Dzięki ocenom na Facebooku wiem, jakie poglądy ma właściciel restauracji. Nie wiem nic o jego daniach

Coraz częściej ocena w internecie najmniej świadczy o jakości produktu. Ważniejsze jest to, kogo popiera twórca lub właściciel. Albo z kim ma na pieńku. Patrzysz na średnią wystawioną przez użytkowników? Lepiej zmienić to przyzwyczajenie.

Dzięki ocenom na Facebooku wiem, jakie poglądy ma właściciel restauracji. Nie wiem nic o jego daniach
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Adam Bednarek

06.06.2017 | aktual.: 06.06.2017 14:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Największy koncern piwowarski na świecie wykupił mniejszościowe udziały w największym portalu piwnym na świecie. Na ratebeer.com użytkownicy z całego świata oceniają piwa - im wyższa średnia nota, tym piwo “obiektywnie” jest lepsze. Jak się niedawno okazało, od października częściowym właścicielem serwisu jest Anheuser-Busch - koncern, który kontroluje jedną trzecią światowego piwnego rynku.

Paranoją byłoby myślenie, że taki moloch zacznie manipulować ocenami produktów swoich i konkurencji. Z drugiej strony trudno od takiego myślenia uciec.

Jak patrzylibyśmy na noty na portalu filmowym wiedząc, że właścicielem jest największa wytwórnia na świecie? Jak ocenialibyśmy przyznawane przez serwis nagrody, nawet jeśli wręczano by je na podstawie ocen użytkowników? Przed takim dylematem stoją teraz piwosze z całego świata.

Jednak gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to problemem wcale nie są właściciele takiego serwisu. Oceny użytkowników zawsze skażone są wątpliwościami. I nieważne, czy chodzi tu o osiedlowe restauracje, piwa z całego świata czy gry.

Obraz
© Materiały prasowe

Przy okazji premiery gry “Wiedźmin 2” padło podejrzenie, że krytyczne oceny na portalu Metacritic wystawia polskiej produkcji pracownik… BioWare, czyli konkurencyjnego studia. Z kolei “swojej” grze, jednej z odsłon "Dragon Age", dał maksymalną notę. Co więcej, podobnych przykładów było więcej - pracownicy studia sami pisali pochlebne komentarze.

Ale i średnia “Wiedźmina 2” w wersji konsolowej budziła wątpliwości. Większość pozytywnych ocen dawali użytkownicy, którzy pierwszy raz oceniali gry w serwisie. Zresztą na ten problem zwróciło ostatnio uwagę CI Games.

"Zaobserwowaliśmy jednak zjawisko oceniania naszej najnowszej gry, “Sniper Ghost Warrior 3”, na “0” z kont, które nie posiadają żadnej historii w serwisie Metacritic" - pisał przedstawiciel CI Games w oświadczeniu na temat zarzutów, jakoby polskie studio manipulowało ocenami swojej produkcji.

Nie da się ukryć, że zrzucenie winy na “hejterów” jest dobrym usprawiedliwieniem. To nie nasza gra jest zła - to ludzie, którzy robią nam na złość i wstawiają kiepskie noty.

Internetowe noty - zamiast pomóc poznać "obiektywną prawdę" - jeszcze bardziej mącą w głowach. A będzie coraz gorzej.

Ale czy te liczby rzeczywiście są tak ważne? Jeden z wydawców swego czasu zagroził, że jeśli średnia ocen będzie zbyt niska, w studiu koniecznie będą zwolnienia. Jednak nie ten radykalny przykład świadczy o tym, że liczby w internecie mają znaczenie.

Obraz
© WP.PL

Po prostu jesteśmy leniwi, a cyferki upraszczają sprawę. Widzę wysoką notę, mam większe zaufanie. Proste.

Tyle że coraz częściej ostatnią rzeczą, jakiej oceny w internecie dotyczą, jest produkt. W 2015 roku szczeciński kebab zalany został falą “jedynek”. Ekspertami kulinarnymi były w większości osoby z różnych części Polski, a oceny wystawiały w dniu, w którym… restauracja była nieczynna. “Mamy podstawy twierdzić, że nie było to spowodowane niezadowoleniem klientów z naszych usług. Prawie wszystkie osoby, które oceniły nas tak nisko, udostępniają treści namawiające do rasizmu” - tłumaczył przedstawiciel restauracji.

I znalazła szybko fanów, którzy postanowili “podbić” średnią ocen, tak by internetowa reputacja nie była nadszarpnięta. Ruch pozytywny i poniekąd sprawiedliwy.

Ale doszło do sytuacji, że dziś patrząc w internecie na noty np. restauracji, nie wiem, czy to zasługa szefa kuchni, czy może poglądów właściciela. A niska ocena pizzeri to wina spóźniającego się kelnera, czy może tego, że firma współpracuje z Uberem.

Wcale nie przesadzam! Warszawskie restauracje, po wprowadzeniu u siebie usługi Uber Eats, dostały mnóstwo krytycznych opinii, zawierających mnóstwo “kłamliwych argumentów oraz rasistowskich sformułowań”. W oświadczeniu jednej z nich napisano:

Dziwnym trafem wystawiający negatywne komentarze Panowie współpracujący z różnymi korporacjami taksówkarskimi i otwarcie mówią o swoim wrogim nastawieniu do konkurencyjnego przewoźnika, jakim jest Uber

Nie bądź leniwy

Czyli co, “takie czasy”, a wszystkiemu winien jest internet, który pozwala wypowiedzieć się każdemu i na każdy temat? Niekoniecznie. Problem tak naprawdę nowy nie jest - przecież dawniej też zniechęcaliśmy się po przeczytaniu krytycznej recenzji czy po usłyszeniu nie najlepszej opinii o mechaniku od znajomych. Paradoksalnie dziś mamy lepiej, bo mamy więcej źródeł.

Szukasz komputera? Nie sugeruj się komentarzami na jednej stronie, bo być może przesiadują tam fani procesrów Intela, więc nieprzychylnie patrzą na rozwiązania konkurencji. Idziesz do restauracji? Nie patrz wyłącznie na oceny. Poczytaj recenzje, sprawdź, kto jest wystawiał. Być może była to osoba, która nawet nie odwiedziła tego miejsca! Albo nawet nie istnieje - została stworzona do tego, by pisać pochlebne komentarze w sieci. Szajkę fałszywych recenzentów namierzył niedawno Przemek Marczyński z portalu mojmac.pl. Wystarczyło zajrzeć na ich facebookowy profil, by dostrzec, że nie są to prawdziwi ludzie.

Patrzenie na oceny jest dla leniwych. Po absurdalnych recenzjach i sporach ideologicznych toczonych na profilach facebookowych restauracji wiem, że internetowe opinie bywają niezbyt wiarygodne. Musimy szperać i sami ustalać, kto ma rację. Więcej roboty? Na pewno. Cieszmy się jednak, że mamy możliwość, by szybko sprawdzić, po czyjej stronie leży prawda.

Komentarze (0)