Estimote ma ambicje być nowym Microsoftem. Oczekiwania wobec beaconów były wielkie - a jak z realizacjami?
Siedzibę mają w Krakowie, w starej fabryce czekolady. W środku wielka, pusta przestrzeń i 60 osób które wierzy, że za 30 lat będą kolejnym Microsoftem. Firma Estimote ma wielkie ambicje, a na razie wyposaża lotniska, muzea i sklepy w małe komputery (beacony), które mają sprawiać, że inaczej spojrzymy na świat. Do tej pory są synonimem firmy, której udało się osiągnąć sukces w Dolinie Krzemowej, ale eksperci już zaczynają mieć wątpliwości.
24.01.2017 | aktual.: 26.01.2017 09:23
- Jednym z naszych klientów jest stadion Barcelony - mówił mi Jakub Krzych, współzałożyciel Estimote. - Znajdują się tam nasze beacony, a dzięki nim można korzystać z funkcji takich, jak zamawianie jedzenia na swoje miejsce, ściąganie uwagi kamery albo nawigowanie po sektorach.
Działa to tak: beacony-nadajniki komunikują się z aplikacją zainstalowaną na smartfonie. I dzięki temu dostawca jedzenia wie dokładnie, gdzie znajduje się osoba która zamówiła napój, a użytkownik jest lokalizowany w zamkniętej przestrzeni, gdzie nie działa GPS. Beacony tylko wysyłają z góry ustalony sygnał, który odczytywany jest przez smartfony.
Estimote wypłynął w 2013 roku, gdy wygrał jeden z ważniejszych konkursów branżowych w USA i od tej pory zaczął zyskiwać na znaczeniu. Zainwestował w nich między innymi fundusz Erica Schmidta, byłego prezesa Google.
Sim City w Dolinie Beaconowej
W Polsce istnieją aż trzy firmy zajmujące się produkcją beaconów - wspomniany już Estimote, Kontakt.io i Ifinity. Nasz kraj jest ewenementem pod tym względem - nazywany był nawet "doliną beaconową", bo na świecie ta technologia nie miała takiej nadreprezentacji.
- Telefon bez beaconów jest ślepy - tłumaczy Krzych. - Nie wie, co jest dookoła niego. A przecież telefon to nasz drugi mózg! Może połączyć się z serwerem na końcu świata, a nie wie, w jakim kontekście teraz się znajdujesz. A z beaconami nagle możliwe jest Sim City, bo wiemy, czym jest dany obiekt i jaka jest jego lokalizacja w czasie rzeczywistym.
Estimote odniósł największy sukces spośród polskich firm beaconowych. Rok temu zainkasowali 40 milionów złotych z jednej rundy finansowania. Wszystko dlatego, że inwestorzy uwierzyli w wizję świata z beaconami, które prowadzą nas po lotnisku albo pomagają w zakupach.
Zastosowania
Handel stał się dla Estimote świętym Graalem. W ich scenariuszach wchodzimy do sklepu z meblami, podchodzimy do wybranego fotela, klikamy w aplikacji i idziemy na hot-doga. A fotel następnego dnia trafia do naszego domu. To w scenariuszu, który pomaga klientom, bo beacony mogą też pomagać sprzedawcy.
- Oprogramowanie może podpowiadać, że przy półce od 15 minut kręci się klient i wygląda jakby potrzebował pomocy - wymienia Krzych. - Albo, że tam są przedmioty które zostały poruszone na wystawie i należy je poprawić.
Technologia już jest, eksperymentuje z nią 70 tysięcy programistów i 70 proc. firm z listy Fortune 100. Stosowana jest w handlu, na lotniskach, konferencjach, w miejscach pracy. Ale wciąż czeka na przełomowe wdrożenie.
- W holenderskich kościołach nikt już w zasadzie nie nosi ze sobą gotówki. A wiadomo, że jakoś należy wspierać lokalną społeczność. Więc jeden z kościołów zamontował na tacy beacon - taca podawana z rąk do rąk wyzwala w aplikacji powiadomienie, więc jednym kliknięciem można przesłać kilka euro - tłumaczy dalej Krzych. - To konkretny problem rozwiązywany przez naszą technologię. Czy płatności dla kościołów to nasz “killer app”? Nie wiem. Istotne jest to, że ktoś w małym miasteczku zbudował prototyp i teraz większa liczba kościołów może z tego korzystać.
Wizja jest piękna, eksperci są sceptyczni
Krzych za 30 lat widzi swoją firmę na rynku jako nowy Microsoft, który tworzy oprogramowanie dla świata fizycznego - dla wspomnianych już sklepów, lotnisk, czy nawet kościołów. Ale eksperci stawiają coraz więcej pytań o przyszłość rozwijanej przez Estimote technologii.
- Beacony za szybko zostały okrzyknięte rewolucyjną technologią zmieniającą otaczający nas świat - uważa Grzegorz Marczak, redaktor naczelny Antyweb. - Za szybko chciały rewolucjonizować biznes, który do tej pory nie jest na takie zmiany gotowy. Beacony będą technologią potrzebną i przy umiejętnym wykorzystaniu bardzo efektywną. Nie będzie ona jednak stawiana na pierwszym planie i wymieniana jako element sukcesu. Będą trybikiem przy dużych projektach, w których cała uwaga skupiać się będzie na realnych potrzebach i korzyściach. Over-hype związany z firmami beaconowymi bardziej zaszkodził rozwojowi tej technologii niż pomógł. Oczekiwania rosły dużo szybciej, niż możliwości ich rozsądnego wdrożenia. Popłynęły milionowe inwestycje, a za nimi oczekiwania pierwszych rewolucyjnych i głośnych projektów.
- Beacony to przykład jednej z tych technologii, którym wróżono świetlaną i szybką przyszłość, tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna - dodaje Przemysław Pająk, redaktor naczelny Spider's Web - dziś już prawie nikt w nią nie inwestuje, a media praktycznie przestały się nią interesować. Sam w pewnym momencie myślałem, że beacony zmienią rzeczywistość na świecie. Koncept wydawał się realizacją futurystycznych wizji rodem ze słynnych filmów sci-fi. Tymczasem chyba jest tak, że świat, przeciętni ludzie, nie są gotowi na taki rodzaj interakcji technologii z rzeczywistością, jaki oferują beacony.
Jeszcze bardziej krytyczny jest Szymon Kubicki, były szef hardware’u w firmie Ifinity (konkurencyjnej wobec Estimote):
- Szanse beaconów upatrywane były w dwóch obszarach: mikrolokalizacji wewnątrz budynków oraz w usprawnieniu procesów sprzedażowych. Niestety, w żadnym z tych obszarów nie słychać o spektakularnym wdrożeniu, które by powodowało, że beacony są przełomową technologią. Rynek patrzył z zaciekawieniem ale nie przełożyło się to na duże zastosowania. Beacony były technologią przejściową, która już raczej nie zaistnieje w takiej formie, jak zakładali jej twórcy.
Adam Jesionkiewicz, załozyciel Ifinity (też zajmującej się beaconami) uważa, że technologii tej powinniśmy dać jeszcze trochę czasu:
- Jak każda nowa technologia, także beacony potrzebują czas na znalezienie swojego miejsca. Nie ulega wątpliwości, że nasza branża zbyt optymistycznie podeszła do czasu potrzebnego na masową adaptację. Paradoksalnie – to też nie jest nic nowego. Patrząc na historię beaconów nie można oprzeć się wrażeniu, że idealnie wpisują się w Krzywą Gartnera (opisującą żywot technologii). Jesteśmy dzisiaj za dwoma pierwszymi etapami, czyli technologia rośnie w naturalny, produktywny sposób. Dzieje się sporo, ale postronnych osób (i mediów) to już nie interesuje. Podejrzewam, że wszystkie firmy pracują nad wdrożeniami oraz przede wszystkim – wynikami.
Najbardziej wyważony jest Tomasz Kowalczyk, inwestor z funduszu HardGamma Ventures:
- Beacony mają przyszłość, tylko odbiorcy muszą do nich dojrzeć. Na razie wciąż czekają na swój czas, ale raczej nie można mówić, że zmienią świat.
Rozwiązania oferowane przez beacony mogą robić wrażenie. Ale już liczba wdrożeń imponująca nie jest. Być może powodem jest brak ludzkiej kreaywności i odpowiedniego pomysłu na zastosowanie już istniejącej i od 4 lat rozwijanej technologii. Pytanie tylko, czy brak kreatywności innych nie przekreśli rozwiązania Polaków.