Dopiero co zamknęli Google+. Gigant szykuje kolejny portal społecznościowy. Zapowiada się źle
"Powtarzanie w kółko tej samej czynności w oczekiwaniu innych rezultatów" - to definicja obłędu według Einsteina. Halo, lekarzu, proszę przyjechać do Google'a! Gigant chyba jest poważnie chory. Po nieudanym Google+ szykuje się kolejna wtopa - o nazwie Shoelace.
"Ta sama czynność" to w tym przypadku chęć stworzenia portalu społecznościowego na bazie nie do końca sensownych pomysłów. Przypomnijmy: w kwietniu Google wygasiło Google+. Czyli portal społecznościowy, który wystartował w 2011 r. i miał pokonać Facebooka.
Naiwne było myślenie, że Google czas żałoby przeznaczy na wyciągnięcie wniosków. Google+ nie jest przecież pierwszym portalem społecznościowym, który gigantowi nie wyszedł. Wcześniej były Google Orkut, Buzz, czyli kopia Facebooka, oraz Google Wave, który miał połączyć skrzynkę e-mail i narzędzia do pracy grupowej z komunikatorem internetowym. Wypadałoby, żeby ktoś w końcu powiedział: "Hej, koledzy, coś nam z tymi społecznościówkami nie idzie, dajmy sobie z tym wreszcie spokój".
Jako że biznes to nie kino familijne, trudno jest wierzyć w to, że w końcu się uda. Najwyraźniej ktoś w Google naczytał się poradników życiowych albo polubił zbyt wiele coachingowych profili i liczy na to, że "każda kolejna porażka zbliża cię do sukcesu".
Zobacz też: YouTube Premium i YouTube Music Premium w Polsce
Google Shoelace. Google nie chce zrezygnować z portali społecznościowych
Kolejna próba - Google Shoelace. Na razie aplikacja testowana jest tylko w Nowym Jorku, więc może ktoś się jeszcze opamięta. Ale mimo wszystko o zdrowy rozsądek chyba w Google trudno, bo już sam pomysł na Shoelace każe program skreślić.
To aplikacja, dzięki której łatwiej będzie umawiać się na różne wydarzenia w okolicy. Wyjście na piłkę nożną, wypad do kina, zbliżający się koncert? Dajesz znać i czekasz aż zbierze się grupa innych chętnych. Mogą to być twoi znajomi, mogą być zupełnie nieznani ci ludzie. Google Shoelace ma też podrzucać aktywności, które mogą zainteresować użytkowników.
Co w Google Shoelace jest nie tak? Nie widzę powodu, dla którego miałbym z aplikacji Google'a korzystać. Od informacji na temat zbliżających się wydarzeń mam… "Wydarzenia" na Facebooku. Klikam "wezmę udział", gdy chcę sam się gdzieś wybrać. Dostaję powiadomienie, gdy ktoś ze znajomych czymś się interesuje. Czego chcieć więcej?
Ktoś może odpowiedzieć: "prywatności". W końcu mało kto organizuje wydarzenie o nazwie "Jestem głodny i mam ochotę na pizzę, kto idzie ze mną?". Ale przecież od takich szybkich zebrań są czaty grupowe, które ma każdy komunikator. Są też grupy na Facebooku, dzięki którym zebrać mogą się osoby o tych samych zainteresowaniach i tam umówić się na spotkanie.
Sama idea stojąca za Shoelace brzmi jak pomysł młodego start-upu. Na prezentacji w Power Poincie będzie wyglądało świetnie. Ale znając życie bardzo szybko o aplikacji się zapomni. Tak, jak zapomniało się o aplikacji Action Near You (ANY), próbującej trzy lata temu wcielić w życie to, co dziś Google promuje jako nowość.
Shoelace: projekt niepotrzebny
Najbardziej zaskakuje więc fakt, że coś takiego wychodzi od Google'a. Można odnieść wrażenie, że ktoś ma zranioną dumę. I nie spocznie, dopóki nie stworzy czegoś, co zagrozi Facebookowi. Wszystkie ręce na pokład. A że trudno wymyślić coś sensownego i nowatorskiego, przechodzą projekty jak Google Shoelace.
Dziwi mnie coś jeszcze. Google naprawdę nie potrzebuje portalu społecznościowego. I nie chodzi o to, że dzięki swoim usługom trzęsą całym internetem. Zwrócił mi na to uwagę Michał Wieczorek z firmy Sotrender.
- Google ma przecież serwis społecznościowy, niezwykle popularny, o czym często się zapomina. To YouTube, z którego korzysta miesięcznie 1,8 miliarda zarejestrowanych użytkowników i miliony niezarejestrowanych. To najpopularniejsza usługa Google, popularniejsza od Gmaila i największy konkurent Facebooka, bo opiera się na treściach wideo, które najmocniej angażują odbiorców - mówił w rozmowie z WP Tech.
Wieczorek mówił wówczas o czymś jeszcze - że Google+ wyglądał na serwis zrobiony na odczepkę, tylko po to, żeby Google mógł powiedzieć, że ma własne medium społecznościowe. Nie chodzi więc o to, że gigant nie potrafi robić serwisów społecznościowych. Po prostu im się nie chce. Nie mają do tego serca.
To czyni pomysł na Shoelace jeszcze bardziej niezrozumiałym. Sugeruje, że w Google zarządzający to niezbyt uważni ludzie, którzy nie przejmują się marnowaniem czasu i pieniędzy.
Ale może w tym właśnie rzecz? Może do Google dotarła sztuka bezsensownej pracy, byleby ktoś widział, że się pracuje? Jakiś dyrektor lub inny kierownik przechadzał się po korytarzach i zobaczył, że grupa pracowników pije kawę, śmieje się, słowem - nic nie robi. I od razu na nich nawrzeszczał:
- A wy co, nie macie niczego do roboty? Nowy wygląd Gmaila zrobiony? Już dawno? To może byście nowy portal społecznościowy wymyślili, a nie tak bez sensu gadacie?!
I tak mógł powstać Google Shoelace.