadomość zawierającą nieprawdziwą informację o tym, że korzystanie z WhatsAppa ma być płatne. Jedynym sposobem na uniknięcie kosztów ma być wysłanie tej samej wiadomości przynajmniej 10 osobom. Tymczasem w Polsce z WhatsAppa korzysta najwięcej użytkowników w wieku 25-34, jak wynikało z badań z 2017 roku. Na drugim miejscu byli nastolatkowie (16-24). A na pewno nie brakowało młodszych, których badanie nieuwzględniło, bo dopiero po wejściu w życie RODO WhatsApp został zmuszony do podniesienia wieku - od 25 maja 2018 WhatsApp jest wyłącznie dla osób od 16. roku życia.
Gadu-Gadu było pełne łańcuszków
Wydaje się więc, że to nie wiek, ale "staż w internecie" ma znacznie przy udostępnianiu internetowych łańcuszków. Treść wiadomości przesyłanej na WhatsApp jest identyczna do tej, którą kilkanaście lat temu dostawali użytkownicy Gadu-Gadu. Podawanie jej dalej też miało załatwić "kolorową kropkę" oznaczającą lojalnego użytkownika. Tyle że współcześni nastolatkowie niekoniecznie muszą wiedzieć, co to jest Gadu-Gadu. Może w tym problem - ci, którzy sami pamiętają dawne łańcuszki, w niewystarczający sposób wyedukowali nowe pokolenia.
Internetowy łańcuszek, czyli przesąd XXI wieku
To jednak zastanawiające: co jest w tym internecie takiego, że siadają przy nim rozsądni ludzie i nagle tracą zdolność logicznego myślenia? Zamiast tego są skłonni uwierzyć w każdą historię, nawet się nad tym nie zastanawiając. W takim razie niekoniecznie musi być to wina internetu - może po prostu tacy jesteśmy?
Z badań CBOS udostępnionych w lipcu 2018 roku wynika, że 54 proc. Polaków wierzy w przynajmniej jeden przesąd. Analiza wykazała, że Polacy częściej deklarują wiarę w przesądy dotyczące powodzenia (45 proc. badanych) niż w zwiastujące pecha. Jak w rozmowie z PAP przyznał Rafał Boguszewski, autor opracowania, "w coraz bardziej zracjonalizowanym świecie wiara Polaków w przesądy jest nadal żywa, a praktykowane nieracjonalne zwyczaje, które odbierane bywają jako przynoszące szczęście lub pozwalające uniknąć pecha, są w polskim społeczeństwie niezmiennie dość popularne".
Jak ulał pasuje to do licznych, popularnych łańcuszków, czego przykładem jest już nieistniejąca strona atrapa.net. Gromadzone były na niej tego typu historie - od chorych i potrzebujących dzieci, po przepis na szczęśliwą miłość, a na Billu Gatesie rozdającym majątek kończąc.
Dawniej szczęście przynosił kominiarz, dzisiaj - obrazek w internecie
Słowem - porównanie łapania się za guzik do obrazka, który może przynieść szczęście, jeśli wyśle się go 10 osobom, nie wydaje się przesadzone.
"Internet jednak nie jest, wbrew temu, co sądzą niektórzy, autonomiczną strefą. Za masowym użytkownikiem do cyberprzestrzeni podążyły elementy popularnej wyobraźni ze świata 'analogowego'. Dlatego internet zaczął zapełniać się wiekowymi często przesądami. To o nich przede wszystkim powinno wspominać się, gdy mowa o memach – ze względu na swoją żywotność, uparte trwanie i skłonność do namnażania, pasują do pierwotnej definicji tego słowa (Richard Dawkins nazwał memami jednostki informacji, które rozprzestrzeniają się podobnie jak geny, jednak w sferze kultury; te formy, które utrzymują się i krążą w społeczeństwach długo, a ludzie kojarzą je intuicyjnie – zabobon, wróżba, łańcuszek szczęścia – będą bardzo silnymi memami)" - pisała Olga Drenda na łamach Dwutygodnika, mając na myśli także internetowe łańcuszki.
Wiele łańcuszków to nic innego, jak dostosowane do nowych czasów stare historie i przesądy. "Nawet jeśli kiedyś można było mówić o różnicy pomiędzy internetem a światem offline, to dzisiaj jest ona praktycznie niewidoczna" - uważa Drenda. Współcześnie o granicy dzielącej te dwa światy pewnie się nawet nie pamięta. To nie tak, że siadając przy komputerze, nagle inaczej postrzegamy świat.
"Era slaktywizmu"
Ale w przesądy nie wierzy jednak każdy. Według badania, "najbardziej przesądne są osoby nieaktywne zawodowo, zwłaszcza bezrobotne, zajmujące się domem oraz niezadowolone ze swojej sytuacji materialnej, a także o niskim wykształceniu". Na przesądy bardziej podatne są kobiety niż mężczyźni i to szczególnie te w wieku od 45 lat. Wracamy więc znów do kwestii szufladek, a zwłaszcza wieku.
Czy masowe udostępnianie łańcuszków mówi coś o nas, jako społeczeństwie? Mimo wszystko nie byłbym aż tak pesymistycznie do tego nastawiony. Trzeba pamiętać, że akcje na Facebooku nie zawsze są odzwierciedleniem naszych poglądów czy zachowań.
"Żyjemy w erze slaktywizmu, łatwo jest opowiedzieć się za jakąś akcją, ideą społeczną siedząc wygodnie na kanapie" - mówiła mi kiedyś w rozmowie psycholog Izabela Dziugieł. Jest to także moda. "Ot, dzieje się akcja na Facebooku: dołączam, żeby nie być odosobniony, w czyimś poczuciu być może gorszy" - tłumaczyła.
Bezmyślne kopiowanie i udostępnianie treści na pewno martwi. Ale pocieszać możemy się tym, że w wielu przypadkach spowodowane jest po prostu modą, a nie bezgraniczną wiarą w to, że masowe udostępnianie formułki wystarczy, aby dokonał się cud.