Google wziął rozpęd i przeskoczył "dolinę niesamowitości". Już nie zorientujesz się, czy rozmawiasz z maszyną
09.05.2018 10:27, aktual.: 09.05.2018 12:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Witamy w świecie science-fiction, gdzie telefon zadzwoni za nas, a email sam się napisze. Widziałem to podczas konferencji Google I/O 2018. I wiem, że od teraz nie będziemy już w stanie rozróżnić, czy gadamy z człowiekiem, czy komputerem.
Osobiście nie mam nic przeciwko interakcji z maszynami, zarówno tekstowo, jak i w rozmowie głosowej. O ile wiem, że rozmawiam z robotem. Dlatego uważam, że obecne głosy i sposoby wymowy wirtualnych asystentów są idealne. Na tyle przypominają ludzi, że miło się z nimi rozmawia, ale są słyszalnie odmienne od naszej mowy. Stoją o krok przed "doliną niesamowitości" (ang. uncany valley), czyli przed miejscem, w którym podobieństwo maszyn do ludzi zaczyna wywoływać uczucie niepewności i zagrożenia.
Najnowsze usługi Google, które poznaliśmy na konferencji I/O, paradoksalnie nie wprowadzają maszyn do "doliny niesamowitości", a od razu ją przeskakują. I w tym momencie nie wiem czy to dobrze czy źle.
Chodzi przede wszystkim o dwie nowości Google'a. Pierwszą z nich jest Inteligentna Kompozycja w wiadomościach Gmaila, a drugą ulepszony Asystent Google. Inteligenta Kompozycja będzie przewidywać, co chcemy napisać w wiadomości i podpowiadać nam całe zdania. Jeśli uznamy, że nam odpowiadają, to wystarczy wcisnąć klawisz TAB, aby dodać zdanie do maila. Nowości w Asystencie Google to natomiast technologia Wavenet, która sprawia, że głos maszyny jest jeszcze płynniejszy i stosuje intonację zdań, oraz Duplex, czyli możliwość prowadzenia rozmowy z człowiekiem.
Podczas konferencji nowe możliwości Asystenta Google zostały zaprezentowane na przykładzie zamawiania rezerwacji u fryzjera i w chińskiej restauracji. Telefon poproszony przez właściciela o zrobienie rezerwacji zadzwonił do obu miejsc, porozmawiał z żywym człowiekiem, ustalił datę i zrobił rezerwację. Przez cały czas człowiek po drugiej strony telefonu nie miał pojęcia, że rozmawia z komputerem. Ulepszony sposób komunikacji asystenta praktycznie to uniemożliwia. Komputer świetnie rozumie pytania i kontekst. W odpowiednim momencie sam zadaje pytania i dodatkowo używa "ludzkich" wstawek takich jak "hmm". To zarówno zachwycające jak i przerażające.
Jeśli człowiek nie jest w stanie stwierdzić, że rozmawia z komputerem, to nie możemy mówić o efekcie doliny niesamowitości. Ten bowiem opiera się właśnie na tym, że rozmówca dostrzega minimalne detale odróżniające maszynę od człowieka. Te różnice powodują właśnie uczucie niepokoju. W przypadku Asystenta Google możemy o tym mówić, dopiero jeśli wiemy, że to autorem głosu jest nie człowiek tylko komputer. Tak jak oglądając powyższe wideo
Cieszyć się? Nie jestem pewien
Czy to źle? Czy dobrze? Czy w ogóle cokolwiek zmieni w naszym życiu? W tym momencie ciężko ocenić. Po pierwsze, nie wiadomo na ile Asystent Google będzie tak naturalny jak miało to miejsce podczas prezentacji. Chociaż nie chcę zarzucać Google'owi, że całość była wyreżyserowana, to pokaz nie odbywał się na żywo. Może się okazać, że w praktyce Asystent nie będzie tak płynny i naturalny, jak widać to było na wideo.
Po drugie, warto się zastanowić, na ile nowe umiejętności będą rzeczywiście przydatne. Osobiście robię różne rezerwacje nie częściej niż raz w miesiącu i nie jest to dla mnie na tyle uciążliwe, żebym chciał to zadanie zlecać maszynie. Myślę, że w podobnej sytuacji jest większość obecnych i potencjalnych użytkowników Asystenta Google.
Jednak bez względu na to jak często będziemy używali nowych możliwości Asystenta Google (do Polski ma trafić jeszcze w tym roku), to inwestowanie w niego przez Google pokazuje nam, jak będzie wyglądać nasza przyszłość u boku wirtualnych asystentów. Niczym w filmach science-fiction załatwią za nas obowiązki, umawiać wizyty (może nawet bez naszej wiedzy) i przypominać o spotkaniach i obowiązkach. Wszystko to przy pomocy miłego i "ludzkiego" głosu, tak abyśmy chętniej z nimi rozmawiali.
A gdy wirtualni asystenci staną się już nieodzowną częścią naszego życia i będą wiedziały wszystko o wszystkich, to będą mogły zapanować nad ludzkością. To oczywiście żart - i szanse na to, że tak się stanie, są bardzo małe. Aby do tego doszło, to Google (jedna z najbogatszych firm na świecie) musiałaby zrezygnować ze swojego genialnego sposobu na zarabianie, jakim jest sprzedaż targetowanych reklam. A o taki ruch ciężko posądzić kapitalistycznego giganta.
Na obecną chwilę Asystent wyprzedza konkurentów, jakimi są Siri czy Alexa, o całe długości. Pozostaje nam wierzyć, że Google rzeczywiście chce uczynić nasze życie łatwiejszym i przyjemniejszym za cenę wyświetlania nam reklam.