Google bez wyników. To nie błąd, a celowe działanie giganta
Od lat Google w swoich podstawach działa niemal tak samo – wpisujesz pytanie, dostajesz linki z odpowiedziami. To ma się jednak zmienić i wyszukiwarka przestanie pokazywać wyniki wyszukiwania. Brzmi pokrętnie, ale to potencjalna przyszłość Google'a.
04.12.2018 | aktual.: 05.12.2018 10:01
Żeby nie rzucać słów na wiatr, warto zaznaczyć, że już w marcu 2018 roku testowano taką funkcjonalność. Po wpisaniu odpowiedniego zapytania, odpowiedź pojawiała się w specjalnym boksie, zamiast odsyłać do konkretnych stron. Chcesz obliczyć jakieś równanie? Dostaniesz kalkulator. Kursy niektórych walut również pojawiają się bezpośrednio na stronie, podobnie wyniki meczu podczas Mundialu w Rosji. Wtedy można było sprawdzić wszystkie informacje o meczach właśnie z poziomu Google.
Później jednak technologiczny moloch wycofał się z testowania, zaledwie po tygodniu od implementacji rozwiązania. Ba, eksperyment nie został zbyt wysoko oceniony przez twórców, ale podkreślili, że otrzymali dużo danych oraz opinii. Osiem miesięcy później skrócone wyniki wyszukiwania zostały wprowadzone ponownie. I tym razem nigdzie się nie wybierają.
Sprawa jest prosta, wygodna, intuicyjna i bardzo uzależniająca. Bo w końcu nie musimy przebijać się przez tony stron, tylko otrzymujemy potrzebne informacje niemal z miejsca.
Dalsza monopolizacja
Adam Suraiya, Starszy Specjalista ds. Pozycjonowania w firmie NPROFIT, w komentarzu dla WP Tech przybliża, dlaczego wprowadzenie tego rozwiązania jest poniekąd wpisane w rozwój wyszukiwarki: - Na przełomie swojego istnienia wyszukiwarka Google przyzwyczaiła nas do regularnych zmian i "usprawnień", które odnoszą się nie tylko do działania algorytmu, ale i do warstwy UX dotykającej użytkownika. Jedną z takich zmian jest właśnie ograniczenie wyników wyszukiwania na rzecz boksu z odpowiedzą – tłumaczy.
Widać tu konsekwencję działań giganta. Coraz częściej bowiem dostrzegalne są kolejne elementy umieszczone pomiędzy wynikami bezpłatnymi. Rośnie także popularność stron AMP ("przyspieszone strony mobilne", projekt realizowany przez Google), które zatrzymują użytkownika na serwerach Google. Pod coraz większą ilością zapytań pojawiają się także "direct answers", które na dłużej przykuwają uwagę użytkownika, a często są dla niego wystarczające i zniechęcają użytkownika do przewinięcia strony.
Zobacz Też: Fałszywe aplikacje na Google Play
Wdrożenie skróconego widoku tłumaczone jest między innymi poprawą szybkości ładowania na urządzeniach mobilnych. W praktyce jest to model działający na korzyść Google, który skutecznie może zatrzymać użytkownika.
- Słowo "może" jest tutaj kluczowe, ponieważ niektóre dwuznaczne zapytania mogą być problematyczne we wdrożonym rozwiązaniu. Skąd bowiem wiedzieć czy pod zapytaniem "date in London" wyświetlić datę czy pomysł na randkę w stolicy Anglii? – pyta Suraiya.
Pewny jest jednak fakt, że polityka firmy idzie w kierunku tworzenia modelu "answer engine". W pierwszej kolejności ma zatrzymać użytkownika u siebie, a jeżeli to nie będzie wystarczające, to skierować go dalej - do wyników wyszukiwania. Jest to nie tylko duża zmiana dla użytkowników, ale także kolejne wyzwanie dla osób promujących swoje usługi w wynikach wyszukiwania, uważa ekspert.
Zagrożenia dla faktów
- Ciężko mi wyobrazić sobie główną stronę wyników wyszukiwania bez linków – stwierdza Andrzej Gruszka, Head of Communication z Hexe Capital. - Google zmienia algorytmy kilkaset razy rocznie. Zmiana na tak dużą skalę wywróciłaby dotychczasowe reguły gry do góry nogami. A na to amerykański gigant sobie nie pozwoli. Zerowe wyniki wyszukiwania mają za sobą eksperyment z marca tego roku. Wygenerował nie tylko ożywioną dyskusję w świecie SEO, ale masę błędów, ze zniknięciem magazynu Time z wyników wyszukiwania – wspomina.
Nie zmienia to faktu, że cel tych działań ma sens, dodaje Gruszka. Szybsze i trafniejsze wyniki wyszukiwania są niewątpliwie dobre dla użytkowników. Ale czy Google znajdzie sposób na skuteczne wdrożenie? Istnieje nisza zapytań, dla których wyniki wyszukiwania zerowego pasują idealnie. Sprawdzają się w przypadku krótkich zapytań o godzinę w danym miejscu, czas lotu, kalkulator, przelicznik walut i tym podobne.
- Nie wyobrażam sobie, by Google rozszerzył Zero Search Results na zapytania, które w normalnych okolicznościach generują znaczący ruch dla szerokiej gamy marek. Bo wiele z nich utrzymuje przecież amerykańskiego giganta, prowadząc inne, płatne działania marketingowe w wyszukiwarce – zauważa Gruszka.
W tym momencie nadal czeka nas przyszłość w której marki będą zabiegać o jakościowe linki czy też wzmianki o swoich biznesach w innych serwisach internetowych. One mają wartość PR-ową, marketingową i są bezcenne w generowaniu ruchu. Na wyniki wyszukiwania bez wyników przyjdzie nam jeszcze poczekać, przynajmniej do kolejnego eksperymentu, uważa ekspert.
Warto przeczytać: Walka z patostreamem
Z kolei Szymon Szymczyk, ekspert ds. komunikacji z agencji Planet PR, podkreśla w rozmowie z WP Tech wpływ tego rozwiązania na treści, które będą wyświetlane użytkownikom.
- Widzę zagrożenie związane z reputacją firm i osób oraz dezinformacją. Mogę sobie wyobrazić, że na zapytanie dotyczące nazwy firmy lub imienia osoby, Google wyświetli tylko jedną wybraną odpowiedź. Co jeśli ta odpowiedź będzie daleka od obiektywizmu? – pyta. - Oczywiście ten problem istnieje już teraz, ale widząc wiele wyników wyszukiwania użytkownik ma większą szansę na wyrobienie sobie opinii na podstawie kilku źródeł. Google chce ograniczyć to do tylko jednego źródła. Ktoś, kto będzie potrafił "ograć" algorytm Google i wyświetlić wybrany wynik, będzie mógł jeszcze silniej wpływać na opinie użytkowników wyszukiwarki – zaznacza.